poniedziałek, 8 sierpnia 2016

W schronisku

Siedząc na kanapie Gran zastanawiał się, czy na pewno powinien to robić. Zwierzęta zawsze bały się Eustace’a, co bardzo mężczyznę raniło, jako iż je kocha, zwłaszcza psy. Może wyczuwały jego dystans do wszystkiego i chłodne podejście… Ale ostatnimi czasy jednak zmienił się. Na tyle, że udało mu się nawiązać nić porozumienia z psem sąsiadów, którego wyciągnął z dołu. Mimo to nie podjął dalszych kroków związanych ze zjednywaniem sobie czworonożnych istot, co też Gran chciał naprawić… No właśnie. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie.
- Od rana zachowujesz milczenie. Coś ci chodzi po głowie – stwierdził cicho Eustace.
- Tak jakby…
- Mów.
- No bo pomyślałem, żebyśmy wzięli sobie psa.
Zapadła grobowa cisza. Gran brał również taką reakcję pod uwagę, jednak powstrzymanie słowotoku, którego dostawał w takich momentach zdawało się być niemożliwym do wykonania zadaniem.
- Masz na myśli zakup szczeniaka? – zapytał martwym głosem Eustace.
- Bardziej tak ze schroniska… No i nie musi być szczeniak, starsze psy bywają bardziej ułożone…
Ugryzł się w język zanim zaczął wyliczać całą przygotowaną listę plusów „dlaczego warto spróbować z projektem pies”. Eustace dalej milczał, jednak wyglądał jakby to rozważał. Jego uszy lekko drgały, co Gran odczytywał jako dobry znak.
- Jeśli robisz to dla mnie, to odpuść – przemówił w końcu mężczyzna.
- Owszem, po części to dla ciebie, ale ja też chciałbym pieska! Jak byłem mały to ja i Jita przygarnęliśmy szczeniaki i każde miało swojego psa, i mój Wacio był wspaniały…
Przerwało mu ledwo słyszalne prychnięcie śmiechu. Zerknął na Eustace’a, który z poważną miną wpatrywał się w program telewizyjny. Jedynie po ruchu uszu rozpoznał, że wcale się nie przesłyszał.
- Co cię tak rozbawiło? – zapytał lekko nadąsany.
- Dlaczego Wacio? – zapytał Eustace, nie odrywając wzroku od gazety.
- Bo jak był szczeniakiem to wyglądał jak wata cukrowa – z przekąsem burknął Gran.
- Czyli mówisz pies…
- Tak.
- To się nie uda.
To było najbliższe zgody co mógł otrzymać, i chociaż mógłby się kłócić, nie chciał żeby Eustace się rozmyślił, więc zachował milczenie.

Kilka dni później stali u bram schroniska. Uszy Eustace’a bezustannie drgały, drażnione przez odgłosy wielu zwierząt. Gran widział w nim wahanie, dlatego ścisnął dłoń, którą trzymał i pociągnął go w stronę wejścia. Mężczyzna powoli ruszył za nim. Po przejściu przez drzwi powitała ich recepcjonistka, która wyraźnie ożywiła się na widok ludzi bez zwierzęcia. Rzuciła krótkie spojrzenie na ich złączone dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, państwo w jakiej sprawie?
- Dzień dobry… Chcielibyśmy obejrzeć pieski – zaczął niepewnie Gran.
- Oczywiście, tędy.
Ruszyli za kobietą. Ludzie zajmujący się zwierzętami cały czas przemykali gdzieś obok nich.
- Widzę, że w schroniskach jest dużo pracy – powiedział cicho Eustace, obojętnie oglądając wszystko dookoła.
- Zwierzęta potrzebują opieki, a że jest ich dużo, to i pracy wiele – skomentowała to ich przewodniczka.
Eustace kiwnął głową i dalej szli w milczeniu. W końcu wyszli na plac, na którym szczekanie i wycie psów było niemal ogłuszające. Psy były pozamykane w klatkach, maksymalnie po trzy na jedną, każdy miał też koc i własną miskę. Może nie były szczęśliwe, ale nie były zaniedbane, każdy był czysty, miał jedzenie i trochę przestrzeni dla siebie.
- Zatem, czy mają panowie jakieś preferencje co do pieska?
- Nic konkretnego… Po prostu się rozejrzymy. Można tak?
- Naturalnie, pytania proszę kierować do mnie.
Wycofała się kilka kroków i pozwoliła im prowadzić. Gran zachęcił Eustace’a uśmiechem, a mężczyzna zastrzygł uszami i puścił jego rękę. Następnie ruszyli gęsiego wzdłuż klatek. Niektóre psy kuliły się na widok Eruna, niektóre rzucały na siatkę i wściekle ujadały. Eustace przesuwał po nich obojętnie wzrokiem. Minęli pierwszy szereg klatek. Zdawało mu się, że na samym początku były młodsze psy. Gran podejrzewał że to dlatego, że one łatwiej znajdują nabywców, no i ludzie przeważnie właśnie takich szukają… Gdyby już na wejściu były stare i schorowane, potencjalni opiekunowie by mieli wrażenie że całe to miejsce to ruina. Drugi rząd klatek to zapewne były psy w średnim wieku, między czwartym a ósmym, dziewiątym rokiem życia. Nie były tak energiczne jak młodsze osobniki, jednak mężczyzna wciąż wywoływał w nich żywe reakcje. Pomiędzy nimi również nie znalazł się taki, który by rzucił się Eustace’owi w oczy. Gran zerknął na ich przewodniczkę, która wyglądała na zaniepokojoną brakiem zainteresowania jakimkolwiek spośród psów. Chociaż trochę mu smutno było, że prawdopodobnie nie znajdą tutaj żadnego psa, który by odpowiadał mężczyźnie, nie mógł nic na to poradzić. Wiedział, że Eustace najlepiej wyczuje który zwierzak nie reaguje na niego strachem. Zbliżali się do trzeciego rzędu, w którym każdy pies miał osobną klatkę. Cieszył się, że nie było ich wiele. Nie zastanawiał się w sumie nad możliwością wzięcia chorego psa… Bo stary to nie bardzo, ledwo się zdążą przywiązać a on już odejdzie… Gdy tak szli, mijając kolejne klatki, uszy Eustace’a drgnęły z zaciekawieniem. Nagle Grana naszła myśl, że skoro on rozpoznaje nastroje swojego chłopaka po ruchach uszu, chyba coś nie pykło na poziomie komunikacji werbalnej… Tak czy siak, podszedł do klatki. Na suchej, miękkiej pierzynie leżał średniej wielkości kundelek. Na oko Gran dałby mu maksymalnie 5 lat, ale mógł się mylić. Zerknął na towarzyszącą im kobietę, która szybko przysunęła się bliżej.
- Ten tutaj to Tofik. Ma trzy lata i choruje na zwyrodnienie stawów. Jest też ślepy… - niepewna czy ma dalej mówić kobieta zerkała na Eustace’a, który nie wyglądał jakby słuchał.
- Czy moglibyśmy do niego wejść? – zapytał Gran.
- Nie wiem, gdyby się panowie zdecydowali go wziąć…
- Od tego będzie uzależniony nasz wybór. Proszę – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
Przewodniczka westchnęła i sięgnęła do kieszeni po klucz. Po chwili klatka stała otworem, a Eustace bezszelestnie wślizgnął się do środka. Powoli podszedł do psa, który podniósł łeb i węszył dookoła. Eustace podsunął blisko niego dłoń do powąchania. Może trochę zbyt blisko, gdyż Tofik uderzył się o jego rękę, jednak po chwili udało się. Pies długo wąchał jego rękę, ale w końcu położył łeb z powrotem na pierzynie. Mężczyzna powoli sięgnął ku niemu i pogłaskał go po głowie. Kundelek nie oponował, dał się głaskać. Gran uśmiechnął się szeroko na ten widok. Niestety, w przypadku chorego psa…
- Gran, weźmy tego – powiedział cicho Eustace.
- Najpierw musimy sprawdzić, czy będzie nas stać na leczenie go…
- Jego leki są drogie? – zapytał kobiety Erun.
- Wydajemy około 200 miesięcznie na tabletki spowalniające rozwój choroby, nie są za dobre ale nie stać nas na nic lepszego… Więcej mógłby powiedzieć tylko weterynarz.
- Poradzimy sobie – stwierdził z mocą Eustace, patrząc w oczy Grana.
- To ty głównie nas utrzymujesz… Ehh… Jeśli chcesz tego, to go weźmiemy – zakończył z nieco wymuszonym uśmiechem Gran.
Eustace uśmiechnął się lekko i delikatnie wziął kundelka na ręce. Chociaż Tofik się trochę rzucał mężczyzna trzymał go mocno. Teraz, kiedy byli bliżej siebie, Gran zauważył pewien szczegół.
- Macie… takie same uszy – powiedział ze zdumieniem, po czym wybuchnął śmiechem.
I pies i Eustace spojrzeli w jego stronę i identycznie przekrzywili głowę na bok, co tylko spotęgowało wesołość chłopaka.

Kobieta patrzyła na nich niepewnie, ale szybko udali się z nowym nabytkiem by podpisać wszystkie niezbędne papiery. Psy w schronisku przeważnie są kastrowane, więc nie musieli się o to martwić. Już wkrótce wyszli z pieskiem na rękach z budynku schroniska i skierowali kroki do domu.
- Na razie będzie spał w salonie na kocu, jutro wybierzemy się na zakupy i kupimy mu wszystko to, czego potrzebuje – powiedział Gran, głaszcząc Tofika po głowie
- Coś miękkiego do spania, smycz i obrożę, jedzenie… I trzeba go wziąć do weterynarza – wyliczał Eustace.
- To może jeszcze dzisiaj pójdziemy do sklepu, a jutro odwiedzimy tego weterynarza?
- Niech będzie.
I tak zaczęła się ich przygoda w trójkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz