sobota, 23 stycznia 2016

Kwiaty

Gdy w końcu opuścili labirynt Vena Ciel odetchnęła z ulgą. Chociaż miała wiele frajdy z tej wyprawy, nie dało się ukryć że była naprawdę zmęczona. Podążający za nią dwaj mężczyźni patrzyli z niepokojem na chwiejącą się dziewczynę. Szła kawałek przed nimi, niebezpiecznie kiwając się na boki, jednak żaden nie zdążył zareagować, gdy padła jak długa na ziemię. Przed bolesnym zderzeniem z gruntem uratował ją Yvin, czarnowłosy złodziej.
- Pani Ciel! - wykrzyknęli obaj rycerze dziewczyny, jednak zwolnili kroku gdy zobaczyli, że jest bezpieczna.
- Rycerze od siedmiu boleści... - mruknął pod nosem - Co wam się stało w tym Pokoju Prawdy, co?
Anton i Florien popatrzyli na siebie, zmieszani. Szarowłosy delikatnie spiekł buraczka, napotykając spojrzenie oczu swojego brata i szybko odwrócił się w drugą stronę. Niby w pokoju zmuszającym ich do mówienia prawdy nic takiego nie powiedzieli, jednak młodszy z braci wciąż wolał unikać szarych oczu starszego.
- Przeszkadzamy wam, gołąbeczki? - zaśmiał się Yvin, po czym spojrzał na nieprzytomną Ciel - I raz i...!
Podniósł ją i wziął na ręce. Rycerze wyglądali, jakby chcieli pomóc, jednak obaj zatrzymali się w pół kroku.
- To ja ją zabieram do Irlen, a wy sobie pogadajcie. Spotkamy się w tej gospodzie co poprzednio - rzucił przez ramię zielonooki, po czym dotknął zwoju teleportacji wiszącego u jego pasa i zniknął w rozbłysku błękitnego światła, a z nim księżniczka. Bracia patrzyli przez chwilę na miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stał złodziej, jednak szybko się pozbierali i ruszyli w stronę miasta. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.

Ciel spała długo. Gdy w końcu obudziła się, wypoczęta jak nigdy, był środek nocy. Bracia jak zwykle mieli warty w strzeżeniu jej, tym razem zaś na balkonie dostrzegła czerwonowłosego Antona. Patrzył on w gwiazdy, jednak Ciel wiedziała, że ma wszystkie zmysły w pełnej gotowości bojowej. On i Florien zawsze są na służbie, dlatego ona może się bawić i być beztroska. No i... ma swojego anioła stróża, prawda? Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie drętwe żarty, które opowiadali na scenie w labiryncie. Zsunęła się cicho z łóżka, nie chcąc obudzić Floriena i uśmiechnęła się do czerwonowłosego. Ten skinął jej głową w odpowiedzi.
- Zemdlałam, prawda? - zapytała cicho, podchodząc do niego.
- Tak. Yvin cię tu zabrał.
- Naprawdę? A gdzie teraz jest?
- Nie wiem. Zniknął, nim przyszliśmy.
- Ah taak...
Z szerokim uśmiechem dziewczyna podeszła do barierki. Zerknęła na balkon po prawej stronie, po cichu licząc iż ujrzy tam trzeciego z towarzyszących jej mężczyzn, ale w końcu zrezygnowała i również skierowała wzrok w górę, przywołując w pamięci całą zabawę w labiryncie. Każdy jeden szczegół był taki kolorowy i mieniący się, jakby cały świat iskrzył. Nawet całkowity brak poczucia humoru u Floriena i Antona nie zepsuł jej zabawy. A Yvin... Na wspomnienie o czarnowłosym złodzieju poczuła ciepło rozlewające się w jej sercu. Od samego początku, od dnia ucieczki z domu aż do teraz cały czas był gdzieś w pobliżu. Może i nie chciał tego przyznać, ale nie chciało jej się wierzyć, że akurat był w okolicy zawsze wtedy, gdy go potrzebowała. Gdy porwali ją bandyci żartował nawet, że na jedno jej słowo wyrąbie jej ścieżkę wśród trupów! Zaśmiała się cichutko na samo wspomnienie. Chociaż bez jej wiernych rycerzy już dawno by słuch o niej zaginął, to i tak czuje, że najwięcej zawdzięcza Yvinowi. Ciekawe, gdzie teraz jest...
Resztę nocy spędziła siedząc na balkonie z Antonem. Oboje milczeli, tylko wpatrując się w niebo i podziwiając piękno gwiazd. Czuła się swobodnie, nie skrępowana badawczym spojrzeniem szarych tęczówek, dlatego po jakimś czasie zaczęła nucić melodie, których nauczył ją Yvin. Z tego wszystkiego czerwonowłosy zapomniał obudzić swojego brata, więc gdy zaskoczył ich wczesny świt Florien zerwał się i z irytacją zaczął prawić swojemu bratu o tym, że ma się nie przemęczać na siłę, bo przecież mieli się zmieniać, i tak dalej, i tak dalej... Ciel śmiała się głośno z tej ich uprzejmej kłótni, wywołując na twarzy szarowłosego odcień dorodnego buraka. W końcu zapadła cisza tak niezręczna, że dziewczyna poczuła się wręcz intruzem - pomiędzy braćmi wisiała dziwna atmosfera, i chociaż nie potrafiłaby jej określić to czuła, że powinna zostawić ich samych. Dlatego też z uśmiechem przeprosiła ich i wymknęła się z pokoju, tłumacząc się chęcią przewietrzenia. Nie zatrzymywali jej, więc faktycznie coś musiało być na rzeczy... Gdy wyszła na ulicę i wzięła głęboki oddech z otwartego balkonu dobiegły ją niezbyt głośne, ale słyszalne odgłosy rozmowy dwóch mężczyzn. Uśmiechnęła się pod nosem i nucąc, by zagłuszyć dobiegające ją dźwięki ruszyła skocznym krokiem przez ulicę.

Nie mając za wiele pieniędzy do rozdysponowania oglądała tylko witryny sklepowe. Towary sprzedawane w Irlen nie różniły się wiele od tych z jej rodzinnego kraju, więc koło większości wystaw przechodziła dość obojętnie. Tym, co zainteresowało ją bardziej były uliczne występy komików - żonglerzy, połykacze ognia i inne tego typu osoby wystawiały swoje sztuki na głównym placu w mieście. Ciel podeszła do tłumu dookoła wróżki, która akurat przepowiadała przyszłość jakiemuś chłopaczkowi. Zbiorowisko nagle zaczęło klaskać, gdy kobieta puściła dłoń dziecka i narysowała coś na karteczce. Zaintrygowana wtopiła się między ludzi, chcąc dotrzeć jak najbliżej i mieć dobry widok. Jakiś uprzejmy pan przepuścił ją do przodu, jednak ktoś za nią się potknął i wypchnął ją przed szereg. Pod kapturem wróżki zalśniły białe oczy, gdy kobiecina powolnym ruchem dłoni zaprosiła Ciel do siebie. Nieco zawstydzona, ale i uradowana dziewczyna usiadła na wskazanym krzesełku i pozwoliła wróżce badać swoją rękę. Z bijącym sercem oczekiwała na werdykt, dlatego niemal podskoczyła gdy kobieta wzięła pióro i naskrobała coś na kartce. Potem wsunęła tą kartkę między palce dziewczyny, a ona z sercem w gardle skinęła jej głową.
- Dziękuję - wyszeptała, po czym wstała i praktycznie odbiegła od stoiska.
Dopiero w należytej odległości odważyła się zerknąć na kartkę. Z doświadczenia wiedziała, że tego typu przepowiednie raczej się sprawdzają, więc obawiała się tego, co tam znajdzie, a jednocześnie chciała wiedzieć. Dobrą wróżbę? Złą wróżbę? W końcu wzięła oddech i zerknęła na napis. "Ten, który przyspieszy bicie twego serca, jest bliżej niż myślisz. Zaufaj kwiatom". Hm? Tylko tyle? Żadnego "zginiesz za trzy miesiące", nic? Porada miłosna? Poczuła, jak końcówki jej uszu płoną żywym ogniem. A ona tak się bała! Co za głupota! Miała wręcz ochotę potargać karteczkę, ale zaskoczyła ją osoba, która zaszła ją od tyłu i chwytając za ręce powstrzymała przed zniszczeniem przepowiedni. Od razu rozpoznała ciemne rękawiczki Yvina.
- Yvin! - krzyknęła, obracając się w jego stronę - Gdzie byłeś?
- Tu i ówdzie, Księżniczko - uśmiechnął się mężczyzna - Gdzie twoje ogary stróże?
- Chyba się o coś pokłócili w labiryncie, bo dziwnie się zachowują w swojej obecności... - Ciel zrobiła zamyśloną minę, na widok której złodziej zaczął się śmiać - No co?
- Ahh, uwielbiam twoje dziewicze serce, Księżniczko. Obyś jak najdłużej pozostała tak niewinna - otarł łezki, które pojawiły się w kącikach jego oczu.
Ciel zaperzyła się nieco, ale śmiech złodzieja szybko poprawił jej humor.
- Czemu chciałaś potargać tą przepowiednię?
- Skąd wiesz, że to przepowiednia?
- Mam hobby śledzenia dam, które dość często bywają w opresji.
- Jesteś okropny! - zaśmiała się Ciel - W sumie to z zażenowania, że tak się wystraszyłam, a tu wróżba miłosna...
- Hm? Jakaś dobra? Nie zostaniesz starą panną?
- Z tyloma przystojniakami dookoła mnie...
- Pamiętaj, że ja jestem najładniejszy.
- Tak, tak. To jak, gdzie byłeś?
- W takim jednym mieście... - puścił jej łobuzerskie oko - Tak naprawdę, to załatwiłem ci możliwość powrotu do domu.
Ciel zrobiła wielkie oczy, na widok których Yvin zrobił minę władcy świata.
- J-Jak to zrobiłeś?!
- Powiedzmy że... - zrobił z palców obiektyw - Posyłałem twojemu ojcu dziennik z twojej podróży, a dokładniej twoje zdjęcia. Bez rycerzy oczywiście. No i po jakimś czasie powiedział, że skoro żyjesz i masz się dobrze, to... możesz sobie podróżować.
- I... tyle?
- Tak, tyle. Liczyłem na większy entuzjazm...
- C-Cieszę się, oczywiście, że się cieszę! Ale... dlaczego?
- Hm? Co dlaczego?
- Dlaczego tyle dla mnie robisz?
- Może mam dobre serce, kto wie? - łobuzerski uśmiech Yvina przegnał wątpliwości Ciel. Jej słoneczko znów świeciło jej prosto w twarz.
- Złodziej i dobre serce? Mam w to uwierzyć?
- Jak najbardziej. Co złego, to nie ja. Z taką twarzą nie nadawałbym się do zbrodni, każda niewiasta by mnie rozpoznała. O właśnie, prezent od papy.
Wyciągnął w jej stronę list z pieczęcią Amarine. W środku znalazła potwierdzenie słów czarnowłosego, oraz życzenie by pozostała zdrowa i szczęśliwa. Najbardziej zaskoczyło ją zdjęcie Yvina i króla, jednak mężczyzna tylko wzruszył ramionami i znów promiennie się uśmiechnął. Odwzajemniła uśmiech, czując jak w jej piersi rozlewa się ciepło. Jej ojciec wie, że żyje i ma się dobrze. Już się nie zamartwia. Jej samej również ulżyło.
- Co za ulga... - westchnęła dziewczyna, zwijając z powrotem list i pakując go za pazuchę.
- A to prezent ode mnie. Znaczy od Vena, ale... no wiesz.
Tym razem trzymał jeden ze zwojów teleportacyjnych.
- Będziesz mogła zawsze odwiedzić papę. Chociaż lepiej teraz z tym poczekaj, nadal jest lekko w szoku po mojej wizycie - uśmiechnął się Yvin.
- Jej, dziękuję, Yvin! Jesteś najlepszy! - rzuciła się mężczyźnie na szyję. Choć zaskoczony, objął ją i przytulił do siebie.
- To co, wracamy po miśki i idziemy do Fior? - rzucił zielonooki, gdy w końcu go puściła.
- Ah, no tak! Iona zaprosiła nas do Miasta Kwiatów! Tak, chodźmy, chodźmy!
Pociągnęła czarnowłosego za rękę i w podskokach ruszyła przed siebie. Potulnie podążył za nią, i wkrótce dotarli do gospody.
- Zaczekaj chwilę - wyszeptał Yvin, zanim Ciel otworzyła drzwi - Hej, chłopaki, przerwijcie co robicie bo liczę do pięciu i wchodzimy!
Za drzwiami słychać było krzątaninę, a dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, po czym znów zapukał w drzwi.
- Pięć, wchodzimy!
Gdy otworzyli drzwi obaj siedzieli na przeciwnych krańcach pokoju - Florien czytał coś przy stole a Anton polerował miecz na swoim łóżku.
- Nieźle wam poszło, chociaż Flori... Do góry nogami... - mruknął Yvin i kontynuował głośniej - Księżniczka zadecydowała, że idziemy do Fior! Kto chce się załapać, organizuje się teraz!
Florien błyskawicznie poprawił książkę, czerwony jak dorodna piwonia. Na ten widok czarnowłosy z uśmiechem pomachał zwojem teleportacyjnym. Bracia spojrzeli po sobie nawzajem i szybko pozbierali wszystkie rzeczy z pokoju. Ciel patrzyła bez zrozumienia na Antona, który z jakiegoś powodu kompletował części zbroi... Nie mieli wiele dobytku, z którym podróżowali, więc w parę minut stali gotowi. Z zamyślenia wyrwał Ciel zielonowłosy.
- A zatem, Księżniczko - z ukłonem Yvin wskazał na jej zwój.
- Oh. Tak, już!
Wszyscy chwycili się za ręce, a po chwili Ciel przeniosła ich do Fior. Wylądowali tuż obok gospody Iony, która akurat zauważyła ich przez okno.
- Wielkie nieba, Ciel! Spodziewałam się was lada dzień, ale przy bramie... O, jest was więcej?
- Witam, pani - Yvin z szarmancją ucałował rękę kobiety - Towarzyszę panience Ciel w jej podróży. Yvin, do usług.
- Oh, jaki miły! Rozmawiałam z duchami i nie ma problemu, możecie obejrzeć ogrody. Chcecie od razu iść, czy wolicie się najpierw odświeżyć?
- Chodźmy od razu! - wykrzyknęła Ciel. Reszta tylko przytaknęła i podążyli za barmanką w stronę ogrodów.
Bez turystów miasto wyglądało niemal na wyludnione, a jednocześnie ta pustka odsłaniała drugie oblicze kwiatów tu rosnących. Fior jest miastem, gdzie przez cały rok kwitną kwiaty, jednak w czasie Świętych Miesięcy zamknięte jest dla odwiedzających. Na szczęście Ciel wie, jak się w życiu ustawić i ma przepustkę by w czasie, gdy ogrody są najpiękniejsze i praktycznie puste móc obejrzeć je ze swoimi przyjaciółmi. W końcu dotarli do bramy, gdzie tuż obok lewitowała w powietrzu szczapka drewna.
- Oto przywódca duchów opiekuńczych, Duch Drewna. Za jego zgodą możecie wejść do ogrodów - wyjaśniła Iona, wycierając nosa - Wybaczcie, ale zostawię was tu samych. Mam interes do pilnowania i alergię na kwiaty...
- Dziękujemy ci, Iono! Jesteś naprawdę wspaniała!
- Drobiazg~ Uratowaliście mnie przed bandytami, tylko tak mogę się odwdzięczyć!
Po tych słowach poszła z powrotem do swojej gospody, a cała drużyna odwróciła się w stronę ducha.
- Mhm - mruczał duch - Mhm. Jest idealnie.
- Co jest idealnie? - zapytała Ciel.
- Jest was idealnie! Nikt nie będzie się czuł samotny. Mhm. Tak będzie najlepiej.
- O czym on mówi? - zwróciła się do Yvina, który wzruszył ramionami.
- Brama przepuszcza tylko pojedynczo, dwójkami lub w grupie czterech i więcej! - oznajmił duch - Podzielcie się tak, jak wam wygodnie albo idźcie wszyscy razem!
- Idziemy wszyscy razem - rzekli chóralnie Anton i Florien.
Niestety, nie zdążyli się nawet ruszyć gdy Yvin wziął Ciel na ręce.
- Sorki, chłopaki - rzucił przez ramię z uśmiechem i wskoczyli we dwójkę w bramę.
- Hehe - uśmiechnął się duch - Tak myślałem. Nie ma co narzekać, chłopcy.
Bracia popatrzyli morderczym wzrokiem na szczapkę drewna, która momentalnie umilkła.
- C-Chyba ma rację, bracie... - mruknął nieśmiało Florien - Szkoda by było zmarnować okazję...
Anton milczał, jednak spojrzał młodszemu prosto w oczy. Poczuł gorąco na policzkach, gdy przypomniał sobie jak zdawało mu się że usłyszał, że jego młodszy braciszek go lubi... Pokój Prawdy to koszmar, do którego nigdy nie powinno było dojść. Ven okrutnie sobie z nich zakpił i tyle... Mimo to czerwonowłosy żałował, że nie dane mu było usłyszeć wyraźnie, kogo Florien darzy uczuciem.
- Nee, bracie... Chodźmy już... Pani Ciel się zdziwi, gdy wyjdzie a nas nie będzie...
- Nic jej nie będzie, nie sądzisz? - mruknął Anton - Ma swojego anioła stróża.
Odpowiedziało mu milczenie. Widząc, że szarowłosy jest strasznie zmieszany delikatnie popchnął go w stronę bramy, jednocześnie chwytając za przedramię. Z bijącymi sercami weszli razem przez bramę.

Idąc alejami wśród kwiatów obaj patrzyli w różne strony. Myśli Antona skoncentrowały się dookoła czynności przesuwania nóg do przodu, za wszelką cenę starał się nie patrzeć na towarzyszącą mu osobę. Nie potrafiłby tego przyznać nawet w myślach... Sama myśl o tym, że może coś czuć do własnego brata była dziwna i niezrozumiała. Przecież... Dlaczego? To kompletnie bez sensu. Powinien dbać tylko o Ciel. A zamiast tego pozwala, by jego serce wariowało gdy patrzy w te szare oczy, identyczne jak jego własne...
- Ł-Ładne kwiaty, prawda? - rzucił Florien, nie patrząc w jego stronę.
- ...Tak, bardzo.
Nawet nie zauważył, że tu są. Za bardzo skupił się na zwykłym chodzeniu. W końcu jednak poczuł dłoń Floriena na ramieniu.
- ...Poczekaj.
Zatrzymał się, a jego serce zatrzepotało. Dlaczego ten głupi złodziej musiał im to zrobić? To gorzej niż okrutne. Powoli spojrzał do góry, na smukłą twarz chłopaka.
- Tak?
- Tak... nie może już dłużej być, bracie...! My... W-Wiesz, co się stało tam, w pokoju...
Czerwony aż po końcówki uszu zaczął mamrotać pod nosem. Anton również się nieco zarumienił, gdy przypomniał sobie dotyk miękkich ust na jego własnych... Niby mieli tylko porozmawiać, a tak jakoś wyszło, że...
- Ekhm - odchrząknął czerwonowłosy, bardziej do samego siebie, ale i tak Florien aż podskoczył - To było...
Zapadła długa cisza. Stali tak, pośrodku ukwieconego pola i nie patrzyli na siebie.
- T-To... Proszę cię, nie mów że było odrażające... - jęknął nagle szarowłosy - Ja... Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś mnie za to znienawidził...
- Znienawidził? O czym ty mówisz? Dlaczego miałbym...
Podniósł wzrok do góry i ujrzał coś, co niemal zwaliło go z nóg. Florien patrzył na niego ze łzami w oczach. Jakiś ból skręcił jego trzewiami i zanim się spostrzegł obejmował młodszego brata i przytulał do siebie z całych sił.
- To nie było... odrażające. Nie musisz się martwić... - szeptał, gładząc miękkie kosmyki.
Florien wtulił się w brata. Z sercem w gardle Anton uspokajał go jeszcze przez chwilę, a gdy przeszedł mu atak płaczu, spojrzał w oczy starszemu z rodzeństwa.
- Czyli... nie brzydzisz się mną? N-Nawet jeśli... p-pocałowałem cię, chociaż jesteś moim bratem?
- Nie brzydzę się tobą - odparł spokojnie - Tak naprawdę to... nie przeszkadza mi to. Nie powinienem tak mówić, w końcu jesteśmy rodzeństwem, ale...
Oczy Floriena zrobiły się wielkie jak spodki. Anton szukał odpowiednich słów, jednak to spojrzenie wytrącało mu z ręki wszystkie argumenty.
- ...Może ty to powiesz pierwszy, co? - mruknął w końcu czerwonowłosy.
Szarowłosy zaśmiał się serdecznie, po czym jeszcze bardziej wtulił w brata. Sięgnął ręką do góry i delikatnie przyciągnął jego twarz bliżej swojej. Anton z bijącym sercem zamknął oczy, gdy nagle usłyszał tuż przy swoim uchu.
- Jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko bratem, wiesz?
Otworzył oczy, które natychmiast napotkały swoje odpowiedniczki. Pchnięty impulsem pocałował go łagodnie, z czułością. Włożył w ten pocałunek całe uczucie, którego nie potrafił wyrazić słowami.
- Czuję to samo - wyszeptał młodszemu do ucha, gdy się od siebie oderwali. A co było później...

- Jak mogłeś od tak zostawić tam Antona i Floriena?! - krzyczała Ciel, wyrywając się z uścisku Yvina, który nie chciał jej puścić.
- Uwierz mi, Księżniczko, doskonale sobie poradzą. Potrzebowali tego rande vu.
- Uhg, nie rozumiem, o co ci chodzi!
- To dobrze, dobrze~
W końcu postawił ją na ziemi. Wyglądała na złą, ale gdy jej oczy spostrzegły kwiaty, natychmiast rozpromieniła się. Yvin odruchowo podążył za nią, która tańczyła pomiędzy różnymi roślinami i śmiała się jak dziecko. Widok ten rozpalał dziwny płomień w sercu złodzieja, ogrzewając go od środka. Jest taka piękna, gdy się uśmiecha...
- Hm? Coś się stało? Dziwnie się uśmiechasz...
Zmartwiona minka Ciel rozbawiła go. Naturalnie dziewczyna prychnęła tylko zirytowana, ale po chwili podszedł do niej.
- Pomyślałem tylko... że naprawdę do twarzy ci z uśmiechem, Księżniczko.
- I przez to się ze mnie śmiałeś?
- Nie śmiałem się z ciebie, drażliwa kobieto.
- Ugh...!
- Żartuję, żartuję...!
Mimo to oboje się śmiali. Ciel wyglądała tak radośnie, gdy na nią patrzył, że to uczucie w piersi stawało się niemal bolesne.
- Myślisz, że wolno nam jakieś zrywać? - zapytała, patrząc na wspaniałe lilie.
- Myślę, że nie - odparł Yvin - Ale jak zobaczę szczapkę, to się zapytam.
- Eeeh, szkooodaaa...
Nagle czarnowłosy złożył palce w obiektyw i zrobił jej zdjęcie z kwiatami.
- Widzisz? W ten sposób możesz je sobie zachować na zawsze.
- Hahaha, faktycznie! Są takie przepiękne...
- Masz rację, jest przepiękna.
Nie zwróciła uwagi na jego słowa tylko przetańczyła dalej. Yvin westchnął cicho i znów podążył za nią.
Szli tak jeszcze kawałek, aż dotarli do niewielkiego strumyczka. Zachwycona dziewczyna zdjęła buty i zanurzyła stopy w chłodnej wodzie.
- Jak tu jest cudownie! - zakrzyknęła.
- Cieszę się, że tak ci się podoba.
- Mówisz tak, jakby tobie się nie podobało... Przecież kwiaty są przepiękne!
- Podoba mi się! Owszem, kwiaty są piękne... Ale...
Ciel zastygła w bezruchu. Złodziej delikatnie się zarumienił.
- Ekhm - chrząknął Yvin - Nie, żeby powiedzenie tego było proste czy coś... Huu, to trudniejsze niż sądziłem. Ale chyba dam radę. Jak sądzisz, Księżniczko?
- Emmm...
- Nieważne. Otóż... Można by powiedzieć... Czy zechciałabyś być Chumpy'm dla Yvina?
- ...Że jak?
- Nie...! Agh, to trudne... Dobra, jeszcze raz. Księżniczko?
- Tak?
- Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy... Każdej jednej przygodzie... Moje serce bije jak głupie za każdym razem, gdy cię widzę.
- ...Oh.
- Wiem, złodziej usiłuje cię wyrwać gdy masz dwóch przystojnych ochroniarzy... Ale mam jakieś szanse? Maleńkie? Maciupkie?
Tak jak stała Ciel wybuchła śmiechem. Śmiała się tak długo i intensywnie, że o mało się nie przewróciła.
- Oh, Yvin... - otarła łzy z kącików oczu - Naturalnie!
Po tych słowach podbiegła do niego i ujęła jego rękę. Przyłożyła ją do swojej klatki piersiowej, gdzie złodziej poczuł wyraźnie przyspieszony puls.
- Widzisz? - uśmiechnęła się dziewczyna - Nie ty jeden wariujesz! Hehe~
Po tych słowach objęła go w pasie i ścisnęła. Nie bardzo wiedząc, gdzie podziać ręce by ich później nie stracić od mieczy stróżów dziewczyny po prostu objął ją delikatnie. Zaskoczyła go, ale i tak uśmiechnął się.
- Jesteś moim aniołem stróżem - wyszeptała - Dni z tobą są takie wspaniałe. Jak miałabym cię nie kochać?
- A ci dwaj nie wyskoczą zaraz z krzaków z hasłem "Mamy cię!", prawda?
- Nie, głuptasku! Właśnie, ciekawe co porabiają...
- Aaa, myślę, że mają zajęcie... Chodźmy dalej, Ciel.
- Hm? Czy ty właśnie nazwałeś mnie Ciel?
- Zdaje ci się. Mówiłem Księżniczko, nie słuchałaś?
- Spadaj na drzewo.
- Wedle rozkazu.
I tak śmiejąc się i trzymając za ręce przemierzali dalej kwieciste ogrody Fior.

Tymczasem u rodzeństwa...
- Bracie... mógłbyś zdjąć tą rękawicę? Trochę boli...
- Przepraszam. Już zdejmuję. Teraz dobrze?
- Tak, o wiele przyjemniej.
- Żeby robić takie rzeczy w taki miejscu... Jesteśmy bezwstydni.
- Nie przesadzaj.
- No ale obaj jesteśmy...
- Cii. To nie ma teraz znaczenia. Już to przerabialiśmy, pamiętasz?
- No tak, ale... W tej sytuacji, nie sądzisz, że należałoby to przemyśleć jeszcze raz?
- ...Dlaczego w ogóle tak bardzo przejmujesz się zwykłym trzymaniem za rękę, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz