Po otwarciu oczu
odnajduje się w ciemności. Dookoła nie ma ani jednego źródła
światła, ani jednego promienia. Nie ma ciepła ni spokoju, tylko
lęk i zwątpienie. Bezustanne szepty dzwonią w jego uszach niczym
piekielna symfonia, wygrywana na niedostrojonych instrumentach. Jej
szaleńczy rytm, potęgowany skowytem przeklętych niszczy go. Zabija
go.
Na początku się
miota. Szaleje. Walczy. Ileż jednak można się szarpać, wiedząc,
że jeszcze żaden motyl nie uciekł z pajęczej sieci? On nie jest
motylem. On jest tylko zwykłą muchą, złapaną przez wielkiego,
złego pająka. Nie może uciec. Nie może uciec. Nigdy nie ucieknie.
Poddał się. Mrok
przestał być strasznym miejscem. Światło stało się odległą
mrzonką, ulotnym wspomnieniem widoku pojedynczych promieni. Jedynym
ciepłem, jakiego doświadcza, jest to promieniujące z ran na ciele.
Nie krzywdzą go za bardzo. Nie za bardzo. Jest zbyt potrzebny. Musi
być silny. Nuci piosenkę pod nosem. Kiedy ta melodia zaczęła mu
chodzić po głowie?
Nie walczy. Jak ma
walczyć, gdy poza niewidzialnymi kajdanami świat wydaje się być
taki inny? Piosenka tańczy na jego ustach, zadając kłam wszystkim
latom spędzonym w mroku. Demony mu nie przeszkadzają. Potępieńcy
są jego kamratami, towarzyszami. Wspólnie śpiewają wspólną
pieśń. Pieśń o życiu i śmierci, o chwale i hańbie. O świecie.
Życie to prawdziwa
suka. Jak przystało na sukę, ciągnie ją do bogaczy i władców.
Rozkłada przed nimi swe nogi, a oni ujeżdżają ją aż do
ostatniego tchu. Patrzenie na to jest nużące. W końcu on też jest
władcą, prawda? Dlatego musi zawładnąć tą dziwką. Ujeździć
ją, jak krnąbrnego mustanga, złamać jej ducha i poddać swojej
woli. Czy wtedy uzyska przebaczenie?
Samotna pieśń
legionów pobrzmiewa w pustej sali. Jego umysł jest czysty jak
kartka papieru, na której ktoś wypisał zbyt wiele nut, by je
później rozczytać. Chaos zawsze był mu bratem. Czarne pióra
czarnych wron. Posępne głosy tysięcy kruków. Czemu to światło
jest takie zimne?
Widok tego chłopaka go
irytuje. Nad głową dzieciaka latają setki orłów, oświetlając
jego drogę ku przyszłości. Nie odczuwa żalu. Nie czuje zazdrości.
Chce go tylko zniszczyć, a razem z nim gorzki posmak lat w
zamkniętym więzieniu. Źle nastrojone skrzypce grają wewnątrz
jego głowy, migrena doprowadza go do szału. Niech ktoś zakończy
ten niekończący się koncert.
Głos chłopaka dociera
do niego jak przez mgłę. W jednym rozbłysku ujrzał je ponownie.
Pajęczycę ze swymi jajami. Ciemny kokon, utkany z czarnej nici.
Tyle razy błagał o miłosierdzie, tyle razy żebrał o promień
nadziei. On mu go dał. Dał mu go, nie rozumiejąc, jak wiele
niszczy. Czy weźmie odpowiedzialność za oszalałe crescendo w jego
głowie?
Ciepłe dłonie
dotykają jego czoła. Łagodny głos koi zszargane nerwy. Czy można
mu zawierzyć? Czy może po prostu zamknąć oczy i oddać się w
objęcia snu? Burza czarnych piór przesłania mu wizję. Nie chce
tego widzieć. Wojny kruków z orłami. Niech przeklęty będzie ten
świat, i każdy kto po nim stąpa!
Cichy trzask kruszonego
lodu wyrywa go z otępienia. Senne koszmary przybrały postać żywych
i czołgają się ku niemu z piosenką na ustach. Zamilknij, muzyko.
Spłoń w przeklętych płomieniach, niech żar tego dzieciaka cię
strawi do głębi! Przegrana jest smakiem, który poznał jako
pierwszy. Pajęczyca zadbała, by jej mała muszka nigdy nie
zapomniała tego smaku. Dlaczego sądził, że tym razem będzie
inaczej? Lód pod wpływem ognia wcale nie staje się twardszy. Mimo
to, pierwszy raz w życiu się modlił. I pierwszy raz w życiu
stracił nadzieję.
- Chodź - woła głos
- Chodź ze mną. Uleczę cię. Chce zawierzyć temu głosowi. Chce
po prostu już dłużej tego nie czuć. Zamyka oczy i idzie. Pierwszy
krok. Drugi krok. Trzeci krok. A światło staje się silniejsze.
Nie bój się. Od
teraz, już nigdy nie będziesz sam. Jestem tu. Zawsze będę przy
tobie, Judalu.
Nie prosiłem o to.
Prosiłeś. Wiem to.
Nienawidzę cię,
Alladynie.
Wiem. Chodź, ogrzejesz
się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz