Gdy w końcu opuścili labirynt Vena
Ciel odetchnęła z ulgą. Chociaż miała wiele frajdy z tej
wyprawy, nie dało się ukryć że była naprawdę zmęczona.
Podążający za nią dwaj mężczyźni patrzyli z niepokojem na
chwiejącą się dziewczynę. Szła kawałek przed nimi,
niebezpiecznie kiwając się na boki, jednak żaden nie zdążył
zareagować, gdy padła jak długa na ziemię. Przed bolesnym
zderzeniem z gruntem uratował ją Yvin, czarnowłosy złodziej.
- Pani Ciel! - wykrzyknęli obaj
rycerze dziewczyny, jednak zwolnili kroku gdy zobaczyli, że jest
bezpieczna.
- Rycerze od siedmiu boleści... -
mruknął pod nosem - Co wam się stało w tym Pokoju Prawdy, co?
Anton i Florien popatrzyli na siebie,
zmieszani. Szarowłosy delikatnie spiekł buraczka, napotykając
spojrzenie oczu swojego brata i szybko odwrócił się w drugą
stronę. Niby w pokoju zmuszającym ich do mówienia prawdy nic
takiego nie powiedzieli, jednak młodszy z braci wciąż wolał
unikać szarych oczu starszego.
- Przeszkadzamy wam, gołąbeczki? -
zaśmiał się Yvin, po czym spojrzał na nieprzytomną Ciel - I raz
i...!
Podniósł ją i wziął na ręce.
Rycerze wyglądali, jakby chcieli pomóc, jednak obaj zatrzymali się
w pół kroku.
- To ja ją zabieram do Irlen, a wy
sobie pogadajcie. Spotkamy się w tej gospodzie co poprzednio -
rzucił przez ramię zielonooki, po czym dotknął zwoju teleportacji
wiszącego u jego pasa i zniknął w rozbłysku błękitnego światła,
a z nim księżniczka. Bracia patrzyli przez chwilę na miejsce,
gdzie jeszcze przed momentem stał złodziej, jednak szybko się
pozbierali i ruszyli w stronę miasta. Nie mieli sobie nic do
powiedzenia.
Ciel spała długo. Gdy w końcu
obudziła się, wypoczęta jak nigdy, był środek nocy. Bracia jak
zwykle mieli warty w strzeżeniu jej, tym razem zaś na balkonie
dostrzegła czerwonowłosego Antona. Patrzył on w gwiazdy, jednak
Ciel wiedziała, że ma wszystkie zmysły w pełnej gotowości
bojowej. On i Florien zawsze są na służbie, dlatego ona może się
bawić i być beztroska. No i... ma swojego anioła stróża, prawda?
Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie drętwe żarty,
które opowiadali na scenie w labiryncie. Zsunęła się cicho z
łóżka, nie chcąc obudzić Floriena i uśmiechnęła się do
czerwonowłosego. Ten skinął jej głową w odpowiedzi.
- Zemdlałam, prawda? - zapytała
cicho, podchodząc do niego.
- Tak. Yvin cię tu zabrał.
- Naprawdę? A gdzie teraz jest?
- Nie wiem. Zniknął, nim
przyszliśmy.
- Ah taak...
Z szerokim uśmiechem dziewczyna
podeszła do barierki. Zerknęła na balkon po prawej stronie, po
cichu licząc iż ujrzy tam trzeciego z towarzyszących jej mężczyzn,
ale w końcu zrezygnowała i również skierowała wzrok w górę,
przywołując w pamięci całą zabawę w labiryncie. Każdy jeden
szczegół był taki kolorowy i mieniący się, jakby cały świat
iskrzył. Nawet całkowity brak poczucia humoru u Floriena i Antona
nie zepsuł jej zabawy. A Yvin... Na wspomnienie o czarnowłosym
złodzieju poczuła ciepło rozlewające się w jej sercu. Od samego
początku, od dnia ucieczki z domu aż do teraz cały czas był
gdzieś w pobliżu. Może i nie chciał tego przyznać, ale nie
chciało jej się wierzyć, że akurat był w okolicy zawsze wtedy,
gdy go potrzebowała. Gdy porwali ją bandyci żartował nawet, że
na jedno jej słowo wyrąbie jej ścieżkę wśród trupów! Zaśmiała
się cichutko na samo wspomnienie. Chociaż bez jej wiernych rycerzy
już dawno by słuch o niej zaginął, to i tak czuje, że najwięcej
zawdzięcza Yvinowi. Ciekawe, gdzie teraz jest...
Resztę nocy spędziła siedząc na
balkonie z Antonem. Oboje milczeli, tylko wpatrując się w niebo i
podziwiając piękno gwiazd. Czuła się swobodnie, nie skrępowana
badawczym spojrzeniem szarych tęczówek, dlatego po jakimś czasie
zaczęła nucić melodie, których nauczył ją Yvin. Z tego
wszystkiego czerwonowłosy zapomniał obudzić swojego brata, więc
gdy zaskoczył ich wczesny świt Florien zerwał się i z irytacją
zaczął prawić swojemu bratu o tym, że ma się nie przemęczać na
siłę, bo przecież mieli się zmieniać, i tak dalej, i tak
dalej... Ciel śmiała się głośno z tej ich uprzejmej kłótni,
wywołując na twarzy szarowłosego odcień dorodnego buraka. W końcu
zapadła cisza tak niezręczna, że dziewczyna poczuła się wręcz
intruzem - pomiędzy braćmi wisiała dziwna atmosfera, i chociaż
nie potrafiłaby jej określić to czuła, że powinna zostawić ich
samych. Dlatego też z uśmiechem przeprosiła ich i wymknęła się
z pokoju, tłumacząc się chęcią przewietrzenia. Nie zatrzymywali
jej, więc faktycznie coś musiało być na rzeczy... Gdy wyszła na
ulicę i wzięła głęboki oddech z otwartego balkonu dobiegły ją
niezbyt głośne, ale słyszalne odgłosy rozmowy dwóch mężczyzn.
Uśmiechnęła się pod nosem i nucąc, by zagłuszyć dobiegające
ją dźwięki ruszyła skocznym krokiem przez ulicę.
Nie mając za wiele pieniędzy do
rozdysponowania oglądała tylko witryny sklepowe. Towary sprzedawane
w Irlen nie różniły się wiele od tych z jej rodzinnego kraju,
więc koło większości wystaw przechodziła dość obojętnie. Tym,
co zainteresowało ją bardziej były uliczne występy komików -
żonglerzy, połykacze ognia i inne tego typu osoby wystawiały swoje
sztuki na głównym placu w mieście. Ciel podeszła do tłumu
dookoła wróżki, która akurat przepowiadała przyszłość
jakiemuś chłopaczkowi. Zbiorowisko nagle zaczęło klaskać, gdy
kobieta puściła dłoń dziecka i narysowała coś na karteczce.
Zaintrygowana wtopiła się między ludzi, chcąc dotrzeć jak
najbliżej i mieć dobry widok. Jakiś uprzejmy pan przepuścił ją
do przodu, jednak ktoś za nią się potknął i wypchnął ją przed
szereg. Pod kapturem wróżki zalśniły białe oczy, gdy kobiecina
powolnym ruchem dłoni zaprosiła Ciel do siebie. Nieco zawstydzona,
ale i uradowana dziewczyna usiadła na wskazanym krzesełku i
pozwoliła wróżce badać swoją rękę. Z bijącym sercem
oczekiwała na werdykt, dlatego niemal podskoczyła gdy kobieta
wzięła pióro i naskrobała coś na kartce. Potem wsunęła tą
kartkę między palce dziewczyny, a ona z sercem w gardle skinęła
jej głową.
- Dziękuję - wyszeptała, po czym
wstała i praktycznie odbiegła od stoiska.
Dopiero w należytej odległości
odważyła się zerknąć na kartkę. Z doświadczenia wiedziała, że
tego typu przepowiednie raczej się sprawdzają, więc obawiała się
tego, co tam znajdzie, a jednocześnie chciała wiedzieć. Dobrą
wróżbę? Złą wróżbę? W końcu wzięła oddech i zerknęła na
napis. "Ten, który przyspieszy bicie twego serca, jest bliżej
niż myślisz. Zaufaj kwiatom". Hm? Tylko tyle? Żadnego
"zginiesz za trzy miesiące", nic? Porada miłosna?
Poczuła, jak końcówki jej uszu płoną żywym ogniem. A ona tak
się bała! Co za głupota! Miała wręcz ochotę potargać
karteczkę, ale zaskoczyła ją osoba, która zaszła ją od tyłu i
chwytając za ręce powstrzymała przed zniszczeniem przepowiedni. Od
razu rozpoznała ciemne rękawiczki Yvina.
- Yvin! - krzyknęła, obracając się
w jego stronę - Gdzie byłeś?
- Tu i ówdzie, Księżniczko -
uśmiechnął się mężczyzna - Gdzie twoje ogary stróże?
- Chyba się o coś pokłócili w
labiryncie, bo dziwnie się zachowują w swojej obecności... - Ciel
zrobiła zamyśloną minę, na widok której złodziej zaczął się
śmiać - No co?
- Ahh, uwielbiam twoje dziewicze
serce, Księżniczko. Obyś jak najdłużej pozostała tak niewinna -
otarł łezki, które pojawiły się w kącikach jego oczu.
Ciel zaperzyła się nieco, ale śmiech
złodzieja szybko poprawił jej humor.
- Czemu chciałaś potargać tą
przepowiednię?
- Skąd wiesz, że to przepowiednia?
- Mam hobby śledzenia dam, które
dość często bywają w opresji.
- Jesteś okropny! - zaśmiała się
Ciel - W sumie to z zażenowania, że tak się wystraszyłam, a tu
wróżba miłosna...
- Hm? Jakaś dobra? Nie zostaniesz
starą panną?
- Z tyloma przystojniakami dookoła
mnie...
- Pamiętaj, że ja jestem
najładniejszy.
- Tak, tak. To jak, gdzie byłeś?
- W takim jednym mieście... - puścił
jej łobuzerskie oko - Tak naprawdę, to załatwiłem ci możliwość
powrotu do domu.
Ciel zrobiła wielkie oczy, na widok
których Yvin zrobił minę władcy świata.
- J-Jak to zrobiłeś?!
- Powiedzmy że... - zrobił z palców
obiektyw - Posyłałem twojemu ojcu dziennik z twojej podróży, a
dokładniej twoje zdjęcia. Bez rycerzy oczywiście. No i po jakimś
czasie powiedział, że skoro żyjesz i masz się dobrze, to...
możesz sobie podróżować.
- I... tyle?
- Tak, tyle. Liczyłem na większy
entuzjazm...
- C-Cieszę się, oczywiście, że się
cieszę! Ale... dlaczego?
- Hm? Co dlaczego?
- Dlaczego tyle dla mnie robisz?
- Może mam dobre serce, kto wie? -
łobuzerski uśmiech Yvina przegnał wątpliwości Ciel. Jej
słoneczko znów świeciło jej prosto w twarz.
- Złodziej i dobre serce? Mam w to
uwierzyć?
- Jak najbardziej. Co złego, to nie
ja. Z taką twarzą nie nadawałbym się do zbrodni, każda niewiasta
by mnie rozpoznała. O właśnie, prezent od papy.
Wyciągnął w jej stronę list z
pieczęcią Amarine. W środku znalazła potwierdzenie słów
czarnowłosego, oraz życzenie by pozostała zdrowa i szczęśliwa.
Najbardziej zaskoczyło ją zdjęcie Yvina i króla, jednak mężczyzna
tylko wzruszył ramionami i znów promiennie się uśmiechnął.
Odwzajemniła uśmiech, czując jak w jej piersi rozlewa się ciepło.
Jej ojciec wie, że żyje i ma się dobrze. Już się nie zamartwia.
Jej samej również ulżyło.
- Co za ulga... - westchnęła
dziewczyna, zwijając z powrotem list i pakując go za pazuchę.
- A to prezent ode mnie. Znaczy od
Vena, ale... no wiesz.
Tym razem trzymał jeden ze zwojów
teleportacyjnych.
- Będziesz mogła zawsze odwiedzić
papę. Chociaż lepiej teraz z tym poczekaj, nadal jest lekko w szoku
po mojej wizycie - uśmiechnął się Yvin.
- Jej, dziękuję, Yvin! Jesteś
najlepszy! - rzuciła się mężczyźnie na szyję. Choć zaskoczony,
objął ją i przytulił do siebie.
- To co, wracamy po miśki i idziemy
do Fior? - rzucił zielonooki, gdy w końcu go puściła.
- Ah, no tak! Iona zaprosiła nas do
Miasta Kwiatów! Tak, chodźmy, chodźmy!
Pociągnęła czarnowłosego za rękę
i w podskokach ruszyła przed siebie. Potulnie podążył za nią, i
wkrótce dotarli do gospody.
- Zaczekaj chwilę - wyszeptał Yvin,
zanim Ciel otworzyła drzwi - Hej, chłopaki, przerwijcie co robicie
bo liczę do pięciu i wchodzimy!
Za drzwiami słychać było
krzątaninę, a dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona. Uśmiechnął
się tylko w odpowiedzi, po czym znów zapukał w drzwi.
- Pięć, wchodzimy!
Gdy otworzyli drzwi obaj siedzieli na
przeciwnych krańcach pokoju - Florien czytał coś przy stole a
Anton polerował miecz na swoim łóżku.
- Nieźle wam poszło, chociaż
Flori... Do góry nogami... - mruknął Yvin i kontynuował głośniej
- Księżniczka zadecydowała, że idziemy do Fior! Kto chce się
załapać, organizuje się teraz!
Florien błyskawicznie poprawił
książkę, czerwony jak dorodna piwonia. Na ten widok czarnowłosy z
uśmiechem pomachał zwojem teleportacyjnym. Bracia spojrzeli po
sobie nawzajem i szybko pozbierali wszystkie rzeczy z pokoju. Ciel
patrzyła bez zrozumienia na Antona, który z jakiegoś powodu
kompletował części zbroi... Nie mieli wiele dobytku, z którym
podróżowali, więc w parę minut stali gotowi. Z zamyślenia wyrwał
Ciel zielonowłosy.
- A zatem, Księżniczko - z ukłonem
Yvin wskazał na jej zwój.
- Oh. Tak, już!
Wszyscy chwycili się za ręce, a po
chwili Ciel przeniosła ich do Fior. Wylądowali tuż obok gospody
Iony, która akurat zauważyła ich przez okno.
- Wielkie nieba, Ciel! Spodziewałam
się was lada dzień, ale przy bramie... O, jest was więcej?
- Witam, pani - Yvin z szarmancją
ucałował rękę kobiety - Towarzyszę panience Ciel w jej podróży.
Yvin, do usług.
- Oh, jaki miły! Rozmawiałam z
duchami i nie ma problemu, możecie obejrzeć ogrody. Chcecie od razu
iść, czy wolicie się najpierw odświeżyć?
- Chodźmy od razu! - wykrzyknęła
Ciel. Reszta tylko przytaknęła i podążyli za barmanką w stronę
ogrodów.
Bez turystów miasto wyglądało
niemal na wyludnione, a jednocześnie ta pustka odsłaniała drugie
oblicze kwiatów tu rosnących. Fior jest miastem, gdzie przez cały
rok kwitną kwiaty, jednak w czasie Świętych Miesięcy zamknięte
jest dla odwiedzających. Na szczęście Ciel wie, jak się w życiu
ustawić i ma przepustkę by w czasie, gdy ogrody są najpiękniejsze
i praktycznie puste móc obejrzeć je ze swoimi przyjaciółmi. W
końcu dotarli do bramy, gdzie tuż obok lewitowała w powietrzu
szczapka drewna.
- Oto przywódca duchów opiekuńczych,
Duch Drewna. Za jego zgodą możecie wejść do ogrodów - wyjaśniła
Iona, wycierając nosa - Wybaczcie, ale zostawię was tu samych. Mam
interes do pilnowania i alergię na kwiaty...
- Dziękujemy ci, Iono! Jesteś
naprawdę wspaniała!
- Drobiazg~ Uratowaliście mnie przed
bandytami, tylko tak mogę się odwdzięczyć!
Po tych słowach poszła z powrotem do
swojej gospody, a cała drużyna odwróciła się w stronę ducha.
- Mhm - mruczał duch - Mhm. Jest
idealnie.
- Co jest idealnie? - zapytała Ciel.
- Jest was idealnie! Nikt nie będzie
się czuł samotny. Mhm. Tak będzie najlepiej.
- O czym on mówi? - zwróciła się
do Yvina, który wzruszył ramionami.
- Brama przepuszcza tylko pojedynczo,
dwójkami lub w grupie czterech i więcej! - oznajmił duch -
Podzielcie się tak, jak wam wygodnie albo idźcie wszyscy razem!
- Idziemy wszyscy razem - rzekli
chóralnie Anton i Florien.
Niestety, nie zdążyli się nawet
ruszyć gdy Yvin wziął Ciel na ręce.
- Sorki, chłopaki - rzucił przez
ramię z uśmiechem i wskoczyli we dwójkę w bramę.
- Hehe - uśmiechnął się duch - Tak
myślałem. Nie ma co narzekać, chłopcy.
Bracia popatrzyli morderczym wzrokiem
na szczapkę drewna, która momentalnie umilkła.
- C-Chyba ma rację, bracie... -
mruknął nieśmiało Florien - Szkoda by było zmarnować okazję...
Anton milczał, jednak spojrzał
młodszemu prosto w oczy. Poczuł gorąco na policzkach, gdy
przypomniał sobie jak zdawało mu się że usłyszał, że jego
młodszy braciszek go lubi... Pokój Prawdy to koszmar, do którego
nigdy nie powinno było dojść. Ven okrutnie sobie z nich zakpił i
tyle... Mimo to czerwonowłosy żałował, że nie dane mu było
usłyszeć wyraźnie, kogo Florien darzy uczuciem.
- Nee, bracie... Chodźmy już... Pani
Ciel się zdziwi, gdy wyjdzie a nas nie będzie...
- Nic jej nie będzie, nie sądzisz? -
mruknął Anton - Ma swojego anioła stróża.
Odpowiedziało mu milczenie. Widząc,
że szarowłosy jest strasznie zmieszany delikatnie popchnął go w
stronę bramy, jednocześnie chwytając za przedramię. Z bijącymi
sercami weszli razem przez bramę.
Idąc alejami wśród kwiatów obaj
patrzyli w różne strony. Myśli Antona skoncentrowały się dookoła
czynności przesuwania nóg do przodu, za wszelką cenę starał się
nie patrzeć na towarzyszącą mu osobę. Nie potrafiłby tego
przyznać nawet w myślach... Sama myśl o tym, że może coś czuć
do własnego brata była dziwna i niezrozumiała. Przecież...
Dlaczego? To kompletnie bez sensu. Powinien dbać tylko o Ciel. A
zamiast tego pozwala, by jego serce wariowało gdy patrzy w te szare
oczy, identyczne jak jego własne...
- Ł-Ładne kwiaty, prawda? - rzucił
Florien, nie patrząc w jego stronę.
- ...Tak, bardzo.
Nawet nie zauważył, że tu są. Za
bardzo skupił się na zwykłym chodzeniu. W końcu jednak poczuł
dłoń Floriena na ramieniu.
- ...Poczekaj.
Zatrzymał się, a jego serce
zatrzepotało. Dlaczego ten głupi złodziej musiał im to zrobić?
To gorzej niż okrutne. Powoli spojrzał do góry, na smukłą twarz
chłopaka.
- Tak?
- Tak... nie może już dłużej być,
bracie...! My... W-Wiesz, co się stało tam, w pokoju...
Czerwony aż po końcówki uszu zaczął
mamrotać pod nosem. Anton również się nieco zarumienił, gdy
przypomniał sobie dotyk miękkich ust na jego własnych... Niby
mieli tylko porozmawiać, a tak jakoś wyszło, że...
- Ekhm - odchrząknął czerwonowłosy,
bardziej do samego siebie, ale i tak Florien aż podskoczył - To
było...
Zapadła długa cisza. Stali tak,
pośrodku ukwieconego pola i nie patrzyli na siebie.
- T-To... Proszę cię, nie mów że
było odrażające... - jęknął nagle szarowłosy - Ja... Nie wiem,
co bym zrobił, gdybyś mnie za to znienawidził...
- Znienawidził? O czym ty mówisz?
Dlaczego miałbym...
Podniósł wzrok do góry i ujrzał
coś, co niemal zwaliło go z nóg. Florien patrzył na niego ze
łzami w oczach. Jakiś ból skręcił jego trzewiami i zanim się
spostrzegł obejmował młodszego brata i przytulał do siebie z
całych sił.
- To nie było... odrażające. Nie
musisz się martwić... - szeptał, gładząc miękkie kosmyki.
Florien wtulił się w brata. Z sercem
w gardle Anton uspokajał go jeszcze przez chwilę, a gdy przeszedł
mu atak płaczu, spojrzał w oczy starszemu z rodzeństwa.
- Czyli... nie brzydzisz się mną?
N-Nawet jeśli... p-pocałowałem cię, chociaż jesteś moim bratem?
- Nie brzydzę się tobą - odparł
spokojnie - Tak naprawdę to... nie przeszkadza mi to. Nie powinienem
tak mówić, w końcu jesteśmy rodzeństwem, ale...
Oczy Floriena zrobiły się wielkie
jak spodki. Anton szukał odpowiednich słów, jednak to spojrzenie
wytrącało mu z ręki wszystkie argumenty.
- ...Może ty to powiesz pierwszy, co?
- mruknął w końcu czerwonowłosy.
Szarowłosy zaśmiał się serdecznie,
po czym jeszcze bardziej wtulił w brata. Sięgnął ręką do góry
i delikatnie przyciągnął jego twarz bliżej swojej. Anton z
bijącym sercem zamknął oczy, gdy nagle usłyszał tuż przy swoim
uchu.
- Jesteś dla mnie kimś więcej niż
tylko bratem, wiesz?
Otworzył oczy, które natychmiast
napotkały swoje odpowiedniczki. Pchnięty impulsem pocałował go
łagodnie, z czułością. Włożył w ten pocałunek całe uczucie,
którego nie potrafił wyrazić słowami.
- Czuję to samo - wyszeptał
młodszemu do ucha, gdy się od siebie oderwali. A co było
później...
- Jak mogłeś od tak zostawić tam
Antona i Floriena?! - krzyczała Ciel, wyrywając się z uścisku
Yvina, który nie chciał jej puścić.
- Uwierz mi, Księżniczko, doskonale
sobie poradzą. Potrzebowali tego rande vu.
- Uhg, nie rozumiem, o co ci chodzi!
- To dobrze, dobrze~
W końcu postawił ją na ziemi.
Wyglądała na złą, ale gdy jej oczy spostrzegły kwiaty,
natychmiast rozpromieniła się. Yvin odruchowo podążył za nią,
która tańczyła pomiędzy różnymi roślinami i śmiała się jak
dziecko. Widok ten rozpalał dziwny płomień w sercu złodzieja,
ogrzewając go od środka. Jest taka piękna, gdy się uśmiecha...
- Hm? Coś się stało? Dziwnie się
uśmiechasz...
Zmartwiona minka Ciel rozbawiła go.
Naturalnie dziewczyna prychnęła tylko zirytowana, ale po chwili
podszedł do niej.
- Pomyślałem tylko... że naprawdę
do twarzy ci z uśmiechem, Księżniczko.
- I przez to się ze mnie śmiałeś?
- Nie śmiałem się z ciebie,
drażliwa kobieto.
- Ugh...!
- Żartuję, żartuję...!
Mimo to oboje się śmiali. Ciel
wyglądała tak radośnie, gdy na nią patrzył, że to uczucie w
piersi stawało się niemal bolesne.
- Myślisz, że wolno nam jakieś
zrywać? - zapytała, patrząc na wspaniałe lilie.
- Myślę, że nie - odparł Yvin -
Ale jak zobaczę szczapkę, to się zapytam.
- Eeeh, szkooodaaa...
Nagle czarnowłosy złożył palce w
obiektyw i zrobił jej zdjęcie z kwiatami.
- Widzisz? W ten sposób możesz je
sobie zachować na zawsze.
- Hahaha, faktycznie! Są takie
przepiękne...
- Masz rację, jest przepiękna.
Nie zwróciła uwagi na jego słowa
tylko przetańczyła dalej. Yvin westchnął cicho i znów podążył
za nią.
Szli tak jeszcze kawałek, aż dotarli
do niewielkiego strumyczka. Zachwycona dziewczyna zdjęła buty i
zanurzyła stopy w chłodnej wodzie.
- Jak tu jest cudownie! - zakrzyknęła.
- Cieszę się, że tak ci się
podoba.
- Mówisz tak, jakby tobie się nie
podobało... Przecież kwiaty są przepiękne!
- Podoba mi się! Owszem, kwiaty są
piękne... Ale...
Ciel zastygła w bezruchu. Złodziej
delikatnie się zarumienił.
- Ekhm - chrząknął Yvin - Nie, żeby
powiedzenie tego było proste czy coś... Huu, to trudniejsze niż
sądziłem. Ale chyba dam radę. Jak sądzisz, Księżniczko?
- Emmm...
- Nieważne. Otóż... Można by
powiedzieć... Czy zechciałabyś być Chumpy'm dla Yvina?
- ...Że jak?
- Nie...! Agh, to trudne... Dobra,
jeszcze raz. Księżniczko?
- Tak?
- Po tym wszystkim, co razem
przeszliśmy... Każdej jednej przygodzie... Moje serce bije jak
głupie za każdym razem, gdy cię widzę.
- ...Oh.
- Wiem, złodziej usiłuje cię wyrwać
gdy masz dwóch przystojnych ochroniarzy... Ale mam jakieś szanse?
Maleńkie? Maciupkie?
Tak jak stała Ciel wybuchła
śmiechem. Śmiała się tak długo i intensywnie, że o mało się
nie przewróciła.
- Oh, Yvin... - otarła łzy z kącików
oczu - Naturalnie!
Po tych słowach podbiegła do niego i
ujęła jego rękę. Przyłożyła ją do swojej klatki piersiowej,
gdzie złodziej poczuł wyraźnie przyspieszony puls.
- Widzisz? - uśmiechnęła się
dziewczyna - Nie ty jeden wariujesz! Hehe~
Po tych słowach objęła go w pasie i
ścisnęła. Nie bardzo wiedząc, gdzie podziać ręce by ich później
nie stracić od mieczy stróżów dziewczyny po prostu objął ją
delikatnie. Zaskoczyła go, ale i tak uśmiechnął się.
- Jesteś moim aniołem stróżem -
wyszeptała - Dni z tobą są takie wspaniałe. Jak miałabym cię
nie kochać?
- A ci dwaj nie wyskoczą zaraz z
krzaków z hasłem "Mamy cię!", prawda?
- Nie, głuptasku! Właśnie, ciekawe
co porabiają...
- Aaa, myślę, że mają zajęcie...
Chodźmy dalej, Ciel.
- Hm? Czy ty właśnie nazwałeś mnie
Ciel?
- Zdaje ci się. Mówiłem
Księżniczko, nie słuchałaś?
- Spadaj na drzewo.
- Wedle rozkazu.
I tak śmiejąc się i trzymając za
ręce przemierzali dalej kwieciste ogrody Fior.
Tymczasem u rodzeństwa...
- Bracie... mógłbyś zdjąć tą
rękawicę? Trochę boli...
- Przepraszam. Już zdejmuję. Teraz
dobrze?
- Tak, o wiele przyjemniej.
- Żeby robić takie rzeczy w taki
miejscu... Jesteśmy bezwstydni.
- Nie przesadzaj.
- No ale obaj jesteśmy...
- Cii. To nie ma teraz znaczenia. Już
to przerabialiśmy, pamiętasz?
- No tak, ale... W tej sytuacji, nie
sądzisz, że należałoby to przemyśleć jeszcze raz?
- ...Dlaczego w ogóle tak bardzo
przejmujesz się zwykłym trzymaniem za rękę, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz