sobota, 23 stycznia 2016

Raport

- Nie rób tego, Eren, nie wchodź tam! - rozległ się konspiracyjny szept. Zdumiony chłopak obrócił się w stronę z której dochodził głos. Zza krawędzi ściany wystawała nieśmiało głowa Petry i Sashy, które gestem dłoni zachęcały go do podejścia do nich. Niewiele myśląc zrobił, o co prosiły, bardziej odruchowo niż celowo.
- Dlaczego mam tam nie wchodzić? - zapytał.
- Bo kapral sprząta. A jemu się nie przeszkadza w sprzątaniu - odparła Sasha, wyjmując z woreczka kolejną przekąskę.
- Ale ja mam raport... Muszę tam wejść - stwierdził Eren, nieco przestraszony słowami kobiety.
Mało wie o zasadach, jakimi rządzi się ta jednostka, dlatego miał ochotę uszanować wiedzę bardziej doświadczonych i odpuścić. Z drugiej strony, raport to rzecz święta, gdyby ktoś się dowiedział, że z nim zwlekał, konsekwencje mogą być gorsze niż jakieś tam więzienie.
- Nie rób tego, Eren! Zginiesz marnie! - rzuciła szybko Petra, widząc jego wahanie.
- Nie mam wyboru! Dziękuję za troskę, jednak muszę iść - błyskawicznie zasalutował, po czym jeszcze szybciej ruszył w stronę lekko uchylonych drzwi. Delikatnie pchnął otwarte skrzydło, a jego oczom ukazał się widok wart upamiętnienia na jakimś obrazie - kapral Levi ubrany w fartuszek i maskę zasuwał po podłodze ze szmatą i środkiem do dezynfekcji pod pachą. Nie minęła sekunda, a skupiony wzrok mężczyzny przeszedł w zimną furię i skierował się na nowo przybyłą osobę.
- M-m-m... Ma-am ra-port - wyjąkał Jeager, gwałtownie kierując spojrzenie w podłogę.
- Ah tak? - beznamiętny głos Leviego sprawił, że chłopaka przeszły ciarki - Chodź tu.
Eren ruszył przed siebie na drżących nogach. Stanął przed starszym z sercem bijącym w gardle i pochylił głowę, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Nagle poczuł ciężar, który ktoś mu włożył do rąk.
- Pomyj szafki, dokończ podłogę i biurko oraz umyj okna. Zobaczę choćby pyłek, a twoje flaki zawisną na drzewie i staną się pokarmem dla kruków - spokojnie stwierdził Rivaille - Jak skończysz, zejdź na dół do pralni.
Po czym wyszedł z pokoju, jakby nigdy nic. Oszołomiony Eren stał, wpatrując się w stopniowo zamykające się drzwi. Choć potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć co się właściwie stało, po niedługim czasie zagarnął leżący na stole dodatkowy fartuch i chustkę na głowę i zabrał się do roboty. Zaczął od okien, które zgodnie z oczekiwaniami zajęły mu najwięcej czasu, potem stopniowo wypucował szafki i biurko, kończąc swą ciężką harówkę na trzykrotnym przemyciu podłogi. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy wreszcie udało mu się znaleźć w sobie siłę by wstać z ziemi, zdjąć fartuszek i zejść na dół w celu zaraportowania zakończenia sprzątania pokoju. No i został jeszcze raport wcześniejszy, który też powinien złożyć. Na korytarzu kątem oka dostrzegł współczujące spojrzenia Petry i Sashy, jednak zignorował je i niemal sturlał się na dół po schodach. Drzwi do pralni, podobnie jak wcześniej drzwi pokoju stały uchylone, ze środka zaś dobiegały dziwne odgłosy.
- Ahh, jakże cudowny jest twój zapach, mój najsłodszy - mówił znajomy głos - Twoja siła powaliła już nie jednego wroga, twoja moc jest niepokonana i wspaniała...!
O kim kapral Levi może mówić w takich superlatywach? Czyżby w zamku rezydował jakiś wytrawny Zwiadowca, o którym tylko nieliczni wiedzą, a jeszcze mniej przeżyło spotkanie z nim? Ale dlaczego najdroższy?
- Twoja biel jest jaśniejsza niż pierwszy zimowy śnieg... Kocham cię - szeptał dalej głos.
Zaciekawiony Eren wysunął głowę do przodu, chcąc poznać wygląd tej jakże świetnej znakomitości, której sam Levi oddaje tak wielką cześć. Niepewnie, na paluszkach przeszedł kilka kroków, po czym stanął całkowicie zbaraniały. Kapral w całości ubrudzony był białym proszkiem do prania, klęczał na ziemi i trzymał w ramionach ogromne pudło, którego chyba połowę zawartości miał na sobie. Tulił je i głaskał, zdawać by się mogło, że to do niego mówił.
- E-e-et-etto... - zaczął ogłupiały Jeager, kompletnie nie wiedząc, po co tu przyszedł.
Spojrzenie Rivaille natychmiast stało się ostre jak brzytwa, a biednego chłopaka przygwoździło do miejsca ze strachu.
- Ty... - wysyczał mężczyzna - Ostatnie słowa?
- Prze-przepraszam!!! - wykrzyknął, gwałtownie skłaniając się.
Nie zdążył się nawet podnieść do góry z ukłonu, a już biegł w stronę wyjścia, pchany instynktem samozachowawczym. Nie zdążył. Coś złapało go za ramię, bardzo wściekłe coś, co więcej go nie puści do żywych.
- Ile widziałeś? - zapytał spokojnym głosem. Istna cisza przed burzą.
- N-ni-nic!!
- Oby, Jeager. Oby - warknął - Spróbujesz komuś powiedzieć...
- Ni-nigdy, sir!!
I tak oto romans między proszkiem a Levim pozostał utajony. A przynajmniej przez pierwsze 10 minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz