- Uznałem, że lepiej zrozumiesz mój punkt widzenia kiedy ktoś, kogo kochasz będzie cierpiał.
- Tyy... - Razel szarpnął się w łańcuchach, ogarnięty bezsilną wściekłością.
- Fana to moja najdroższa córeczka! Ciężko porównywać uczucie jakim ją darzę do twojego głupiego przywiązania do matki! Kto wie, może starucha nawet się cieszy, że się ciebie pozbyła, potworze!
- Haha...
Przywódca wioski zamrugał oczami i spojrzał na czerwonowłosego oburzony.
- Co cię tak bawi? - warknął.
- Naprawdę jestem... skończonym kretynem... - wyszeptał Razel w przerwie między wybuchami śmiechu.
- Nareszcie zrozumiałeś.
- Taa. Wierzyłem w mieszkańców tej wioski, w ludzi takich jak ty, i ryzykowałem własne życie by chronić tę wioskę. Sam siebie zadziwiam. Jakim idiotą trzeba być, by tak dać się wrobić...
- Coś ty powiedział?!
Przywódca wioski chwycił Razela za włosy i pociągnął do przodu, aż ten uderzył w kraty celi, w której go trzymano. Gdy bezwładne ciało mężczyzny wylądowało na ziemi kopnął go kilka razy w żebra. Nie otrzymał oczekiwanego rezultatu - Razel nadal się uśmiechał.
- Tsk. Nie mam zamiaru marnować czasu na obłąkane ścierwa jak ty. Nieważne co zrobisz, i tak spłoniesz na stosie, demonie. Ciesz się czasem sam na sam póki możesz.
Starszy mężczyzna odwrócił się i odszedł jak niepyszny. Choć zatrzymał się na chwilę, gdy Razel wybuchł nieopanowanym, psychicznym śmiechem to nie widząc sensu w powstrzymywaniu go pozwolił, by dźwięk ten odprowadził go do bram więzienia. Razel śmiał się długo. Nie potrafił przestać, choć nie widział nic zabawnego w sytuacji, w jakiej się znalazł. Bezpodstawnie oskarżono go o kult demonów. Zamknięto w więzieniu i przeznaczono na stracenie. Jego matkę wygnano z wioski, bez ochrony czy pożywienia. Jest teraz sama, w głuchej i niebezpiecznej dziczy. Wszystko przez jedno głupie "nie" które podarował córce przywódcy wioski.
- Całe życie chroniłem tę wioskę... Odstraszałem potwory, byłem bohaterem... - usłyszał rozbawiony głos rozchodzący się wśród kamieni - Sam zbudowałem chatę, w której mieszkaliśmy z matką... Po prostu nie myślałem o Fanie jak o potencjalnej żonie...
Słysząc jak ktoś wypowiada jego własne myśli znów zaczął się śmiać. Głos mu zawtórował, i wkrótce oboje śmiali się w niebogłosy. W końcu jednak przestał, zaciekawiony kto też się zjawił.
- Kim jesteś? - zapytał, chwytając dłońmi kraty mimo bólu powodowanego przez łańcuchy.
- A czy to ważne? - odpowiedział mu łagodny głos - Na imię mi Konoe. Miło cię poznać, Razel.
- Konoe... Skąd znasz moją historię? - bardziej niż przestraszony był szczerze ciekaw.
- Wiem wiele rzeczy... Ale nie po to tu przybyłem.
- Szukasz czegoś?
- Tak - w głosie słychać było, że jego właściciel się uśmiecha - Źródła. Ale nie byle jakiego źródła.
- Jedyne źródło w okolicy to rzeka płynąca nad tą grotą - wycharczał Razel, czując że znów zbiera mu się na atak śmiechu.
Zamrugał, gdy tuż przed kratami, centymetry od jego twarzy rozbłysnął złoty ogień. Ubrany w dziwaczne szaty mężczyzna uśmiechał się do niego. Kątem oka dostrzegł rogi na głowie i czarny, gładki ogon z tyłu. Twarz Konoe przysunęła się blisko niego.
- To ciebie szukam, Razel - wyszeptał mu do ucha, łaskocząc go włosami po policzku - Źródła wściekłości. Furii płonącej z mocą, która niszczy miasta i tworzy imperia.
- Jesteś demonem - powiedział to nie jako zarzut, ale jako stwierdzenie faktu. O dziwo, nie przeszkadzało mu to.
- Owszem - ozdobione pazurami palce delikatnie przesunęły się po dolnej wardze Razela - I mogę ci pomóc...
- Teraz, kiedy oskarżono mnie o konszachty z demonami, demon chce mi pomóc? - ognistowłosy wybuchł śmiechem.
Konoe nie przerywał mu, uśmiechając się szeroko i machając ogonem.
- Nie potrzebuję pomocy, Konoe. Nie potrzebuję żyć, skoro nie mam już matki ani wioski, którą mógłbym chronić - wydyszał Razel po długim napadzie rozbawienia.
- Hm. Ja myślę inaczej, jednak jeśli tak twierdzisz, to nie będę się z tobą kłócił - Konoe nadal wyglądał na rozbawionego - Ale gdybyś zmienił zdanie, będę tu. Aż twoja dusza nie odejdzie na drugą stronę.
Po tych słowach demon zdematerializował się w rozbłysku złotego ognia. Razel znów wybuchł śmiechem. Chyba całe życie nie był tak radosny jak na kilka godzin przed śmiercią.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nasz Razel, czczący demony? Czy to prawda?
- Ponoć znaleziono u niego w domu przedmioty składane w ofierze demonom...
- Niemożliwe! Przecież on nie wygląda na takiego...
- Po prostu nie było tego po nim widać... Nikt z nas by na to nie wpadł.
Głosy mieszkańców wioski docierały do jego uszu jak przez mgłę. Przez kilka godzin spędzonych w ciemnej i zimnej jaskini stracił resztki energii i praktycznie ciągnięto go na stos, na którym miał spłonąć. Patrzył na ziemię przesuwającą się pod nim z kompletną pustką zarówno w piersi, jak i w głowie. Nie było już nic. Zniknął gniew, zniknął smutek. Została tylko bezdenna ciemność. Czy tak się czują ci, którzy już pogodzili się ze śmiercią? Z zamyślenia wyrwał go dopiero słaby ból w łopatkach, gdy brutalnie pociągnięto jego ręce do tyłu i związano je za palikiem na szczycie sterty drewna.
- Posłuchajcie mnie, ludzie! W swoim życiu widzieliśmy wiele nieprawdopodobnych wydarzeń. Cały ten czas pokładaliśmy naszą wiarę w Razelu, który był nam tarczą przeciwko potworom żyjącym w dziczy. Ale czy naprawdę tak było? Czy on naprawdę był tak dobry i szlachetny, jak sądziliśmy? Ten mężczyzna sprzedał swą duszę demonowi! Czy w ten sposób nie zdradził nas oraz pokoju naszej wioski?
Jego słowa w oczach Razela wyglądały niczym gra. Wykwintna grecka parodia, jak ci tumani na południu. Ci, którzy nigdy nie potrafili utrzymać barykad pod naporem innych plemion.
- Gdy tylko usłyszałem tę pogłoskę, czym prędzej udałem się do domu tego mężczyzny. I wiecie, co tam znalazłem? Pozostałości po demonicznym rytuale! - uniósł przed sobą róg jakiegoś zwierzęcia w triumfalnym geście - Co więcej, planował on zabić mnie i przejąć władzę w wiosce!
Po zgromadzonych przetoczył się głośny protest. Niektórzy potakiwali i wojowniczo krzyczeli, drudzy szeptali i smutno kręcili głowami. Przywódca uciszył ich gestem ręki.
- Chociaż serce mnie boli, te zbrodnie muszą zostać osądzone. Za spiskowanie przeciw władzy oraz czczenie demonów... skazuję Razela na śmierć!
Tłum oszalał. Wszyscy krzyczeli, czy to do Razela, czy do siebie nawzajem. Nie potrafił się śmiać z tego przemówienia. Jego pustka wyła, żądając zaprzeczenia tym kłamstwom. Nigdy nie znosił kłamstw. Nigdy nie kłamał. Nigdy nie spiskował. Włożył w tę wioskę całą swoją duszę i serce. I to jest to, co otrzymuje w zamian? Oszczerstwo opakowane tak, że jego sąsiedzi, ludzie dla których ryzykował życie będą skandować "Na stos z nim!"? Przymknął oczy, usiłując odciąć się od bodźców z zewnątrz. Nic to jednak nie dało. Przed oczami ujrzał swoją starą, schorowaną matkę, samą w zimnym lesie. Samą, naprzeciw głodnych bestii. Jeśli jego matka cierpi, dlaczego to miejsce nie miałoby cierpieć? Dlaczego kłamcy i oszczercy przeżyją, podczas gdy on i jego matka mają umrzeć? W jego wnętrzu urosło uczucie, które przyćmiło pustkę, aż w końcu pochłonęło ją bez reszty.
- Jakieś ostatnie słowa, Razel? - dotarł do niego głos.
Otworzył oczy i spojrzał prosto w oczy przywódcy wioski.
- ...Czemu patrzysz na mnie w ten sposób?
- Jeśli tego pragniesz, to niech tak będzie - wyszeptał, uśmiechając się.
Wyprostował się i rzucił tłumowi rozognione spojrzenie. Wszyscy zamilkli, patrząc na jego sylwetkę.
- Posłuchajcie! Wy głupcy, których zwykłem zwać towarzyszami! Moim jedynym życzeniem było wyrwać się z pułapki, jaką stanowi ciało, i teraz nareszcie się ono spełnia! Moja dusza z rozkoszą podda się demonom! Stanę się wieczny! Sięgnę po moc, jakiej sobie nawet nie wyobrażacie i pożrę każde jedno z grzesznych pomiotów znanych jako ludzkie dzieci! Rozerwę was wszystkich na strzępy!!
- To niemożliwe... Razel, ty...
- To straszne! On naprawdę jest demonem!
- Szybko, podpalcie stos! - ten głos należał do przywódcy wioski.
Razel zaczął się śmiać gdy patrzył jak płomienie powoli liżą drewno, na którym stał.
- Te płomienie, to wspaniałe, szkarłatne światło jest uosobieniem mojej duszy! Nawet po mojej śmierci nie przestaną tańczyć aż nie spalą tej wioski do gołej ziemi!
- Tyy... Razelll!!! - wściekły krzyk należał do starszego mężczyzny.
- Demon nas przeklął! To klątwa!
- Hahahahahahaha! HAHAHAHAHAHAHAHA!!
Płomienie dotarły do jego stóp, jednak nie czuł bólu. Panika wśród ludzi była zbyt piękna.
Już, nagadałeś się?
- Tak! - krzyknął w przestworza, odpowiadając znajomemu głosowi.
- A zatem zabaw się - tym razem usłyszał go tuż przy uchu.
Furia rozerwała go od środka, rzucając jego duszę w palące objęcia płomieni. Ogień go zabił i stworzył od nowa. Całą wieczność później zszedł ze stosu, już nie jako człowiek, a coś silniejszego, większego. W głowie miał tylko jedną myśl, jedno pragnienie. Zniszczyć ich. Teraz ciemność była mu siostrą, więc sięgnął po jej moc jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
- Ra-Razel... - słaby, dziewczęcy głos dotarł do jego uszu - T-To ja, Fana... Tw-Twoja przyjaciółka...
Obrzucił ją tylko zimnym, bezlitosnym spojrzeniem.
- Zdrajczyni.
Jej krzyk był pierwszy. Wkrótce dołączyły do niej inne krzyki, a wszystkie razem stworzyły przepiękną muzykę dla jego uszu. Wszyscy spłonęli. Każde dziecko, każda kobieta, każdy mężczyzna, każda chata... Wszystko. Spłonęła nawet krew na jego dłoniach. Gdy opuszczał zgliszcza wioski z nocy zrobił się świt. Udał się w stronę puszczy, mając jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
- Poprowadzę cię - powiedział cicho siedzący na drzewie Konoe.
Kiwnął mu głową i udał się za demonem. Szli przez jakiś czas, aż w końcu blondyn z wprawą wskoczył na gałąź i wskazał palcem na istotę siedzącą przy źródle z wodą. Skulona osoba nawet nie słyszała, gdy Razel do niej podszedł. A może słyszała, tylko nie potrafiła zareagować? Nie dowie się tego. Chcąc to szybko zakończyć obrócił ją w miejscu i ustawił przodem do siebie.
- Oh... Witaj, kochanie - matka obdarzyła go szerokim uśmiechem.
Obojętnie zauważył rany na jej dłoniach i ślad po pazurach na brzuchu. Za niedługo umrze.
- Wyglądasz... inaczej. Ale to nieważne. Dla mnie zawsze będziesz moim synkiem...
Jęknęła z bólu, gdy przebił ją pazurzastą dłonią na wylot.
- Nawet teraz? - zapytał beznamiętnie.
- Nawet... teraz... - wyszeptała słabym głosem - Dz-Dzię...
Nie dokończyła, gdy uszło z niej życie niczym powietrze z pęcherza. Strząsnął ją z ręki i strzepnął krew. Krótką myślą podpalił jej ciało.
- Zgrabnie zrobione. Żeby nie cierpiała, zabiłeś ją nim zrobiły to leśne bestie - Konoe stał oparty o drzewo.
- Wiedziałeś, że tak będzie, prawda?
- Gdybyś nie miał potencjału, żeby stać się demonem, nie marnowałbym na ciebie czasu.
Razel podszedł do Konoe i przejechał dłonią po bladym policzku demona. Potem brutalnie przyciągnął go do siebie, ogarnięty dziwnym pragnieniem.
- Od dzisiaj masz wypełniać wszystkie moje polecenia - warknął tuż przy uchu Konoe.
Mężczyzna zachichotał, ale nie protestował. Położył dłonie na klatce piersiowej Razela.
- Z przyjemnością~ - wymruczał, po czym skradł pocałunek ognistowłosemu.
Razel puścił Konoe i zdematerializował się.
- Hm~ Będzie zabawnie~
Po czym udał się za ognistowłosym i ruszyli razem do krainy cieni.
***
Kompletnie zapomniałam, że przecież do tego jest komentarz! Otóż tekst częściowo bazowany na drama CD z przeszłością Razela ;D Proszę, oto link, gdzie można posłuchać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz