sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Quattro

Idąc ulicami Ransen Konoe zwykle gubił się w tłumie. Bez Raia, który by go poprowadził, jego brak orientacji w terenie wyrzucał go w różne dziwne, szemrane miejsca. Non stop kończył w mrocznych zaułkach, wypełnionych napalonymi brutalami lub wygłodniałymi kotami. Obie grupy tylko czekały, aż kot taki jak Konoe wlezie im prosto w szpony... Dlatego brązowowłosy raczej unikał wychodzenia z gospody bez Raia. Ale nie mógł też chodzić za nim jak za mamusią, bo straciłby te resztki szacunku, jakim go biały kot darzy... Mrucząc pod nosem przekleństwa szlajał się po dziwnie wyglądających uliczkach, szukając drogi do sklepu Tokino. Wszystkie zaułki w Ransen wyglądają dokładnie tak samo, więc jak on ma je rozróżnić? Nawet koty leżące na ziemi wyglądały identycznie... Czy to znaczy, że już tu był, czy też po prostu dokładnie te same koty leżą w każdym zaułku? Przystanął, by zastanowić się nad tym filozoficznym pytaniem. Machając niespokojnie ogonem na prawo i lewo wyostrzył wszystkie zmysły na wypadek ataku. Nie, żeby miał jakieś większe szanse, ale poudawać zawsze można... O jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy wkrótce coś złapało go za ogon. Miauknął z bólu, gdy nadwrażliwe końcówki nerwowe w ogonku zaalarmowały go o zagrożeniu.
- Puszczaaaaaaaj!! - wrzasnął, odwracając się w słuszną stronę.
Jego oczy napotkały ciemne tęczówki pospolitego, szarego kota. Nawet pod kapturem widać było szeroki, lubieżny uśmiech na twarzy mężczyzny, co zaliczało go do grupy napalonych brutali. Kot nic sobie nie robił z krzyków i warknięć Konoe, nawet gdy ten obnażył kły i niemal ryknął na niego. Konoe próbował oswobodzić ogon za pomocą pazurów, jednak mężczyzna uparcie trzymał i ani myślał puszczać. Skupiony na szaraczku nie zauważył grupki, która zaszła go od tyłu.
- Oj, oj, biedny koteczek... - usłyszał tuż przy uchu - Ogonek boli?
Zamarł w bezruchu. Wyczuł co najmniej siedem kotów, które stały za jego nie osłoniętymi plecami. Przełknął ślinę i odwrócił się w ich stronę, ignorując ból w napastowanej kończynie.
- Tak, a co? - warknął w odpowiedzi, śmiało patrząc w oczy lidera grupy.
- Patrzcie no, jaki wojowniczy kocurek... - zaśmiał się mężczyzna, obnażając kły.
- Zejdźcie mi z drogi.
Otoczyli go. To by chyba było na tyle, jeśli chodzi o zejście z drogi. Chociaż Konoe warczał i prychał na nich, grupa tylko się śmiała i podchodziła coraz bliżej. Zdusił przekleństwo, gdy poczuł jak kły zatapiają się w zakrzywionej końcówce jego ogona.
- Widzicie? Kotek ma krzywy ogonek - wycharczał szary kot.
Był w potrzasku. Będzie walczyć, ale jego szanse na wygraną są niskie. Pocieszała go tylko myśl, że skoro to zwykli napaleńcy, może im się znudzi albo się pokłócą i wytłuką nawzajem...
- Twoje mięso sprzeda się za wysoką cenę - uśmiechnął się lider grupy.
Dobra, cofamy to. To nie napaleńcy, tylko łowcy. W czasach głodu to haniebne, ale częste, że polują oni na młode koty, które potem ćwiartują i sprzedają jako jedzenie. Całe futerko Konoe się zjeżyło. Szary kot puścił krwawiący ogon, ale to niczego nie zmieniało - ich było ośmiu, on jeden. W dodatku widział, że mają przewagę nie tylko liczebną, ale również siłową. Mimo to wysunął pazury i wyciągnął miecz. Tanio swojej skóry nie odda.
- Dość gry wstępnej, koteczku - warknął lider - Poddaj się, to najpierw cię zabijemy, potem poćwiartujemy.
- Podziękuję. Mam zamiar wyjść stąd żywy - odpowiedział mu Konoe, cały zjeżony.
- Słyszeliśmy, panowie. Świeże mięsko lepiej się sprzedaje. Brać go!
Koty jak jeden mąż rzuciły się na Konoe. Lider stał z tyłu i przyglądał się, machając z zadowoleniem ogonem. Ci, którzy napierali z przodu, zostali potraktowani mieczem, natomiast jeden za plecami oberwał pazurami. Nie zdążył jednak obrócić się na tyle szybko, by uchronić się przed pazurami pozostałych. Jeden wbił mu szpony w ramię, drugi znów chwycił go za ogon Konoe powstrzymał miauknięcie i spróbował uwolnić chociaż swoje ramię, jednak chwila rozkojarzenia wystarczyła, by pochwycono go ze wszystkich stron. Ktoś wyrwał mu miecz z rąk, silne ręce trzymały go i unieruchamiały.
- I było po co się rzucać? - rzucił z uśmieszkiem lider.
Szary kot, który ugryzł jego ogon, podniósł uzbrojoną w nóż rękę. Brązowowłosy spiął się cały w oczekiwaniu na cios... który nie nadszedł. Zamknął oczy, więc nie wiedział dlaczego, ale nie poczuł bólu. Ba, puścili go...? Gdy uchylił powieki, ujrzał że otacza go krąg płomieni. Na jego napastników spływały fale ognia, budząc w nich popłoch.
- Co do diabła?! - wrzasnął lider, jednak po obdarzeniu Konoe przerażonym spojrzeniem podwinął ogon i uciekł, a za nim reszta.
Mimo otoczenia przez ogień Konoe nie odczuwał strachu. Instynktownie znał jego źródło, dlatego poczekał aż ognisty krąg zniknął i spojrzał w górę. Na dachu budynku siedział uśmiechnięty Razel, a jego dłonie spowite były w płomienie. Konoe zauważył też inny fenomen - oczy demona zdawały się mienić niczym płomienie. To był piękny widok.
- Nic ci nie jest, Konoe? - zapytał Razel.
Konoe poczuł, że pieką go końcówki uszu. Do czego to doszło, żeby demon musiał go ratować niczym damę w opresji... Spojrzał na swój krwawiący ogon. W tym samym czasie czerwonowłosy spłynął z dachu i stanął obok niego.
- Byłoby źle, gdybym pozwolił żeby ktoś cię zjadł, zanim sam będę miał ku temu okazję - uśmiechnął się demon, a jego do tej pory płonące oczy powoli wygasły, na powrót przyjmując błękitny kolor. Mimo to nadal otaczała go przerażająca aura. Konoe nerwowo machnął ogonem, nie mogąc opanować nagłego strachu, który zagnieździł mu się w piersi. Po chwili jednak ciężkie uczucie zniknęło, gdy Razel położył mu rękę na głowie i starannie podrapał go za uszami.
- Nie musisz się bać - mruknął demon.
Serce kota zatrzepotało. Dlaczego on tak dziwnie reaguje na tego demona? Gdy spojrzał z bliska na Razela, jego włosy delikatnie zafalowały, mieniąc się kolorami od złotego aż po ciemny burgund.
- A, no właśnie - powiedział nieco zbyt nerwowo Konoe, zdejmując gorącą rękę ze swojej głowy - Dziękuję za pomoc... czy coś.
- Do usług - uśmiechnął się Razel.
Ognistowłosy popatrzył na niego przez chwilę, po czym obrócił się na pięcie i zniknął w rozbłysku szkarłatu. Głowa Konoe płonęła w miejscu, gdzie dotknął jej Razel, na równi z jego policzkami i końcówkami uszu. Gdy sam odwrócił się w stronę wyjścia z uliczki, zobaczył Raia i Tokino, którzy razem stali i patrzyli na całość zajścia.
- K-Konoe... - mruknął Tokino, dziwnie zarumieniony.
- Może od razu polej się sosem i wystaw na złotym półmisku, co? - warknął Rai, chowając miecz z powrotem do pochwy.
- Zamknij się - mruknął brązowowłosy.
To zaczyna się robić niebezpieczne... Ciepło tej dłoni nadal pulsowało w jego skórze. Gdzie się podziewa jego lęk przed ogniem, gdy chodzi o Razela?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz