Alibaba
siedział w kącie pokoju. Skulony w zgrabny kłębek czekał na
swojego zbawcę. To, jak się tam znalazł, ma swoją historię,
którą za chwilę przytoczę. Otóż tego samego dnia, z rana,
zadzwonił telefon blondyna.
-
Dzieciaku - powitał go głos jego pana i władcy.
-
Hej, kochanie... - wymamrotał zaspany Alibaba, wybudzony z
głębokiego snu przez nadzwyczaj głośny dzwonek.
-
Ubieraj się, za 10 minut przywiozę ci Kouhę.
-
Dobrze...
Że...
że co? Że Kouhę? ŻE GDZIE?
-
A-ale Kouen, Kouha jest już duży... - próbował się wymigać od
tego Alibaba.
-
Wiem, że nie jest dzieckiem. Ale zostawienie go samego w domu grozi
stratą w personelu, a zawsze marudził, że chce cię poznać.
S-stratą?
Alibaba przeraził się nie na żarty. Ale jak tu się kłócić?
Zawsze starał się uniknąć bezpośredniego spotkania z najmłodszym
w męskiej linii rodu Renów, bo... bo on jest straszny. Tak się
dziwnie uśmiecha na zdjęciu rodzinnym!
-
Ale Alladyn... - to była ostatnia nadzieja Saluji.
-
Niech Judal z nim gdzieś wyjdzie.
I
rozłączył się. Słowo się rzekło. Kouha jedzie do jego
mieszkania, on ma się pozbyć swojego brata i najlepszego kumpla, a
Kouen pojedzie na jakieś cholernie ważne spotkanie. Jeszcze niech
zacznie lać na dworze, to już w ogóle... O, właśnie zaczęło.
Super. Burza na zawołanie. Powinien jechać do Afryki zalesiać
Saharę. Chcąc nie chcąc wybrał z listy kontaktowej numer do
Judala.
-
Kouen chce ci organizować życie, więc mam gdzieś zabrać
Alladyna? - znudzony głos czarnowłosego rozbrzmiał w słuchawce.
-
Przywozi mi Kouhę - jęknął Saluja - Oddam ci kasę...
-
Z prowizją i odsetkami, pamiętaj.
Judal
też się rozłączył. Coraz bardziej zrezygnowany Alibaba zwlókł
kończyny z łóżka, by się ogarnąć, ubrać i jako tako wyglądać
na spotkaniu z jednym ze swoich przyszłych braci. Szumem wody z
prysznica przywołał Alladyna.
-
Ali-nii, dzisiaj też wychodzę z Judalem? - zapytał, z wprawą
grając niewiniątko. Alibaba już dawno przestał się na to
nabierać, Alladyn wychodził z Judalem nawet wtedy, gdy mu tego
zabraniał.
-
Nie wiem, komu bardziej współczuć, jemu czy tobie - odpowiedział
Saluja, wycierając włosy.
-
A ja nie wiem, czy powinienem współczuć tobie czy temu chłopakowi,
który tu jedzie.
Kiedy
te dzieci się robią takie złośliwe? Judal źle na niego wpływa...
Wkrótce rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a po odgłosach i krótkim
,,Wychodzę!'' zrozumiał, że Judal już zabrał swojego
podopiecznego i pewnie znów da się naciągnąć na jakieś
koszmarnie drogie desery. A Alibaba (pieniędzmi Kouena) musi za to
płacić!
Wyrobił
się idealnie na czas. Ledwo skończył ubierać nie dziurawe
skarpetki usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Kouen nigdy nie
dzwoni, on płaci za to mieszkanie.
-
Obskurnie i brudno, ciekawe, jaki jest Alibaba-chan... - usłyszał
nieznajomy głos. To zapewne Kouha... Saluja wyszedł im naprzeciw.
-
Cześć, kochanie - podszedł do Kouena i pocałował go w policzek.
Ważna część ich spotkań, jeśli o tym zapominał, Kouenowi
włączał się tryb wkurzonego focha.
-
Jesteś bardziej kobiecy niż sądziłem - powiedział zamiast
powitania długowłosy.
Jego
wygląd był znany Alibabie, ale na żywo wyglądał nieco mniej...
psychicznie? Ubrany w beżowy płaszczyk i ciemnomalinowe spodnie
wyglądał kompletnie jak dziewczyna, jednak Alibaba nie miał odwagi
powiedzieć tego na głos. Szybko wbiegł on do pokoju i zaczął się
przyglądać różnym przedmiotom.
-
Co ja mam z nim robić?! - zapytał dramatycznym szeptem Kouena.
-
Pilnuj - odpowiedział najstarszy z Renów, po czym obrócił się na
pięcie i tyle go widzieli.
To
będzie długi dzień...
Pierwszą
godzinę Kouha spędził na oglądaniu wszystkiego, co było w domu.
Pytał się o zastosowania niektórych przedmiotów, jak na przykład
flet Alladyna, śnieżną kulę Cassima i latał w tę i wewtę
śpiewając. Kiedy zdjął płaszcz okazało się, że do spodni miał
dobraną kremową bluzeczkę na ramiączkach, w której już w ogóle
wyglądał jak wyjątkowo płaska dziewczyna... Ale w końcu mu się
znudziło, i zainteresował się Alibabą.
-
Alibaba-chan! - wykrzyknął w pewnym momencie, po czym wskoczył mu
na kolana - Co ty w sobie masz, hmm?
Kompletnie
ogłupiały Saluja patrzył tępo na Kouhę.
-
Krew, organy...? - odpowiedział niepewnie, nie wiedząc o co
chłopakowi chodzi.
-
Hahaha! - uradowany Kouha pociągnął go za policzek, po czym usiadł
na nim okrakiem - I tyle? To maaa-ło!
Alibaba
nie wiedział, gdzie ma podziać ręce. Z jednej strony chciał
zepchnąć chłopaka, z drugiej zaś nie mógł mu zrobić krzywdy,
bo Kouen by zrobił krzywdę jemu... Nie wiedzieć kiedy wylądował
na pleckach, a Kouha przyciskał go do łóżka na którym siedzieli.
-
Nie wiem, co En-nii w tobie widzi - stwierdził poważnym tonem - Mój
En-nii zasługuje na tylko najlepsze.
Alibaba
znów nie wiedział, co ma powiedzieć. Za bardzo zszokowany był
całą sytuacją, tym bardziej, iż Kouha zaczął zdejmować mu
bluzkę.
-
C-czemu mnie rozbierasz? - zapytał piskliwym głosem.
-
Bo muszę ocenić, czy jesteś najlepszy~ - zanucił długowłosy.
Saluja
zamknął oczy i poddał się zabiegom chłopaka. Czuł się niemal
zgwałcony, gdy smukłe dłonie, niemal jak u kobiety przesuwały się
po jego nagim torsie, ale musi to znieść. Dla Kouena.
-
Mięśni to ty nie masz~ - znów zanucił Kouha - Przydałaby ci się
siłownia~
W
prawdziwe przerażenie wprowadził Alibabę wyciągając znikąd
scyzoryk.
-
P-P-P-P-P-po co ci to-o? - wyjąkał blondyn.
-
Muszę zobaczyć, czy chociaż w środku dobrze wyglądasz~ -
brzmiała odpowiedź.
-
S-s-s-s-toop!
Kouha
przechylił głowę jak zaciekawiony szczeniak. Ostrze w jego dłoni
groźnie lśniło, gdy Alibaba powoli podnosił się z powrotem do
siadu.
-
Nie wolno ciąć ludzi! - wykrzyknął, ciężko oddychając.
-
Dlaczego?
Ale
jak to... Jak to dlaczego?
-
No bo... - nie wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie.
-
Oo, brzoskwiii-nie! - radosny okrzyk Kouhy zbił Saluję z tropu, ale
na szczęście chłopak zszedł z niego. Korzystając z okazji
chwycił telefon i wybrał słuszny numer.
-
Ratunku. Błagam - wyszeptał, gdy tylko druga strona odebrała.
-
Za pół godziny kończę spotkanie - głos Kouena nieco ukoił jego
nerwy, ale patrzył jak zapas brzoskwiń maleje w oczach -
Wytrzymasz?
Ledwo
słyszalna troska wzruszyła Alibabę.
-
Tak, wytrzymam... O ile nie zginę...
I
tak oto wylądował w kącie. Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz