- Nie rób tego, Eren, nie wchodź
tam! - rozległ się konspiracyjny szept.
Zdumiony chłopak obrócił się w
stronę z której dochodził głos. Zza krawędzi ściany wystawała
nieśmiało głowa Petry i Sashy, które gestem dłoni zachęcały go
do podejścia do nich. Niewiele myśląc zrobił, o co prosiły,
bardziej odruchowo niż celowo.
- Dlaczego mam tam nie wchodzić? -
zapytał.
- Bo kapral sprząta. A jemu się nie
przeszkadza w sprzątaniu - odparła Sasha, wyjmując z woreczka
kolejną przekąskę.
- Ale ja mam raport... Muszę tam
wejść - stwierdził Eren, nieco przestraszony słowami kobiety.
Mało wie o zasadach, jakimi rządzi
się ta jednostka, dlatego miał ochotę uszanować wiedzę bardziej
doświadczonych i odpuścić. Z drugiej strony, raport to rzecz
święta, gdyby ktoś się dowiedział, że z nim zwlekał,
konsekwencje mogą być gorsze niż jakieś tam więzienie.
- Nie rób tego, Eren! Zginiesz
marnie! - rzuciła szybko Petra, widząc jego wahanie.
- Nie mam wyboru! Dziękuję za
troskę, jednak muszę iść - błyskawicznie zasalutował, po czym
jeszcze szybciej ruszył w stronę lekko uchylonych drzwi. Delikatnie
pchnął otwarte skrzydło, a jego oczom ukazał się widok wart
upamiętnienia na jakimś obrazie - kapral Levi ubrany w fartuszek i
maskę zasuwał po podłodze ze szmatą i środkiem do dezynfekcji
pod pachą. Nie minęła sekunda, a skupiony wzrok mężczyzny
przeszedł w zimną furię i skierował się na nowo przybyłą
osobę.
- M-m-m... Ma-am ra-port - wyjąkał
Jeager, gwałtownie kierując spojrzenie w podłogę.
- Ah tak? - beznamiętny głos Leviego
sprawił, że chłopaka przeszły ciarki - Chodź tu.
Eren ruszył przed siebie na drżących
nogach. Stanął przed starszym z sercem bijącym w gardle i pochylił
głowę, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Nagle poczuł ciężar, który
ktoś mu włożył do rąk.
- Pomyj szafki, dokończ podłogę i
biurko oraz umyj okna. Zobaczę choćby pyłek, a twoje flaki zawisną
na drzewie i staną się pokarmem dla kruków - spokojnie stwierdził
Rivaille - Jak skończysz, zejdź na dół do pralni.
Po czym wyszedł z pokoju, jakby nigdy
nic. Oszołomiony Eren stał, wpatrując się w stopniowo zamykające
się drzwi. Choć potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć co
się właściwie stało, po niedługim czasie zagarnął leżący na
stole dodatkowy fartuch i chustkę na głowę i zabrał się do
roboty. Zaczął od okien, które zgodnie z oczekiwaniami zajęły mu
najwięcej czasu, potem stopniowo wypucował szafki i biurko, kończąc
swą ciężką harówkę na trzykrotnym przemyciu podłogi. Słońce
powoli chyliło się ku zachodowi, gdy wreszcie udało mu się
znaleźć w sobie siłę by wstać z ziemi, zdjąć fartuszek i zejść
na dół w celu zaraportowania zakończenia sprzątania pokoju. No i
został jeszcze raport wcześniejszy, który też powinien złożyć.
Na korytarzu kątem oka dostrzegł współczujące spojrzenia Petry i
Sashy, jednak zignorował je i niemal sturlał się na dół po
schodach. Drzwi do pralni, podobnie jak wcześniej drzwi pokoju stały
uchylone, ze środka zaś dobiegały dziwne odgłosy.
- Ahh, jakże cudowny jest twój
zapach, mój najsłodszy - mówił znajomy głos - Twoja siła
powaliła już nie jednego wroga, twoja moc jest niepokonana i
wspaniała...!
O kim kapral Levi może mówić w
takich superlatywach? Czyżby w zamku rezydował jakiś wytrawny
Zwiadowca, o którym tylko nieliczni wiedzą, a jeszcze mniej
przeżyło spotkanie z nim? Ale dlaczego najdroższy?
- Twoja biel jest jaśniejsza niż
pierwszy zimowy śnieg... Kocham cię - szeptał dalej głos.
Zaciekawiony Eren wysunął głowę do
przodu, chcąc poznać wygląd tej jakże świetnej znakomitości,
której sam Levi oddaje tak wielką cześć. Niepewnie, na paluszkach
przeszedł kilka kroków, po czym stanął całkowicie zbaraniały.
Kapral w całości ubrudzony był białym proszkiem do prania,
klęczał na ziemi i trzymał w ramionach ogromne pudło, którego
chyba połowę zawartości miał na sobie. Tulił je i głaskał,
zdawać by się mogło, że to do niego mówił.
- E-e-et-etto... - zaczął ogłupiały
Jeager, kompletnie nie wiedząc, po co tu przyszedł.
Spojrzenie Rivaille natychmiast stało
się ostre jak brzytwa, a biednego chłopaka przygwoździło do
miejsca ze strachu.
- Ty... - wysyczał mężczyzna -
Ostatnie słowa?
- Prze-przepraszam!!! - wykrzyknął,
gwałtownie skłaniając się.
Nie zdążył się nawet podnieść do
góry z ukłonu, a już biegł w stronę wyjścia, pchany instynktem
samozachowawczym. Nie zdążył. Coś złapało go za ramię, bardzo
wściekłe coś, co więcej go nie puści do żywych.
- Ile widziałeś? - zapytał
spokojnym głosem. Istna cisza przed burzą.
- N-ni-nic!!
- Oby, Jeager. Oby - warknął -
Spróbujesz komuś powiedzieć...
- Ni-nigdy, sir!!
I tak oto romans między proszkiem a
Levim pozostał utajony. A przynajmniej przez pierwsze 10 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz