piątek, 26 lutego 2016

Balet

Khe khe, część druga. Jak obiecałam, Judyciu, za dużo se nie potańczy, ale już wkrótce, już wkrótce... Hue hue hue hue. Dla Wei! Tym razem bez referencji, bedo dwie do ostatniego ;>
***
Ostatnią deską ratunku dla Chary była nauczycielka baletu, pani Chapelle. W końcu on nigdy nie tańczył, tak? Więc się nie nadaje na pomoc, tak? Przecież powiedziała, że powierzy Frisk tylko odpowiedzialnemu partnerowi, poza tym pewnie już wszystkie miejsca są rozdane! Nie załapią się! Z tą myślą szedł za Frisk i Mettatonem i usiłował ukryć uśmiech. Nic z tego nie będzie. Przecież nie może być inaczej. Nie będzie inaczej, na pewno.
Po przyjściu na miejsce i przebraniu się kazano mu wykonać kilka podstawowych ćwiczeń. Coś zwanego plié wykonał od ręki, choć gdyby się nie trzymał poręczy, pewnie straciłby równowagę w tej pozycji. Następnie (nie bez trudu) powtórzył za rozciągającymi się dziewczynami pierwszą i drugą pozycję baletową. Podczas gdy reszta dzieci kontynuowała pozycje, on i Frisk zostali wezwani do nauczycielki.
- Hmm... Kwalifikacje są już za pół roku, nie sądzę, by Chara był w stanie... - mruknęła kobieta, oceniając chłopaka fachowym okiem - Chociaż predyspozycje fizyczne ma w porządku i widać, że szybko się uczy, taniec wymaga miesięcy, jeśli nie lat przygotowań, i są tu pary które razem ćwiczą już długi okres czasu... A twój kolega musiałby najpierw nauczyć się podstaw, takich jak utrzymanie równowagi... Chociaż cieszę się, że przekonałaś chłopca by dołączył do naszej szkoły, nie wystąpicie na tym przedstawieniu.
Resztą silnej woli Chara powstrzymał szeroki uśmiech cisnący mu się na usta. Nic się z tym nie zrobi, czyż nie... :)
- Nawet gdybyśmy bardzo się starali? - zapytała cichutko Frisk.
- Balet to ciężki taniec, kochanie, i na pewno o tym wiesz. Chociaż twój przyjaciel wygląda na dobrze rozciągniętego i zdolnego do wykonywania figur i kroków, pół roku to za krótki okres czasu, by nauczył się ich wszystkich. Mam nadzieję jednak, że mimo wszystko zostanie z nami i będzie ćwiczył. Wtedy na pewno zgłoszę waszą dwójkę do następnych kwalifikacji. A teraz poczekajcie do przerwy i wracajcie do ćwiczeń.
Pani Chapelle uśmiechnęła się szeroko do Chary, który niemrawo spróbował odwzajemnić uśmiech. W jej oczach mignęło rozbawienie, gdy ujrzała jego minę, po czym kobieta odeszła do innych dzieci. Cała trójka przesunęła się na bok, by nie przeszkadzać.
- Przykro mi, darling... - Mettaton kucnął przy Frisk i głaskał ją po głowie.
- Mm. Nic się nie stało - dziewczyna potrząsnęła głową i sięgnęła dłonią ku twarzy robota. Po konturze przesunęła dłoń na jego głowę i poklepała go kilka razy - Chara był tak miły że się zgodził, ale to naprawdę byłoby bardzo dużo nauki.
Tym razem nie udało mu się powstrzymać szerokiego wyszczerzu. Tak, bardzo dużo nauki! Ale na szczęście los mu tego oszczędził! Mettaton spiorunował go spojrzeniem, jednak nie odezwał się ani słowem. Czy teraz może już sobie iść? Niemal podskakiwał w miejscu ze zniecierpliwienia. Coś jednak w zawiedzionej i smutnej minie Frisk trzymało go w miejscu. No i Mettaton. Walczył w myślach z krwiożerczym robotem gdy nagle usłyszał głos nauczycielki.
- Wracamy do ćwiczeń!
Westchnął głęboko. Po raz kolejny rozważył za i przeciw.
- Chodź - mruknął do Frisk i chwycił ją za rękę.
Niech straci. Jakoś przetrwa te jedne zajęcia. Mettaton został w tyle, ale nie zdążyli przejść kilku kroków, gdy poczuł opór ze strony dziewczyny.
- Hm? Nie chcesz iść ćwiczyć? - rzucił przez ramię, jednak Frisk potrząsnęła głową.
- Możesz iść - powiedziała cichym głosem.
- Ha? O czym ty mówisz...
- Wiem, że wcale nie chcesz tu być - jej smutny uśmiech obudził w nim jakiś niepokój - Nie przejmuj się, powiem, że to nie twoja wina. Dziękuję, że przyszedłeś, chociaż zostałeś zmuszony...
Jakaś część jego umysłu krzyczała "Juhuu, pozwolono mi sobie iść!". Mimo to stał i podejrzliwie obserwował dziewczynę. Frisk nie jest osobą, która by na niego naskarżyła... Ale te jej smutne miny. I pełne oskarżeń spojrzenia rodzinki. Dlaczego nikt nie stanie po jego stronie? Frisk przysunęła się i popchnęła go.
- No idź - obdarzyła go szerokim, wymuszonym uśmiechem - Zawsze cię zmuszam, żebyś się mną zajmował. Tym razem proszę o zbyt wiele. Idź.
Choć miał na końcu języka "Nie zmuszasz" to powstrzymał się w ostatniej chwili. Co ja wyprawiam? Mettaton zrobił groźną minę, jednak nie skomentował ani słowem gdy Chara podprowadził Frisk pod poręcz i ruszył ku szatni. Obejrzał się na nią trzy razy, jednak ona, jakby czując jego spojrzenie, machała mu ręką na pożegnanie. Pani Chapelle patrzyła na niego zdumionym wzrokiem, jednak Frisk nic nie powiedziała, więc i ona zostawiła go w spokoju. Już w przebieralni zmieniał ubranie powoli, jakby oczekiwał że wkrótce ktoś go powstrzyma. Jednak tak się nie stało. Nie czuł się winny, a jednocześnie coś mu mówiło, że oczekuje się od niego zostania. Pytanie brzmiało - zostawać wbrew sobie, czy iść i kogoś zranić, a potem musieć cierpieć tego konsekwencje? Próbował sobie wmówić, że Frisk naprawdę nie ma mu tego za złe. Sama go wygoniła. To nie jego wina. Co jest z nim nie tak, że przejmuje się opinią dziewczyny? Potrząsnął głową i dokończył ubieranie się. Nie ma sensu nad tym myśleć.
Gdy wyszedł z szatni jego serce zabiło mocniej. Mimo braku wzroku Frisk bez najmniejszego problemu pracowała w zespole złożonym z kilku dziewczyn. Jej praca ciała i ruchy były perfekcyjne. Jej ręce, nogi, wszystko poruszało się z gracją i łagodną elegancją. Znów poczuł to dziwne coś na pograniczu winy. Szybko odepchnął myśl o zostaniu i patrzeniu na taniec, choć jakaś jego część właśnie tego pragnęła. Jest przepiękna, gdy tańczy. A może zawsze była piękna?
- Dokądś się wybierasz? - syknął Mettaton, gdy chłopak go mijał.
- Do domu - odpowiedział niezrażony Chara, patrząc wyzywająco na robota - A może zechcesz mnie powstrzymać?
Gdy robot wróci, oberwie mu się za pyskowanie, jednak teraz się tym nie przejmował. Gwiazdor nie zaryzykuje ataku i wywołania paniki, by powstrzymać go przed ucieczką z zajęć. Z zajęć, w których w sumie nie brał udziału. Czuł na sobie spojrzenia, jednak nie odwracał się już i wyszedł z pomieszczenia.

Toriel zatrzymała go w przedpokoju by wyjaśnił, dlaczego jest tak wcześnie. Szybko zmyślił jakąś wymówkę i uciekł, zanim matka zdążyła się bardziej przyczepić. Słyszał jej głos za swoimi plecami, jednak zignorował ją i zamknął drzwi do swojego pokoju. Ze złością spojrzał na Flowey'a, który stał na parapecie i wyciągał liście do światła słonecznego.
- Dlaczego ona zawsze stawia cię w moim pokoju? - warknął, ze złością rzucając się na łóżko.
- Bo ją o to proszę - zanucił kwiat, rozkoszując się irytacją chłopaka.
- A żebyś się spalił od słońca.
Zignorował oburzoną paplaninę rośliny i obrócił się do niego plecami.
- Hej. Jak poszło w tej szkole? - usłyszał.
- Nie twój interes - odwarknął Chara.
- A właśnie że mój. Jeśli zrobiłeś coś, co zasmuci Frisk, to...
- Nie ma prawa być smutna po tym, jak sama kazała mi sobie iść! Chciałem zostać na jednych zajęciach? Chciałem! Przyszedłem, chociaż zostałem zmuszony? Przyszedłem! To nie moja cholerna wina! Z resztą kto powiedział, że ja będę jej wiecznie pomagać, hm?! A co z moją opinią, głupi chwaście?!
Oczekiwał, że Flowey od razu rozpocznie tyradę o tym, jak to powinien się opiekować Frisk. Znał te argumenty już na pamięć, mógłby je recytować w kolejności wymieniania.
- ...Ty naprawdę jesteś super głupi - kwiat westchnął, po czym zamilkł.
Cisza sprawiła, że krew zagotowała się wewnątrz Chary.
- Co to ma znaczyć, głupi?! Bo mam własną opinię? Bo chciałbym mieć własne życie, a nie zdominowane przez Frisk?!
- No to się od niej odetnij. Przecież nikt cię na siłę nie zmusi, żebyś się z nią zadawał, tak? - znudzony głos Flowey'a działał mu na nerwy.
- Nie sądziłem, że dopiero głupi kwiat zda sobie z tego sprawę!
Na dworze słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, drzewka szumią... W dni takie jak ten naprawdę nienawidzi ludzkości. I Flowey'a. W tej kolejności. Na szczęście kwiat już więcej nie gadał, więc Chara spokojnie założył słuchawki na uszy i wyłączył się z otoczenia. No właśnie. Nikt go nie zmusi, żeby się nią zajmował. Więc dlaczego, mimo marudzenia, robi to od tylu lat?

Minął tydzień odkąd wyszedł z zajęć w szkole baletu. W zwykłej szkole nie miał lepszego humoru. Nigdy nie lubił tam chodzić, tłumy wszechobecnych dzieci i potworów doprowadzały go do szaleństwa. Lekcje były nudne, nie potrafił się skoncentrować na tyle by chociaż udawać, że słucha. Nauczyciele nie zauważali jego egzystencji, podobnie jak dziesiątki kolegów z klasy, dla których był niczym ozdoba na ścianie - ciężko ją dostrzec, jeśli się jej nie szuka. Jedynym pozytywnym aspektem szkoły były zajęcia kulinarne, podczas których mógł do woli chodzić z nożem w ręku. Krojenie, smażenie, gotowanie, doprawianie, tworzenie nowych przepisów, udoskonalanie starych - to wszystko odprężąjące zajęcia, podczas których może zaspokajać sadystyczną potrzebę pocięcia marchewki i jednocześnie wyglądać na tylko trochę przerażającego z szerokim uśmiechem na twarzy. Jedyną rzeczą, która czasem psuła mu te lekcje była obecność Frisk, która potrzebowała nadzoru podczas krojenia czy innych czynności wymagających użycia oczu, a on, jako jej przyjaciel z dzieciństwa, zwykle kończył jako osoba nadzorująca. Nauczycielka chyba cierpiała na lęk przed odpowiedzialnością, gdyż za każdym razem gdy Frisk do niej podchodziła ta bladła tak bardzo, że wyglądała jak widmo przez następną godzinę. Patrząc na żałosny popis osoby, która powinna być autorytetem dla dzieci Chara dostawał szewskiej pasji i zgłaszał się na ochotnika, jednak później szybko tego żałował. Ale nie tym razem. Miał ochotę mruczeć gdy obserwował nauczycielkę, która z przerażeniem w oczach patrzyła jak Frisk bezlitośnie i z wprawą zawodowego kucharza tnie składniki na curry. Ludzie zwykle reagują na nią próbą traktowania jej jak jajka, jednak dziewczyna nie daje sobie w kaszę dmuchać i ćwiczy tak długo, aż nauczy się daną rzecz wykonywać samodzielnie, bez pomocy. Dlatego zazwyczaj ciężko ją odróżnić od osób widzących i większość ludzi jest zdziwiona, gdy dowiaduje się prawdy. Do tego dostała od Toriel śmieszną ochronkę na palec, dzięki której ryzyko skaleczenia się podczas siekania spadło bardzo nisko. Nauczycielka rzuciła Charze spojrzenie mówiące "Pomocy...!" jednak chłopak tylko uśmiechnął się szeroko i wrócił do siekania pora. O nie, nie tym razem. Po pierwsze, raz na jakiś czas trzeba wykonywać swoją pracę, proszę pani. Po drugie, odkąd wyszedł z zajęć baletowych Frisk się od niego zdystansowała, a on przyjął to z radością. Słowa Flowey'a nadal rozbrzmiewały mu w uszach i chociaż wkurzało go to, cholerny kwiatek miał rację. Nikt go nie zmusza do zajmowania się Frisk. A skoro ona sama twierdzi, że nie potrzebuje jego pomocy, z przyjemnością zajmie się sobą i własnymi hobby, które przecież posiada. Szybko odrzucił nadchodzące czarne myśli i zaczął kroić paprykę. Przyniesie sałatkę do domu, matka się ucieszy.
Na przerwie usiadł w swoim ulubionym miejscu. Wszyscy wiedzieli, że to miejsce Chary, bo on nie siadał w innych miejscach, chyba że Frisk go gdzieś zaciągnęła. Nikt nie siadał nawet w pobliżu, gdyż Chara miał w zwyczaju uśmiechać się szeroko do wszystkich sąsiadów na schodach... którzy z jakiegoś powodu szybko czmychali, gdy tylko to zauważali. On się uśmiecha, a oni tacy niegrzeczni... Wyjął śniadanie i z radością zabrał się za rozpakowywanie kanapek. Marzył o tej ciszy, byciu sam na sam z własnymi myślami. Odkąd pamięta zawsze była przy nim Frisk. Tak długo pragnął mieć przerwy tylko dla siebie... Nareszcie. Poczucie spełnienia wypełniło jego pierś gdy myślał o tym, jak długo na to czekał. Od tygodnia rozkoszował się tym uczuciem i nadal nie było mu dość. A Frisk wzięła śniadanie? Mettaton czasem nie zdąży jej zrobić... A dzisiaj zaspała. Potrząsnął głową gdy gwałtowna myśl zakłóciła jego spokój. Co za głupota. To nie jego problem. Często zapomina o jedzeniu. Co jego to? W ogóle to co to za idiotyczne myśli? Frisk jest dużą dziewczynką, da sobie radę. Mam jeszcze jedną kanapkę. Przecież nie pójdzie do niej z zapytaniem, czy nie jest przypadkiem głodna! Oparł się wygodnie o ścianę, jednak jego dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Osoba z zewnątrz powiedziałaby, że wygląda jak zwykle, jednak on czuł się jakby siedział na szpilkach. Walczył sam ze sobą w myślach. Nie martwi się o nią... a jednocześnie nie potrafi przestać się przejmować.
- Niech cię szlag - mruknął, poddając się i wstając.
Klasa Frisk mieściła się w innej części szkoły. Między nimi jest tylko rok różnicy, ale roczniki są dziwnie porozkładane na terenie placówki i nowi uczniowie często się gubią z tego powodu. Wkurzony na samego siebie Chara mknął korytarzem, długimi krokami pokonując odległość w zawrotnym tempie. Okaże się że jadła, a on się martwił jak zatroskana mamuśka. Musi przestać siedzieć w kuchni z Toriel albo wyrośnie mu futro i zacznie piec głupie ciasta. Lepiej żeby Frisk wiła się na ziemi z głodu gdy tam przyjdzie... Gdy w końcu ujrzał drzwi do słusznej klasy jeszcze przyspieszył kroku i ścisnął kanapkę trzymaną w dłoni. Już miał wparować do sali, gdy nagle jego nogi się brutalnie zatrzymały.
- Idziemy na miasto po szkole? - zapytała jakaś blondwłosa dziewczyna.
- Chyba nie masz zamiaru zabrać Frisk na ciuchy, skoro i tak ci nie doradzi? - czarnowłosa towarzyszka dziewczyny nawet nie oderwała wzroku od telefonu.
- A może lepiej do parku? - brunetka odpowiadała im uprzejmym tonem.
- Park też może być, byle nie siedzieć nad lekcjami - chłopak stojący nad nimi miał wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Nie potrafił powiedzieć, dlaczego się zatrzymał i przysłuchiwał. Nie czuł nic patrząc na nich. Ani złości, ani zazdrości. Gdyby chciał, mógłby bez problemu do nich podejść. Ale nie chciał. A więc ma znajomych w klasie. To... nowość. Po prostu stwierdzał fakt. Niby wiedział, że istnieje taka możliwość, a jednak wydawało mu się to nierealne. Nie byłby aż takim egoistą by wierzyć, że bez niego zostałaby sama. Po prostu nie myślał na temat tego, czy ma jakichś kolegów czy koleżanki. Czyli... zaskoczyła mnie? Nie. Nie był zaskoczony, ale nie chciał podejść. Mijająca go grupka dziewczyn rzuciła mu nerwowe spojrzenia. Przecież nie robi nic nielegalnego. Oh, śniadanie. Przerwa za niedługo się skończy. Nie potrafiąc nazwać tego uczucia postanowił je zignorować i odrzucić. Zwyczajnie podszedł do gawędzącej grupki wywołując natychmiastową ciszę. Otaczająca Frisk trójka błyskawicznie zamilkła i patrzyli na niego jak sarna patrzy w światła nadjeżdżającej ciężarówki.
- Frisk, jadłaś coś? - zapytał neutralnie znudzonym głosem.
- Oh, Chara. Nie spodziewałam się ciebie - Frisk zachichotała cicho - Nie, nie jadłam.
Czyli przynajmniej nie przyszedł na marne. Schylił się i wsunął jej kanapkę w rękę.
- Nie musiałeś... Ale dziękuję - chociaż wcześniej miała głowę skierowaną prosto przed siebie, teraz odwróciła się i uśmiechnęła szeroko do Chary.
Znajomy widok uspokoił go nieco, choć nawet nie czuł, że jest spięty. Milczące trio obserwowało każdy jego ruch, gdy wyprostował się i rzucił im groźne spojrzenie.
- Pilnujcie jej, jakby mogła to by w ogóle nie jadła.
- Chara! - upomniała go żartobliwie Frisk.
Wtedy przerwał im dzwonek. Chara zignorował trio, które wyraźnie chciało coś mu powiedzieć i wyszedł z sali, ani razu nie oglądając się za siebie.

środa, 17 lutego 2016

Deszczowy wieczór

Dla synne! Kto wie, może tu trafisz

Po wieczorze, gdy Isshiki opowiedział im o wydarzeniach związanych z obroną istnienia przez poszczególne kluby wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Nie pozostało im nic innego jak poczekać na nadchodzące wydarzenia i przyglądać się, jak się rozegrają. Gdyby Azamiego dało się tak łatwo pokonać, zapewne już dawno ktoś by to zrobił, więc muszą czekać na odpowiednią okazję i obserwować, co nowy dyrektor wymyśli. Poza tym musieli wierzyć, że kluby będą w stanie wygrać swoje shokugeki i tym samym na powrót zdobyć prawo do istnienia. Na dworze padał deszcz, a Souma patrzył na krople obojętnym, nieobecnym spojrzeniem. Wygrana w pojedynku z Eizanem to był dopiero początek - to była jedna potyczka w wielkiej wojnie. Mimo to odczuwał dumę. Dzięki jego zwycięstwu wiele klubów odzyskało nadzieję na utrzymanie się. Ciekawe, jak pójdzie Nikumi i jej klubowi...
- Aghh, ciężko tak siedzieć na miejscu! - mruknął do siebie, odwracając wzrok od widoku za oknem.
Chciałby, żeby to było prostsze. Żeby nie trzeba było bawić się w podchody, żeby decydowały tylko potrawy i ich smak. Czy nie taki był zamysł tworzenia Tootsuki? O co chodzi Azamiemu? O co w tym wszystkim w ogóle chodzi? Te myśli, razem z chęcią działania sprawiały, że miał ochotę rzucać się po pokoju. W końcu uznał, że nie wysiedzi w miejscu i zdecydował wyjść na spacer. Najwyżej weźmie parasolkę i kurtkę przeciwdeszczową, nie wysiedzi w tym pokoju albo zwariuje. Z resztą deszcz by mu zbytnio nie przeszkadzał. Zdecydowany przekopał szafę w poszukiwaniu odpowiedniego nakrycia, chwycił parasol i buty i wystrzelił z pokoju. Przemknął po schodach, na dole przystanął by ubrać zabrany ze sobą sprzęt, po czym żywym krokiem podszedł do drzwi. Niczego się nie spodziewając otworzył je...
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!
Wrzask opuścił jego gardło, gdy ujrzał biały kształt za drzwiami. Stał tam przemoczony upiór. Upiór? Przecież upiory nie mogą być przemoczone...
- Yukii-chiiin... - jęknęło widmo, wyciągając drżącą rękę do przodu.
- Kuga?! - Souma szybko chwycił chłopaka za dłoń i wciągnął go do środka - Ile ty tam stałeś?!
- Nie wiem... Myślałem, że wszyscy śpicie, bo wciskałem dzwonek i nikt nie przychodził...
Yukihira skrzywił się - nikt u nich nie używa dzwonka, wszyscy od razu wchodzą do środka, więc nikt też nie kłopotał się naprawianiem uszkodzonego sprzętu.
- Coś ty tam robił, było wejść do środka! - mamrotał czerwonowłosy, ciągając za sobą drugiego chłopaka - Gdybym nie chciał wyjść na spacer, pewnie byś tak stał do rana...!
Martwiło go milczenie ze strony Kugi. Ten pyskaty blondyn którego zna już dawno by mu urządził wykład o tym, że powinien był telepatycznie wyczuć, że on jest na dole i przywlec tam swoją dupę, a potem zaserwować mu coś zjadliwego. Poza tym Kuga już był w tym miejscu, zna wszystkich i w ogóle dlaczego on tam stał zamiast wejść do środka? Terunori dawał się ciągnąć, a jego twarz przykryta była mokrymi włosami. Coś się musiało stać, ale najpierw trzeba go wysuszyć. Potem będzie czas na rozmawianie. Pożyczył dwa ręczniki z szafki i zaciągnął Kugę do swojego pokoju. Nie doczekawszy się ani słowa od blondyna chwycił jeden z ręczników i zaczął wycierać włosy i twarz chłopaka.
- Zdejmij te ciuchy, pożyczę ci coś mojego - mruknął.
Kuga zamrugał kilka razy ale wykonał polecenie. Dopiero z bliska Souma widział, jak mocno przemoczony był jego towarzysz. Z bluzki mógłby spokojnie wykręcać wodę, to samo ze spodni. Patrzył przez chwilę na nagą skórę blondyna, równie mokrą co cała reszta, po czym westchnął i znów podszedł do szafy. Wyciągnął z niej bluzkę i spodnie w rozmiarze, który powinien pasować na Kugę i rzucił mu je na łóżko, a sam zdjął kurtkę przeciwdeszczową i odłożył razem z parasolem. Ponownie zerknął, jednak chłopak domyślił się przeznaczenia drugiego ręcznika i powoli wycierał się z wody. Stał w samej bieliźnie, co nie umknęło uwadze czerwonowłosego. Zebrał mokre ubrania leżące na ziemi i wykręcił je nad miską, którą trzymał na wszelki wypadek jakby jej potrzebował. Potem powiesił je na krześle, podszedł i usiadł na łóżku. Poczekał cierpliwie aż Kuga skończył się wycierać, ubrał się i usiadł obok Soumy. Ani jednego krzyku, ba, nawet dźwięku.
- Co się stało, że aż musiałeś tu przyjść w środku deszczu, taki kawał drogi? - niewiele myśląc sięgnął dłonią do włosów blondyna i zaczął go delikatnie gładzić.
Kuga położył głowę na ramieniu Yukihiry i dał się głaskać. Siedzieli tak w milczeniu. Pod palcami Souma czuł, jak zimny w dotyku jest Terunori. Jego włosy nadal były lekko wilgotne.
- Niby wiedziałem, że tak będzie... Myślałem, że przygotowałem się na to mentalnie... A jednak zabolało... - powiedział cicho Kuga, bardziej wtulając głowę w szyję Yukihiry - Pewnie wam nie powiedział, co?
- O czym?
- Z posady w Elitarnej Dziesiątce wywalono trzy osoby, wiesz?
Souma zastygł na chwilę. No tak, cóż innego mogłoby się stać. Z tego co wiedział, Kuga głosował przeciwko elekcji Azamiego na nowego dyrektora. To się musiało skończyć w ten sposób. Biorąc pod uwagę, jak wiele wysiłku kosztowało go dostanie się do Elitarnej Dziesiątki, wydalenie musiało zaboleć.
- Kiedy to się skończy, bez problemu ją odzyskasz, wiesz? - mruknął, chociaż wiedział że takie gadanie niewiele pomoże.
- Nie chodzi mi o pozycję... Znaczy chodzi, ale to coś innego. Od samego początku miałem złe przeczucie z tym gościem... Po prostu nie podoba mi się, że straciłem ją nie dlatego, że źle gotowałem, a dlatego, że źle zagłosowałem. Chciałbym, żeby chociaż w świecie kulinarnym nie było cholernej polityki... Chyba się nie da, co? - zakończył sarkastycznym tonem.
Kuga cierpiał z tego samego powodu co cała reszta. Nie liczyły się jego umiejętności, liczyło się że zawadzał.
- Długo walczyłem, żeby tam być... A wystarczyło jedno nie i puff, nie ma. Takie życie, co? - wyczuwał w głosie blondyna histeryczną nutę.
Kątem oka dostrzegł, że Kuga się trzęsie. Odczuwając gniew płonący gdzieś w klatce piersiowej Souma obrócił się i objął drżącego chłopaka. Przyciągnął go bliżej i posadził sobie na kolanach, jednocześnie gładząc go po włosach i tuląc do siebie. Nie zajęło długo gdy poczuł jak ciepły płyn wsiąka w jego bluzkę. Zamknął oczy i cierpliwie czekał, aż razem z łzami wypłynie z niego cały żal.

W końcu Kuga się uspokoił, mimo to nie odsuwał się od Soumy, tylko siedział mu na kolanach i dawał się obejmować.
- Jak komuś o tym powiesz, to upiekę cię na rożnie jak świnię - mruknął tylko.
- Już pędzę pogadać z kolegą reporterem - odpowiedział mu Yukihira, po czym ścisnął mocniej - Pozbędziemy się Azamiego, a ty odzyskasz swoją zasłużoną i wywalczoną pozycję w sprawiedliwy sposób. Wszystko wróci do normy...
W sercu Soumy płonął słuszny gniew. Nie tylko kluby, nie tylko ich dormitorium, nie tylko zwykli uczniowie... Nawet ci stojący na samym szczycie cierpią na rządach Azamiego. Nawet Kuga. Zanim pogrążył się w myślach krzyknął krótko, gdy Kuga z zawadiackim uśmiechem popchnął go do tyłu i Yukihira wylądował na pleckach.
- Wiem, o czym sobie myślisz, ale to ja będę tym, który pokona tego sukinsyna. Nie myśl sobie, że dam ci grać jakiegoś rycerza, to ty jesteś księżniczką w tym związku!
- Chyba śnisz, to ja jestem najlepszym kucharzem w tej szkole. Poza tym kto przed chwilą płakał, bo stracił kasę i możliwości? No i coś za szybko ci poszło zbieranie się do kupy, na pewno nie przyszedłeś tutaj żeby mnie wziąć na litość?
Na wspomnienie o płaczu Kuga zmarszczył brwi.
- Po prostu chyba muszę zrobić co się da, by odzyskać pozycję... A ugram coś na tej litości?
Widząc ponownie cienie w brązowych oczach blondyna Souma cmoknął go w nos.
- Nie wygonię cię w ten deszcz z powrotem do siebie. Poza tym, nie straciłeś dotacji? Gdzie teraz będziesz mieszkał?
Szeroki uśmiech Kugi wszystko mu powiedział.
- Musisz wygrać sobie pokój i się tam...
- Cieszę się, że zamieszkamy razem, Yuki-chiiin~ Jutro przyniosę swoje rzeczy! A dzisiaj pożyczę twoje ciuchy, dobra? I posuń się, przecież nie będę spał na podłodze!
Souma westchnął na błyskawiczną zmianę nastroju blondyna. Fumio go zabije... Ale Terunori pewnie bez problemu zda test i dostanie swój pokój. Zerknął na zegarek i zaśmiał się w duchu, ze chciał iść na spacer. Cóż, i tak pora się kłaść.
- Pójdę się wykąpać, dobrze? - westchnął tylko, wstając z łóżka.
- Mhm~ - Kuga pomachał mu ręką.
Szybko się umył i przebrał w piżamkę. Nie obawiał się tego, co zastanie w pokoju, ale wolał nie zostawiać Kugi samego na zbyt długo. W efekcie po dwudziestu minutach doczłapał z powrotem i cichutko otworzył drzwi. Uśmiechnął się gdy zobaczył blondyna zawiniętego w kołderkę i smacznie śpiącego.
- Musiał być zmęczony... - mruknął sam do siebie i zaczął proces wyciągania przykrycia z żelaznego uścisku chłopaka.
W końcu udało się i ułożył się obok Kugi. Blondyn krzywił się nieznacznie od zimnego dotyku skóry Soumy ale ostatecznie wtulił się w czerwonowłosego i spał dalej.
- Na pewno przywrócimy wszystko do normy... - wymamrotał jeszcze Souma i również pogrążył się we śnie.
***
Kanon zdechł czy coś xDD Ale chciałam angsto-fluffa, mam nadzieję że nie będziesz zawiedziona, moja droga ;x Od jakiegoś czasu krążą mi różne shoty po głowie, które siłą odpycham od siebie ale cóż, czasem trzeba po prostu się poddać. Potrzebny był mi ten shot, bo jest wprowadzeniem do innego shota, który też mam w planach napisać... well, przynajmniej próbuję być aktywna xD

niedziela, 7 lutego 2016

Balet

Welp... Dla Wei? Dla Houdi? Nie mam siły udawać, że wcale nie robię sobie przerw na pisanie do innych fandomów... A teraz juhu, historiaaa... A, no i część 1. Część 2 jest już w połowie napisana, zobaczymy jak mi to pójdzie. A tu macie referencję > klik <
***
- Hm? Balet? Co to? - mruknął Chara, ze znudzeniem gapiąc się na Mettatona stojącego nad nim z oczekiwaniem w oczach.
- Frisk będzie tańczyć! I poprosiła mnie, żebym cię przyprowadził, bo chciałaby ci pokazać czego się nauczyła! - Mettaton się niecierpliwił. Jego słoneczko czeka, a on się musi męczyć z tym niewdzięcznym stworzeniem!
- Muszę zapytać rodziców - odpowiedział szybko, licząc że uda mu się uniknąć ekspedycji.

- Już się ich pytałem, możesz, a nawet masz iść! Frisk bardzo chce ci pokazać swój taniec, choć ja zupełnie tego nie rozumiem.
- Taniec? Frisk? Co może być ciekawego w tańcu? Nie idę.
Ale w końcu poszedł. Kiedy Mettaton przechodzi w tryb ludzkiej eksterminacji dość ciężko mu odmówić, a Chara otrzymałby ochrzan od matki gdyby zrobił się zbyt wojowniczy. W ten oto piękny sposób szedł krok za nucącym robotem, a zmierzali do szkoły baletowej, do której Frisk uczęszczała. Ludzie w mieście przywykli do widoku dziwnych stworzeń na ulicy, więc nikt nie zwracał na nich uwagi. Tylko to nucenie było wybitnie irytujące. Ale nawet gdyby powiedział, żeby przestał, Mettaton by go zignorował, więc nie było sensu się wykłócać. Dlaczego ta szkoła jest tak daleko? Mogłaby być bliżej.
- Daleko jeszcze? - rzucił Chara, coraz bardziej negatywnie nastawiony do całej wyprawy.
Co niby jest ciekawego w jakimś balecie? Może Frisk to kręci, ale on nie widzi w tym żadnej wartości...
- Jeszcze tylko trochę - odpowiedział śpiewnie Mettaton.
Chara westchnął i w milczeniu pokonał resztę drogi. Cóż za strata czasu.

Budynek w którym mieściła się sala baletowa wyglądał na stary. Obskurna fasada, gdzieniegdzie odpadał tynk, farba wyblakła, ogólnie nieciekawie. Stopnie prowadzące do frontowych drzwi były popękane i wytarte, a same drzwi okrutnie skrzypiały. W środku nie było wiele lepiej, gdyż drewniane schody wyglądały, jakby potrzebowały natychmiastowej renowacji, jednak sama sala taneczna prezentowała się w porządku. Choć wszechobecność luster budziła lekki niepokój w Charze to starał się je zignorować. Jak tylko weszli do środka to dostrzegli Frisk rozmawiającą z nauczycielką. Mettaton błyskawicznie do nich pognał i po chwili był zajęty dyskusją z kobietą. Chara podszedł powoli i zwrócił się do dziewczyny.
- Naprawdę musiałaś mnie wyciągać taki szmat drogi z domu?
Frisk kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Była ubrana w swoją ulubioną czarną bluzkę z fioletowymi paskami, jednak zamiast spodenek miała falbaniastą spódniczkę. Po bokach spódniczki zwisały dwa frędzle, których przeznaczenie było nieznane. Na nogach zaś miała śmieszne, stanowczo za małe i niewygodne buty wiązane wstążką w okolicy kostki. Zupełnie jakby wyczuła spojrzenie Chary przestąpiła z nogi na nogę i wyciągnęła stopę przed siebie, by zaprezentować nietypowe obuwie. Chara jednak nie patrzył, a raczej uparcie odwracał wzrok. Nie interesuje go to.
- Ohh, darliiing! - głos Mettatona przerwał ciszę - Twoja nauczycielka mówi, że świetnie sobie radzisz!
Frisk uśmiechnęła się i wypięła pierś z dumą. Robot natychmiast ją objął i tuląc do piersi mówił o tym, jaki jest z niej dumny.
- Miałem zobaczyć taniec - rzucił znudzonym głosem Chara - Pokazuj albo wracam do domu.
Choć Mettaton obdarzył go morderczym spojrzeniem chłopak patrzył na Frisk, która klepnęła opiekuna, by ten ją postawił. Na jej twarzy pojawiło się skupienie gdy powoli i ostrożnie zaczęła iść przed siebie. Mettaton szybko nakierował ją w odpowiednim kierunku i podprowadził do poręczy przy lustrze.
- Dziękuję - powiedziała cichutko dziewczyna i uśmiechnęła się do robota.
- Dla ciebie wszystko, darling~
Zaczęła od prostego skłonu. Zginała kolana, a jej stopy były wykrzywione. Jak ona utrzymuje tak równowagę…? W sumie to jej działania wyglądały bardziej jak rozgrzewka niż jak właściwy taniec, jednak wkrótce puściła poręcz i odsunęła się od lustra. Ze skupieniem wymalowanym na twarzy wykonywała skoki, piruety, chód na palcach i wiele innych rzeczy, których Chara nie potrafił nazwać. Do tego przesuwała dłońmi, to łącząc je nad głową, to wykonując niezrozumiałe gesty. Jednak najważniejszym był fakt, że wyglądała przepięknie. Jej ruchy były płynne i pełne łagodnej gracji, a strój dodawał jej elegancji, mimo obecności zwyczajowego sweterka. Nawet te głupie frędzle wdzięcznie falowały za nią, dodając jej lekkości. Jej włosy falowały z każdym ruchem, odsłaniając jej skupione oblicze. Miała zamknięte oczy. Mettaton patrzył na nią zeszklonymi od łez oczami.
- O mój boże, darling... Jesteś przepiękna! No moja mała!
Chara patrzył na nią zaskoczony. Nie miał zielonego pojęcia, że ta małomówna, niezdarna dziewczyna może aż tak pięknie wyglądać w tańcu. Ba, nie wiedział, że potrafi poruszać się w taki sposób...
- Jasny gwint... - wymamrotał pod nosem brunet.
W tym momencie Frisk się potknęła. Wszyscy od razu się rzucili by ją łapać, jednak odgoniła ich machnięciem ręki.
- Przepraszam... But mi się poluzował - powiedziała nieco speszona dziewczyna.
- Uff... Nic się nie stało, darling~ Nie przejmuj się~
Frisk poprawiła wiązanie buta i wstała, po czym lekko czerwona na policzkach wróciła do momentu gdzie przerwała i kontynuowała taniec. Chara patrzył na nią z kamienną twarzą, jednak był oczarowany. Wkrótce przedstawienie dobiegło końca. Od razu rozległy się gromkie brawa od Mettatona i nauczycielki, która również obserwowała występ. Chara był zbyt zdumiony, by zareagować, tylko patrzył na uśmiechniętą Frisk, jak robot chwycił ją za dłoń i podeszli razem do kobiety.
- Żałuj że nie widzisz miny swojego kolegi, kochanie - zaśmiała się, czochrając włosy Frisk - Jest wniebowzięty~
Chara od razu przybrał zniesmaczoną minę. Jak mógł się zapomnieć?
- Każdy by był, gdyby miał okazję zobaczyć mojego aniołka~! - Mettaton aż piał z zachwytu.
- No, na dzisiaj już starczy. Idź się przebierz - Frisk skinęła głową i powoli zaczęła iść w stronę szatni.
Chara miał w planach iść za dziewczyną i jej pomóc, jednak gdy zobaczył że uśmiech zniknął z twarzy nauczycielki przystanął obok dwójki.
- Panie Mettaton, jest coś, co chciałabym z panem przedyskutować.
- Oh, coś nie tak? - Mettaton natychmiast spoważniał.
- Frisk to wspaniała tancerka. Widać, że ma talent. Zrobiła ogromne postępy w niedługim czasie, choć przez brak wzroku musi włożyć trzy razy tyle wysiłku co inne dzieci by osiągnąć ten sam efekt. Jednak wiem, że bardzo chciałaby wystąpić na najbliższym przedstawieniu... A nie mogę jej tam puścić.
- Czemu? Jakieś przepisy zabraniają osobom-
- Nie, to nie tak. Nie ma przepisów zabraniających niewidomym występów... Jednak Frisk nie ma partnera, a solowe oraz grupowe partie miały kwalfikacje kilka miesięcy temu. Zostały tylko partie duetów. Mężczyźni w balecie to towar ekskluzywny, w naszej szkole również mamy ich niedobór. Nie odważyłabym się powierzyć jej zdrowia chłopakowi, któremu nie mogłaby w stu procentach zaufać, a by zbudować zaufanie potrzeba czasu. Nie mogę rozdzielić już połączonych par i nie mam żadnego wolnego chłopca, z którym mogłabym połączyć Frisk w parę.
- Oh... - Mettaton zrobił pochmurny grymas.
- Dlatego chciałabym żeby pan, jako jej opiekun, postarał się jej to wyjaśnić. Myślę, że od pana przyjmie to lepiej niż ode mnie... Natomiast w następnej sztuce zgłoszę Frisk do solowej lub grupowej partii.
Mettaton nie wyglądał na zadowolonego. Chara patrzył to na niego, to na kobietę nie rozumiejąc, o co tyle szumu. Nie wystąpi teraz, wystąpi kiedy indziej. Ot problem. Tymczasem ponowił swoją wędrówkę do szatni. W tym momencie przypomniał sobie, że ona pewnie nie potrzebuje pomocy w tym miejscu. Chodzi tu sama od dłuższego czasu, więc pewnie doskonale wie gdzie iść, żeby trafić. Mimo to dziwne uczucie w piersi kazało mu iść zerknąć. Ledwo położył rękę na klamce drzwi się otworzyły i o mało nie wpadł na Frisk.
- Hej, uważaj! - przytrzymał ją, zanim się przewróciła - Zwolnij trochę. Mogłaś się zabić, głupia.
Frisk zamrugała kilka razy, jednak szybko odzyskała równowagę i uśmiechnęła się. Wspomnienie jej tańca zamajaczyło na skraju świadomości chłopaka i poczuł, jak mimowolnie kąciki jego ust unoszą się do góry.
- Podobało ci się? - zapytała Frisk.
- Było w porządku - odpowiedział Chara, dziękując bogom że ona nie widzi.
Podsunął jej ramię, które z wdzięcznością ujęła i podprowadził do Mettatona. Ten znów zaczął się rozpływać nad tym, jak utalentowana jest dziewczyna. Frisk wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Chara jednak myślał tylko o tym, że zapewne jeszcze dziś jej zrzednie ten dobry humor.

Siedząc u siebie w pokoju czekał, aż matka zawoła go na kolację. Spędził całe popołudnie na robieniu plecionek z kwiatów, jednak nudziło mu się. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu tańczącej Frisk. Ciekawe, czy mógłby częściej patrzeć, jak tańczy...
- Chara, kolacja! - usłyszał głos Toriel.
- Idę! - w samą porę. Już zaczynał się niecierpliwić.
Ledwo zszedł na dół przywitało go syczenie. Flowey, którego Frisk trzymała w doniczce i którym wszyscy się wymieniali akurat mieszkał u nich i jakoś nie potrafili się dogadać. Na szczęście już niedługo przejmą go Undyne i Alphys, więc jeszcze tylko kilka dni i po chwaście.
- Nie pyszcz, stokrotko - mruknął do kwiatka chłopak.
- Przenieś mnie do kuchni! Ja potrzebuję światła! Podlej mnie do choleryyy!!
- Brak wody jeszcze nikogo nie zabił.
- JESTEM ROŚLINĄ I POTRZEBUJĘ WODYYYYYYY!!
- Tak, tak...
Minął szalejącego kwiata i przeszedł do kuchni, gdzie Toriel uwijała się przy kuchence, a Asgore siedział przy stole.
- Co to za krzyki w przedpokoju? - zapytał chłopaka.
- Flowey się buntuje pod kapciem.
- Nie znęcaj się nad tym biedactwem - pogroziła mu palcem kozica - Podlewasz go regularnie, prawda?
- Hm...
- Idź go podlej, ale już!
Trochę postękał pod nosem, ale wziął kubek z wodą i zaniósł ją do wściekłego stworka w doniczce.
- NO NARESZCIE!
- Następny dopiero u Undyne i Alphys, więc oszczędzaj.
- WSZYSTKO POWIEM FRISK!!
Chara westchnął. Tyle razy już dostawał cichą reprymendę od Frisk, że powinien się lepiej zajmować swoim bratem w ciele kwiatka… On naprawdę wierzy, że to zadziała?
- Wiesz co? A może lepiej oddamy cię z powrotem do szkielebraci?
Gdyby Flowey miał krew, pewnie by śmiertelnie zbladł. Sans raz opowiadał Charze, jak wygląda życie tego chwasta w ich domu… Huhuhu~
- ZOBACZYSZ, ŻE FRISK SIĘ O WSZYSTKIM DOWIE! ZNĘCACIE SIĘ NADE MNĄ WSZYSCY! FRIIIIIIIIISKKKK!!!
- Cii, Flowey, ciii~ Frisk przyjdzie dzisiaj na kolację, więc się zobaczycie! - dobiegł ich głos Toriel z kuchni.
- Hm? Frisk przychodzi? - kwiatek od razu się zainteresował.
- Tak, zaprosiłam ją~ - kozica wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.
Chara zdecydowanie nie czuł się gotowy na spotkanie z dziewczyną. Z drugiej strony nie miał żadnego argumentu przeciwko wspólnej kolacji, o ile Mettaton nie będzie jej towarzyszył. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
- To pewnie Frisk, idź otwórz!
Brutalnie chlusnął resztkę wody na Flowey'a, zignorował wściekły warkot, po czym ruszył do drzwi. Zgodnie z oczekiwaniami stała za nimi Frisk. Na szczęście była sama.
- Dobrze, że nie wzięłaś tej wyliniałej bestii – mruknął chłopak i skrzywił się na samą myśl o wkurzającym psie-przewodniku dziewczyny, z którego na szczęście nie korzystała przychodząc do nich na kolację.
Frisk zachichotała, po czym złożyła laskę, kucnęła i zdjęła buty. Chara cierpliwie czekał aż skończy walczyć z węzłem po czym podsunął jej ramię, by poprowadzić do kuchni. Mijając Flowey'a zgarnęli go ze sobą, a kwiatek był przeszczęśliwy że jego obrończyni jest z nim.
- Dobry wieczór - powiedziała zaraz po wejściu do kuchni.
Chara cały czas jej towarzyszył. Zatrzymał ją nim weszła na stół, poprowadził do krzesła, odsunął je i przysunął z powrotem, gdy już usiadła. Robił to z automatu… Aż przystanął i zaczął się nad tym zastanawiać. Dlaczego? Był to nawyk tak głęboko zakorzeniony, że nigdy się nad tym nie zastanawiał… Może po prostu przywykłem, że jesteśmy razem… od zawsze. W końcu chłopak usiadł obok dziewczyny.
- Coś się stało, kochanie? Wyglądasz jakoś smutno - Toriel postawiła ostatni półmisek na stole i sama usiadła.
- Oh, nic się nie stało... - uśmiechnęła się niemrawo Frisk.
Chara spojrzał na nią podejrzliwie. Mettaton w kulki nie leci, szybko przedstawił jej sprawę.
- Chodzi o przedstawienie? Przecież zagrasz w kolejnym, co nie? - mruknął.
- ...A więc wiesz. Heh, he... - jej wymuszony śmiech brzmiał smutno.
- O co chodzi? - tym razem Asgore zwrócił się do Chary.
- Frisk nie ma partnera do duetu, więc nie może zagrać w najbliższym przedstawieniu – chłopak obojętnie sięgnął po pieczywo i ponakładał sobie trochę jedzenia z półmisków.
- Oh, to straszne... - Toriel pogłaskała dziewczynę po głowie.
- Czemu nie ma partnera? - Flowey miał wojowniczą minę.
- Bo normalni faceci nie latają w rajtuzach - mruknął Chara, wgryzając się w bagietkę.
- Co za łamagi. Zabierz mnie do tej szkoły to im pomogę szybko znaleźć ci partnera - Flowey, którego Frisk trzymała na kolanach wyglądał na wkurzonego.
- Dziękuję, ale nie trzeba - pogłaskała kwiatka po płatkach.
- A może Chara by ci pomógł? - wymruczał zadumany Asgore.
Chłopak, który akurat pił sok pomarańczowy o mało się nie zabił. Zakrztusił się i zaczął gwałtownie kaszleć.
- Chara jest wysportowany, godny zaufania i szybko się uczy. Więc chyba nie byłoby problemu... - zastanawiała się Toriel.
- A moja opinia się nie liczy?! - warknął chłopak, piorunując matkę wzrokiem.
- Nie chciałbyś pomóc Frisk w spełnianiu jej marzeń? Poza tym balet to fajna zabawa, prawda kochanie?
Frisk zawahała się chwilę, ale pokiwała głową. Co za absurd!
- Nie. Mam. Zamiaru. Tańcować. W. Rajtuzach - dobitnie wyartykułował chłopak.
Słysząc jego słowa dziewczyna zwiesiła głowę w dół. Chyba nie liczyła, że on się zgodzi...! Ale nagle coś mu przemknęło przez myśl. Jak będzie z nią ćwiczył, będzie mógł patrzeć ile wlezie. Bez ograniczeń. Ale czy warto znieść upokorzenie?
- Oh, nie smuć się kochanie, Chara na pewno tylko tak mówi. Wiesz, jacy są chłopcy! Będziecie razem ćwiczyć.
- Co?! - Chara aż wstał z oburzenia.
- Zobaczysz, że będzie fajnie~
Choć wyglądała na zaskoczoną, oczy Frisk w widoczny sposób rozjarzyły się z radości. Chociaż nie widzi, czasem widać w nich jej emocje. Uśmiechnęła się szeroko, wstała i sięgnęła po półmisek. Odruchowo powstrzymał ją, posadził i wziął jej talerz, by nałożyć jej ulubione potrawy. To jakiś absurd. Gotując się ze złości i bezsilności z trzaskiem postawił przed dziewczyną jedzenie. Dlaczego?! Jego umysł odfrunął gdzieś daleko i całą kolację spędził z głową w chmurach. A w następnym tygodniu poszedł na pierwsze zajęcia baletu.

piątek, 5 lutego 2016

Lamento Quattordici

- Matka nie ma z tym nic wspólnego! Jeśli chcesz mnie ukarać, proszę bardzo, ale po co angażujesz w to moją matkę?!
- Uznałem, że lepiej zrozumiesz mój punkt widzenia kiedy ktoś, kogo kochasz będzie cierpiał.
- Tyy... - Razel szarpnął się w łańcuchach, ogarnięty bezsilną wściekłością.
- Fana to moja najdroższa córeczka! Ciężko porównywać uczucie jakim ją darzę do twojego głupiego przywiązania do matki! Kto wie, może starucha nawet się cieszy, że się ciebie pozbyła, potworze!
- Haha...
Przywódca wioski zamrugał oczami i spojrzał na czerwonowłosego oburzony.
- Co cię tak bawi? - warknął.
- Naprawdę jestem... skończonym kretynem... - wyszeptał Razel w przerwie między wybuchami śmiechu.
- Nareszcie zrozumiałeś.
- Taa. Wierzyłem w mieszkańców tej wioski, w ludzi takich jak ty, i ryzykowałem własne życie by chronić tę wioskę. Sam siebie zadziwiam. Jakim idiotą trzeba być, by tak dać się wrobić...
- Coś ty powiedział?!
Przywódca wioski chwycił Razela za włosy i pociągnął do przodu, aż ten uderzył w kraty celi, w której go trzymano. Gdy bezwładne ciało mężczyzny wylądowało na ziemi kopnął go kilka razy w żebra. Nie otrzymał oczekiwanego rezultatu - Razel nadal się uśmiechał.
- Tsk. Nie mam zamiaru marnować czasu na obłąkane ścierwa jak ty. Nieważne co zrobisz, i tak spłoniesz na stosie, demonie. Ciesz się czasem sam na sam póki możesz.
Starszy mężczyzna odwrócił się i odszedł jak niepyszny. Choć zatrzymał się na chwilę, gdy Razel wybuchł nieopanowanym, psychicznym śmiechem to nie widząc sensu w powstrzymywaniu go pozwolił, by dźwięk ten odprowadził go do bram więzienia. Razel śmiał się długo. Nie potrafił przestać, choć nie widział nic zabawnego w sytuacji, w jakiej się znalazł. Bezpodstawnie oskarżono go o kult demonów. Zamknięto w więzieniu i przeznaczono na stracenie. Jego matkę wygnano z wioski, bez ochrony czy pożywienia. Jest teraz sama, w głuchej i niebezpiecznej dziczy. Wszystko przez jedno głupie "nie" które podarował córce przywódcy wioski.
- Całe życie chroniłem tę wioskę... Odstraszałem potwory, byłem bohaterem... - usłyszał rozbawiony głos rozchodzący się wśród kamieni - Sam zbudowałem chatę, w której mieszkaliśmy z matką... Po prostu nie myślałem o Fanie jak o potencjalnej żonie...
Słysząc jak ktoś wypowiada jego własne myśli znów zaczął się śmiać. Głos mu zawtórował, i wkrótce oboje śmiali się w niebogłosy. W końcu jednak przestał, zaciekawiony kto też się zjawił.
- Kim jesteś? - zapytał, chwytając dłońmi kraty mimo bólu powodowanego przez łańcuchy.
- A czy to ważne? - odpowiedział mu łagodny głos - Na imię mi Konoe. Miło cię poznać, Razel.
- Konoe... Skąd znasz moją historię? - bardziej niż przestraszony był szczerze ciekaw.
- Wiem wiele rzeczy... Ale nie po to tu przybyłem.
- Szukasz czegoś?
- Tak - w głosie słychać było, że jego właściciel się uśmiecha - Źródła. Ale nie byle jakiego źródła.
- Jedyne źródło w okolicy to rzeka płynąca nad tą grotą - wycharczał Razel, czując że znów zbiera mu się na atak śmiechu.
Zamrugał, gdy tuż przed kratami, centymetry od jego twarzy rozbłysnął złoty ogień. Ubrany w dziwaczne szaty mężczyzna uśmiechał się do niego. Kątem oka dostrzegł rogi na głowie i czarny, gładki ogon z tyłu. Twarz Konoe przysunęła się blisko niego.
- To ciebie szukam, Razel - wyszeptał mu do ucha, łaskocząc go włosami po policzku - Źródła wściekłości. Furii płonącej z mocą, która niszczy miasta i tworzy imperia.
- Jesteś demonem - powiedział to nie jako zarzut, ale jako stwierdzenie faktu. O dziwo, nie przeszkadzało mu to.
- Owszem - ozdobione pazurami palce delikatnie przesunęły się po dolnej wardze Razela - I mogę ci pomóc...
- Teraz, kiedy oskarżono mnie o konszachty z demonami, demon chce mi pomóc? - ognistowłosy wybuchł śmiechem.
Konoe nie przerywał mu, uśmiechając się szeroko i machając ogonem.
- Nie potrzebuję pomocy, Konoe. Nie potrzebuję żyć, skoro nie mam już matki ani wioski, którą mógłbym chronić - wydyszał Razel po długim napadzie rozbawienia.
- Hm. Ja myślę inaczej, jednak jeśli tak twierdzisz, to nie będę się z tobą kłócił - Konoe nadal wyglądał na rozbawionego - Ale gdybyś zmienił zdanie, będę tu. Aż twoja dusza nie odejdzie na drugą stronę.
Po tych słowach demon zdematerializował się w rozbłysku złotego ognia. Razel znów wybuchł śmiechem. Chyba całe życie nie był tak radosny jak na kilka godzin przed śmiercią.

- Nie mogę w to uwierzyć! Nasz Razel, czczący demony? Czy to prawda?
- Ponoć znaleziono u niego w domu przedmioty składane w ofierze demonom...
- Niemożliwe! Przecież on nie wygląda na takiego...
- Po prostu nie było tego po nim widać... Nikt z nas by na to nie wpadł.
Głosy mieszkańców wioski docierały do jego uszu jak przez mgłę. Przez kilka godzin spędzonych w ciemnej i zimnej jaskini stracił resztki energii i praktycznie ciągnięto go na stos, na którym miał spłonąć. Patrzył na ziemię przesuwającą się pod nim z kompletną pustką zarówno w piersi, jak i w głowie. Nie było już nic. Zniknął gniew, zniknął smutek. Została tylko bezdenna ciemność. Czy tak się czują ci, którzy już pogodzili się ze śmiercią? Z zamyślenia wyrwał go dopiero słaby ból w łopatkach, gdy brutalnie pociągnięto jego ręce do tyłu i związano je za palikiem na szczycie sterty drewna.
- Posłuchajcie mnie, ludzie! W swoim życiu widzieliśmy wiele nieprawdopodobnych wydarzeń. Cały ten czas pokładaliśmy naszą wiarę w Razelu, który był nam tarczą przeciwko potworom żyjącym w dziczy. Ale czy naprawdę tak było? Czy on naprawdę był tak dobry i szlachetny, jak sądziliśmy? Ten mężczyzna sprzedał swą duszę demonowi! Czy w ten sposób nie zdradził nas oraz pokoju naszej wioski?
Jego słowa w oczach Razela wyglądały niczym gra. Wykwintna grecka parodia, jak ci tumani na południu. Ci, którzy nigdy nie potrafili utrzymać barykad pod naporem innych plemion.
- Gdy tylko usłyszałem tę pogłoskę, czym prędzej udałem się do domu tego mężczyzny. I wiecie, co tam znalazłem? Pozostałości po demonicznym rytuale! - uniósł przed sobą róg jakiegoś zwierzęcia w triumfalnym geście - Co więcej, planował on zabić mnie i przejąć władzę w wiosce!
Po zgromadzonych przetoczył się głośny protest. Niektórzy potakiwali i wojowniczo krzyczeli, drudzy szeptali i smutno kręcili głowami. Przywódca uciszył ich gestem ręki.
- Chociaż serce mnie boli, te zbrodnie muszą zostać osądzone. Za spiskowanie przeciw władzy oraz czczenie demonów... skazuję Razela na śmierć!
Tłum oszalał. Wszyscy krzyczeli, czy to do Razela, czy do siebie nawzajem. Nie potrafił się śmiać z tego przemówienia. Jego pustka wyła, żądając zaprzeczenia tym kłamstwom. Nigdy nie znosił kłamstw. Nigdy nie kłamał. Nigdy nie spiskował. Włożył w tę wioskę całą swoją duszę i serce. I to jest to, co otrzymuje w zamian? Oszczerstwo opakowane tak, że jego sąsiedzi, ludzie dla których ryzykował życie będą skandować "Na stos z nim!"? Przymknął oczy, usiłując odciąć się od bodźców z zewnątrz. Nic to jednak nie dało. Przed oczami ujrzał swoją starą, schorowaną matkę, samą w zimnym lesie. Samą, naprzeciw głodnych bestii. Jeśli jego matka cierpi, dlaczego to miejsce nie miałoby cierpieć? Dlaczego kłamcy i oszczercy przeżyją, podczas gdy on i jego matka mają umrzeć? W jego wnętrzu urosło uczucie, które przyćmiło pustkę, aż w końcu pochłonęło ją bez reszty.
- Jakieś ostatnie słowa, Razel? - dotarł do niego głos.
Otworzył oczy i spojrzał prosto w oczy przywódcy wioski.
- ...Czemu patrzysz na mnie w ten sposób?
- Jeśli tego pragniesz, to niech tak będzie - wyszeptał, uśmiechając się.
Wyprostował się i rzucił tłumowi rozognione spojrzenie. Wszyscy zamilkli, patrząc na jego sylwetkę.
- Posłuchajcie! Wy głupcy, których zwykłem zwać towarzyszami! Moim jedynym życzeniem było wyrwać się z pułapki, jaką stanowi ciało, i teraz nareszcie się ono spełnia! Moja dusza z rozkoszą podda się demonom! Stanę się wieczny! Sięgnę po moc, jakiej sobie nawet nie wyobrażacie i pożrę każde jedno z grzesznych pomiotów znanych jako ludzkie dzieci! Rozerwę was wszystkich na strzępy!!
- To niemożliwe... Razel, ty...
- To straszne! On naprawdę jest demonem!
- Szybko, podpalcie stos! - ten głos należał do przywódcy wioski.
Razel zaczął się śmiać gdy patrzył jak płomienie powoli liżą drewno, na którym stał.
- Te płomienie, to wspaniałe, szkarłatne światło jest uosobieniem mojej duszy! Nawet po mojej śmierci nie przestaną tańczyć aż nie spalą tej wioski do gołej ziemi!
- Tyy... Razelll!!! - wściekły krzyk należał do starszego mężczyzny.
- Demon nas przeklął! To klątwa!
- Hahahahahahaha! HAHAHAHAHAHAHAHA!!
Płomienie dotarły do jego stóp, jednak nie czuł bólu. Panika wśród ludzi była zbyt piękna.

Już, nagadałeś się?

- Tak! - krzyknął w przestworza, odpowiadając znajomemu głosowi.
- A zatem zabaw się - tym razem usłyszał go tuż przy uchu.
Furia rozerwała go od środka, rzucając jego duszę w palące objęcia płomieni. Ogień go zabił i stworzył od nowa. Całą wieczność później zszedł ze stosu, już nie jako człowiek, a coś silniejszego, większego. W głowie miał tylko jedną myśl, jedno pragnienie. Zniszczyć ich. Teraz ciemność była mu siostrą, więc sięgnął po jej moc jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
- Ra-Razel... - słaby, dziewczęcy głos dotarł do jego uszu - T-To ja, Fana... Tw-Twoja przyjaciółka...
Obrzucił ją tylko zimnym, bezlitosnym spojrzeniem.
- Zdrajczyni.
Jej krzyk był pierwszy. Wkrótce dołączyły do niej inne krzyki, a wszystkie razem stworzyły przepiękną muzykę dla jego uszu. Wszyscy spłonęli. Każde dziecko, każda kobieta, każdy mężczyzna, każda chata... Wszystko. Spłonęła nawet krew na jego dłoniach. Gdy opuszczał zgliszcza wioski z nocy zrobił się świt. Udał się w stronę puszczy, mając jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
- Poprowadzę cię - powiedział cicho siedzący na drzewie Konoe.
Kiwnął mu głową i udał się za demonem. Szli przez jakiś czas, aż w końcu blondyn z wprawą wskoczył na gałąź i wskazał palcem na istotę siedzącą przy źródle z wodą. Skulona osoba nawet nie słyszała, gdy Razel do niej podszedł. A może słyszała, tylko nie potrafiła zareagować? Nie dowie się tego. Chcąc to szybko zakończyć obrócił ją w miejscu i ustawił przodem do siebie.
- Oh... Witaj, kochanie - matka obdarzyła go szerokim uśmiechem.
Obojętnie zauważył rany na jej dłoniach i ślad po pazurach na brzuchu. Za niedługo umrze.
- Wyglądasz... inaczej. Ale to nieważne. Dla mnie zawsze będziesz moim synkiem...
Jęknęła z bólu, gdy przebił ją pazurzastą dłonią na wylot.
- Nawet teraz? - zapytał beznamiętnie.
- Nawet... teraz... - wyszeptała słabym głosem - Dz-Dzię...
Nie dokończyła, gdy uszło z niej życie niczym powietrze z pęcherza. Strząsnął ją z ręki i strzepnął krew. Krótką myślą podpalił jej ciało.
- Zgrabnie zrobione. Żeby nie cierpiała, zabiłeś ją nim zrobiły to leśne bestie - Konoe stał oparty o drzewo.
- Wiedziałeś, że tak będzie, prawda?
- Gdybyś nie miał potencjału, żeby stać się demonem, nie marnowałbym na ciebie czasu.
Razel podszedł do Konoe i przejechał dłonią po bladym policzku demona. Potem brutalnie przyciągnął go do siebie, ogarnięty dziwnym pragnieniem.
- Od dzisiaj masz wypełniać wszystkie moje polecenia - warknął tuż przy uchu Konoe.
Mężczyzna zachichotał, ale nie protestował. Położył dłonie na klatce piersiowej Razela.
- Z przyjemnością~ - wymruczał, po czym skradł pocałunek ognistowłosemu.
Razel puścił Konoe i zdematerializował się.
- Hm~ Będzie zabawnie~
Po czym udał się za ognistowłosym i ruszyli razem do krainy cieni.
***
Kompletnie zapomniałam, że przecież do tego jest komentarz! Otóż tekst częściowo bazowany na drama CD z przeszłością Razela ;D Proszę, oto link, gdzie można posłuchać ukochanego śmiechu ukochanego Razela części, do której się odwołałam! > klik <