PORANEK
Każdy poranek to początek nowego dnia. Każdego świtu słońce rozpoczyna wędrówkę po niebie, trwającą określoną ilość godzin. Niestety, ma ono to do siebie, że jest irytująco jasne. Współczynnik świecenia w oczy wzrasta wraz z poziomem w jakim zapomniało się zasłonić okna w sypialni. Ta irytująca właściwość dziennej gwiazdy daje się we znaki Judalowi za każdym razem, gdy zarywa nockę nad playstation i idzie spać chwilę przed tym, jak robi się jasno. Jego drugiej połówce niespecjalnie to przeszkadza, chłopak śpi jak zabity i nigdy nie zasłania okien. W okolicy mogłaby szaleć wojna, a on spałby jakby nigdy nic. Tylko czarnowłosy więc cierpi z powodu porażenia promieniami. Biednemu zawsze słońce w oczy...
- Mmm... - wymruczał leżący obok niego chłopak, obracając się na drugi bok. Teraz Judal miał idealny widok na jego niewinną, śpiącą twarz. Szkoda, że tylko przez sen jest taki niewinny... Za to nóżki, którymi objął pierzynę prezentowały się mniej niewinnie.
- Ehhh... No to w kimono - mruknął pod nosem czarnowłosy i ułożył się tuż obok Alladyna. Objął dzieciaka i przytulił do siebie jak pluszaka, ignorując jęki sprzeciwu ze strony ściskanego.
- Juju, ja nie jestem dakimakurą... - jęczał Alladyn, próbując się wyswobodzić.
- Nie marudź, wtul się.
Błękitnowłosy poburczał jeszcze pod nosem, ale w końcu ułożył się wygodnie głową na jego ramieniu i wtulił w ciepłego towarzysza.
Kilka godzin później do nozdrzy ledwo przebudzonego Judala dotarł przepyszny zapach smażonego mięska i grzybków. Żołądek natychmiast odezwał się, żądając zaspokojenia swoich potrzeb za pomocą czegoś pożywnego. Czarnowłosy odnotował tylko brak ciężaru w ramionach, który powiązał z apetycznym zapachem i podniósł się do siadu. Rzucił ponure spojrzenie na leżącego na miejscu Alladyna srebrzystego kocura, po czym dźwignął się z łóżka i skierował do kuchni. Zgodnie z oczekiwaniami ujrzał chłopaka stojącego przy patelni, na której smażyła się jajecznica z kurkami i boczkiem. Nadal miał na sobie koszulę nocną w której spał. Pod nogami wałęsały się Yuki, śnieżnobiały husky, którego Alladyn znalazł w kartonie na dworcu metra oraz Mira, czarny kundel, którego przygarnęli ze schroniska.
- Juju, obudziłeś się w końcu. Tyle razy mówiłem ci, żebyś przechodził te gry za dnia... - nie zdążył dokończyć, gdy Judal zamknął mu usta pocałunkiem.
- Cisza, chibi. Teraz muszę podładować baterie - wymruczał czarnowłosy, ponownie całując swoją drugą połówkę.
Alladyn poddał się jego pieszczotom. Judal wplótł mu palce w niebieskie włosy, przyciągnął całe jego ciało bliżej, wsunął kolano między uda... Pogłębił pocałunek, językiem delikatnie przesuwając po policzkach i podniebieniu chłopaka. Smakował kawą. Gdy wsunął rękę pod koszulę nocną poczuł, jak coś mokrego i zimnego szturcha jego dłoń.
- Czego, kundlu? - warknął na Mirę. Ona szczeknęła krótko i zaczęła go lizać po palcach.
- Chce, żebyś się z nią przywitał - mruknął Alladyn, obracając się tak, by przypilnować smażącego się jedzenia.
- W takim momencie? - jęknął czarnowłosy.
- I tak musielibyśmy przerwać, chyba że chcesz jeść węgiel.
- Ale po śniadaniu...
- Po śniadaniu idziesz się wykąpać.
- Ale...
- Żadnego ale. A teraz siadaj jeść.
I co miał zrobić? Jak się Alladyn uprze, to Judal nie zarucha. Chcąc nie chcąc usiadł do jedzenia. Przecież to on jest seme w tym związku! Może wieczorem uda mu się coś ugrać...
POŁUDNIE
Hakuryuu zawsze był odporny na temperatury. Może to wina spartańskiego wychowania, ale dobrze znosi zarówno mrozy jak i upały. Jest przykładem istoty, która ma swoją stałą temperaturę i wygląda świetnie niezależnie od pogody. Cóż, na pewno pomaga to w pracy modela... Jednak mimo wszystko woli mrozy. Wszystkiemu winien jest pewien chłopak, który zawsze był w gorącej wodzie kąpany, przez co kiepsko znosi gorące dni. Ten wulkan energii, zwany przez niektórych Alibabą w dni, gdy temperatura sięga powyżej 30 stopni kompletnie nie nadaje się do życia. A że ciężko z nim wytrzymać i wtedy, gdy jest w pełni sił, to co dopiero gdy umiera i marudzi, jak bardzo mu gorąco... Dlatego Hakuryuu zdecydowanie woli mrozy.
- Hakuu... Mamy jeszcze jakieś lody...? - jęknął blondyn, heroicznym wysiłkiem obracając głowę w stronę chłopaka. Błękitnooki podniósł wzrok znad czytanej gazety by zerknąć na swego towarzysza.
- Nie wydaje mi się - odpowiedział spokojnie.
- Dlaczego... Lody, gdzie jesteście, gdy was potrzebuję...
- Nie odpowiedzą ci przecież.
- Cisza, rozmawiam z lodami.
Hakuryuu pokręcił głową i wrócił do gazety, ignorując monolog swego chłopaka. Tę dziwną właściwość Alibaby odkrył, gdy za premię za dobre zdjęcia pojechali do Egiptu na tydzień. Wszystko było fajnie, dopóki nie opuszczali klimatyzowanego hotelu... Podczas wycieczki do Doliny Królów Hakuryuu myślał, że będzie musiał go zbierać do butelki, bo Alibaba roztopi się i wsiąknie w piasek. Mimo to Ren nie może powiedzieć, że nienawidzi wysokich temperatur. Na szczęście działają one na blondyna w dwojaki sposób... Alibaba usiadł Hakuryuu okrakiem na kolanach.
- Nee, Haku... Zaniesiesz mnie do wanny? Nie mam siły iść...
Błękitnooki uśmiechnął się pod nosem, po czym wziął swoją drugą połówkę na ręce jak księżniczkę i zaniósł do łazienki. Odczuwał dziwną satysfakcję, gdy pozbawiał blondyna ubrań, by za chwilę włożyć go do wanny i zacząć polewać chłodną wodą.
- Hakuu... A ty nie wejdziesz ze mną? - wymruczał Alibaba. Jego ukochany kocurek zawsze w takich momentach zaczyna mruczeć z przyjemności.
Ponownie uśmiechnął się. Alibaba przytrzymał słuchawkę podczas gdy Hakuryuu rozbierał się i wchodził do dużej wanny. Ułożyli się tak, że Hakuryuu leżał wygodnie w objęciach swojego chłopaka, jednocześnie przytrzymując słuchawkę, z której leciał strumień wody.
- O jak dobrze... - mruczał Alibaba, gładząc towarzysza po włosach.
- A może być jeszcze lepiej... - mruknął Hakuryuu, po czym obrócił się i pocałował blondyna. Odłożył słuchawkę tak, by woda leciała na nich, po czym przeszedł do znacznie przyjemniejszej części upalnych dni. Bo widzisz, w takie dni... Alibaba nie ma siły stawiać oporu.
WIECZÓR
W ciągu dnia zajmują się wieloma rzeczami. Alladyn najczęściej się uczy albo gra na instrumencie, natomiast Hakuryuu ma pracę, studia i licencjat z botaniki do napisania. Nie można powiedzieć, że się mijają, gdyż najczęściej robią te rzeczy w tym samym pokoju, ale zdecydowanie każdy zajęty jest sobą. Wieczory jednak to takie momenty, gdy mają czas tylko dla siebie. Alladyn to z natury przymilne stworzenie, uwielbia się miziać i tulić, a Hakuryuu nie ma nic przeciwko, dlatego zwykle siadają razem na kanapie, odpalają jakiś ciekawy film, oglądają i leżą, przytuleni. Jest to taki ich codzienny rytuał, dzięki któremu utrzymują swoją więź. Dużo też wtedy rozmawiają, Alladyn opowiada o szkole, Hakuryuu o tym co w pracy... Ale liczy się przede wszystkim bliskość.
- Hakuś, a co dzisiaj obejrzymy? - wesoło zagadał Alladyn w czasie obiadu przygotowanego przez mężczyznę.
- Hmm... - mruknął tylko Hakuryuu z nieobecnym wzrokiem.
Czekając na odpowiedź Alladyn zajadał się pysznym posiłkiem, jednak milczenie się przeciągało. Zdążył zjeść połowę porcji, całość porcji...
- Hakuś! - miauknął, niezadowolony z braku reakcji - Odpowiedz mi!
- N-na co? - Hakuryuu miał minę, jakby ktoś mu wylał na głowę wiadro wody.
- Nie słuchałeś!
- Wybacz, mój drogi. Właśnie, miałem ci powiedzieć że z dzisiejszego wieczora nici. Ten bałwan, Sindbad powiedział że mnie obleje, jeśli nie pójdę z nim na wódkę... A on byłby w stanie to zrobić. Dlatego przepraszam...
Alladyn spochmurniał. To nie był pierwszy raz, gdy Hakuryuu musiał gdzieś wyjść w związku ze studiami. Niby edukacja jest ważniejsza, w końcu to ważne żeby dobrze zdać, ale... czy to naprawdę musi się dziać kosztem ich wspólnego czasu? Wie, że nie powinien być zazdrosny...
- Zaraz wychodzę - wyszeptał Ren i cmoknął chłopaka w czoło - Obejrzyj sobie coś beze mnie, dobrze?
- Nie jestem dzieckiem... - wymamrotał pod nosem Alladyn, nieco zły i troszkę zawiedziony.
Nie mając ochoty na oglądanie czegokolwiek zaliczył tylko zadania do szkoły, poćwiczył utwór na zajęcia muzyczne i wszedł pod prysznic. Chociaż bardzo się starał, rozgoryczenie nie chciało opuścić jego piersi. Kiedy przyszło mu suszyć włosy jeszcze większa sztaba zaległa mu w piersi. Zawsze Haku mu z tym pomaga... Zły na samego siebie i cały świat zostawił włosy mokre i ułożył się w łóżku. Na początku sądził, że nie zaśnie, ale szybko Morfeusz wziął go w swoje objęcia i spał jak zabity.
Jakiś czas później Hakuryuu wrócił do domu. Nie był nawet specjalnie pijany, Sindbad nie potrzebuje kompana do picia tylko kogoś, kto wyniesie go z baru, więc... W ręku trzymał zapakowany prezent. Wiedział, że Alladynowi nie podoba się to, że muszą rezygnować ze swoich wieczorów, jemu też to nie odpowiada, ale co ma zrobić? Kroki od razu skierował do sypialni, gdzie zgodnie z oczekiwaniami odnalazł śpiącego chłopaka. Postawił prezent na stoliku z jego strony i sam poszedł wziąć prysznic. Potem położył się obok swojego ukochanego, przytulił go do siebie i również zasnął.
Rankiem Alladyn obudził się w ukochanych objęciach. Słyszał, gdy Hakuryuu wracał, ale postanowił się nie odzywać. Gdy otworzył oczy pierwszym, co ujrzał była paczka stojąca na jego stoliczku przy łóżku. Ostrożnie, by nie obudzić mężczyzny sięgnął po nią i otworzył. W środku był...
Wybierzcie sobie ;D
W jego sercu rozlało się ciepło. Uśmiechnął się szeroko i wtulił w swojego chłopaka.
- Kocham cię, wiesz? - wymruczał.
- Ja ciebie też... - westchnął Hakuryuu, przytulił bardziej Alladyna i spali dalej.
I nawet wieczorem Judal nie zaruchał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz