Nad rankiem obudził
go hałas na dworze. Nawet przez zamknięte okna gwar wywołany przez
festiwal drażnił wrażliwe uszy Konoe. Nadal śpiący przeciągnął
się leniwie pod kocem i zamruczał gardłowo. Jednak leżenie w
ciepłym, suchym łóżku jest najlepsze... Nieprzyzwyczajony do
takiej ilości decybeli czuł niepokój, jego uszy ruszały się na
wszystkie strony, wychwytując dźwięki. Przez chwilę się
zastanawiał, czemu nikt go nie obudził, jednak przypomniał sobie
że na siłę upchnął Raia i Asato w jednym pokoju. Był sam. Nie
przyniosło mu to oczekiwanej ulgi, jednak przywykł do takiego stanu
rzeczy. W końcu wygrzebał się spod pościeli i ponownie
przeciągnął.
Planował dziś pójść obejrzeć festiwal - widział ich kilka w
Karou, jednak ten w Ransen ewidentnie był większy i bardziej
spektakularny, w końcu to stolica. Wylizując się walczył na
przemian z niepokojem i ekscytacją. Zatracił się na tyle w swoich
myślach, że o fakcie że jest już czysty zorientował się dopiero
gdy z uporem maniaka lizał łokieć. Wtedy westchnął tylko, ubrał
się i napił wody z beczki. Już przyszykowany wyszedł z pokoju i
skierował kroki do pokoju pozostałej dwójki. Nie spodziewał się
ciepłego przyjęcia po tym jak kilka dni wcześniej bez słowa
wszedł do jednego z pokoi, trzasnął drzwiami i zamknął się na
klucz, zostawiając ich w środku kłótni i z kluczem do drugiego
pomieszczenia, jednak liczył że przynajmniej Asato nie będzie na
niego warczał. To będzie też dobra okazja, by pokazać czarnemu
kotu świat inny niż Kira...
- Jest... za głośno - wymamrotał
Asato, z nieobecnym wzrokiem obserwując zamknięte okno.
Musi być nerwowy od samego natężenia
dźwięku... Rai w ogóle zignorował egzystencję Konoe, nie
odwracając spojrzenia od polerowanego przez siebie sztyletu.
- Czyli idę sam - mruknął
brązowowłosy.
Nie żeby mu to przeszkadzało.
Standardzik. Zrezygnowany wyszedł z ich pokoju i skierował kroki na
dół. Przebierańcy w holu go nie zadziwili, choć ich liczba
wyraźnie spadła od poprzedniego dnia. Przynajmniej Bardo będzie
miał nieco odpoczynku... Wszedł do zapełnionej kotami jadalni.
Tygrys uwijał się między stolikami roznosząc śniadanie wśród
gości gospody. Konoe przysiadł się na skraju jednego ze stołów,
tak by nie przeszkadzać siedzącej przy nim grupie.
- Yo, Konoe! Przynieść ci coś? -
powitał go Bardo, z całej siły waląc mu w plecy.
- T-Tak, poproszę... - mruknął kot,
rozcierając bolące miejsce.
Tygrys wyszedł z jadalni, a Konoe
odruchowo podążył za nim wzrokiem. Zamrugał ze zdziwienia, gdy
zobaczył Razela idącego w stronę wyjścia. Przeważnie demony po
prostu znikały w swoich płomieniach, nie chodziły po ulicy.
Jeszcze bardziej zaskoczony machnął ogonem, gdy ognistowłosy go
zauważył. A jeszcze bardziej, gdy zaczął iść w jego stronę...
- Smacznego! - aż podskoczył, gdy
Bardo z hukiem postawił przed nim talerz i kubek z piciem - Ej,
wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- W-Wszystko w porządku... -
wymamrotał Konoe. Razel zatrzymał się w słusznej odległości i
poczekał, aż tygrys odejdzie. Dopiero wtedy zbliżył się do
Konoe.
- Witaj - powitał go z poważną miną
- Wyspałeś się?
Brązowowłosy nieco zdębiał na to
pytanie. Czyli... Demon podszedł do niego, żeby się zatroszczyć
czy dobrze spał w nocy. I to nie pierwszy raz...
- Raczej tak... - odpowiedział
ostrożnie, jakby oczekiwał że ognistowłosy wybuchnie. Nigdy nie
zrozumie, o co mu chodzi.
- Wybierasz się na
festiwal? -
kolejne pytanie wywołało jeszcze większy mętlik w głowie kota.
- T-Tak, taki jest plan - rzucił
odruchowo, podnosząc owoc z talerza i wkładając go sobie do ust.
- Atmosfera w mieście jest...
intensywna. Budzi to moją ciekawość, więc chciałbym zobaczyć
festyn. Czy mogę iść z tobą?
Konoe dosłownie zamurowało. Zastygł
w połowie żucia i tylko patrzył osłupiały na poważną twarz
Razela.
- A... Nie lepiej
by ci było samemu...? - zapytał ostrożnie, gdy tylko przełknął
co miał w ustach.
- Możliwe. Jednak
chciałbym to zobaczyć z perspektywy
kota. Niestety, nie mogę stać się kotem, za to mogę mieć kocie
towarzystwo - odpowiedział nie zrażony demon.
Zupełnie nie rozumiejąc logiki,
którą kierował się Razel Konoe powoli przetwarzał uzyskane
informacje. Pełen podejrzeń i kompletnie zaskoczony obserwował
ognistowłosego kątem oka, jednocześnie szybko wchłaniając
śniadanie. Próbował cokolwiek wyczytać z ekspresji demona, jednak
obojętna twarz Razela pozostawała niezmienna. W końcu jednak
stwierdził, że skoro ma ich słowo, że nie spróbują go zabić
jak tylko wyjdzie ze swojego pokoju to może...
- A jeśli ktoś cię wezwie? -
zapytał, nagle przypominając sobie o tym fakcie.
- Nie mam obowiązku odpowiadać -
gładka odpowiedź jeszcze bardziej zastanowiła Konoe. Dlaczego
Razel miałby chcieć rezygnować z korzyści jakie dają przywołania
tylko po to, by obejrzeć festiwal? Gdy tak się zastanawiał nawet
nie zauważył, że wciągnął całe śniadanie. Dopiero gdy już
nic nie zostało na talerzu zrozumiał, że to jest ten moment gdy
daje Razelowi odpowiedź.
- ...W porządku - mruknął.
Razel skinął tylko głową. Konoe
wstał i poszedł odłożyć brudny talerz na stertę z naczyniami.
Demon bez słowa podążał za nim, co nieco niepokoiło kota, jednak
nie skomentował tego. Czując, że będzie tego żałował obejrzał
się jeszcze raz, czy ognistowłosy się przypadkiem nie rozmyślił,
po czym razem wyszli z gospody.
Jego oczy i uszy obracały się we
wszystkie strony, próbując ogarnąć całość otoczenia - obok
nich przelewały sie fale przebranych kotów, tajemniczych dźwięków
i kuszących zapachów. Mimowolnie odczuwał w piersi tą ekscytację,
która biła od przechodniów. Nawet jego Empatia reagowała, jednak
na tyle łagodnie, że potrafił ją stłumić. Po raz pierwszy
chłonął nie tylko smutne, ale i szczęśliwe emocje... To całkiem
przyjemna odmiana, choć i tak wolałby nie mieć tej zdolności. Co
jakiś czas obracał się, jednak Razel nadal za nim podążał. Nie
rozumiał zachowania demona. Nic nie mówił, o nic nie pytał, tylko
świdrował jego plecy tym błękitnym spojrzeniem. O czym myślał?
Czego tak naprawdę od niego chce? Starał się odepchnąć
podejrzliwe myśli i cieszyć się festynem, jednak one niczym rój
pszczół buczały gdzieś na skraju jego umysłu. W końcu zatrzymał
się, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Skup się na muzyce,
tej niepokojącej, acz radosnej melodii. Głosach uradowanych kotów.
Zapachach jedzenia i kadzideł.
- Konoe - podskoczył, gdy usłyszał
niski głos demona tuż za swoimi plecami.
- Tak? - powstrzymał się przed
warknięciem na mężczyznę i odpowiedział w miarę spokojnie.
Zamiast odpowiedzieć Razel pociągnął
go za ramię i odsunął na bok. Konoe już miał na niego warczeć,
gdy zauważył że wszystkie koty przesunęły się na boki. Zapewne
idzie parada, więc trzeba zrobić na nią miejsce.
- Zatrzymałeś się więc myślałem,
że nie zauważysz - wyjaśnił cicho ognistowłosy.
- Dziękuję... - mruknął
zawstydzony Konoe.
Mało brakowało a napadłby na demona
za to, że ten starał się pomóc. Gdy tak patrzył na jego obojętną
twarz, gdy obserwował otoczenie cały spokój, jaki udało mu się
przywołać wyparował pod wpływem nieopanowanej chęci zapytania
się. Dlaczego? Już otwierał usta, gdy w ostatniej chwili się
powstrzymał. Nie. Nie zapyta. Potrząsnął głową i spojrzał na
falę kotów, która ich mijała. Musi odwrócić swoją uwagę...
Może uda mu się podejść i zobaczyć coś? Z takim zamiarem zaczął
się przeciskać pomiędzy przechodniami, żeby osiągnąć tłumek
obserwujący przejście paradujących i... mimo najszczerszych chęci
był za niski, żeby cokolwiek zobaczyć. Machnął ogonem ze
złością, po raz kolejny przeklinając swoją drobną budowę.
Gdyby urodził się dużym kotem, tak jak Rai czy Bardo, to nie
miałby takich problemów! Naprawdę chciał to zobaczyć...
- Trzymaj się - usłyszał tuż przy
uchu, a sekundę później już wisiał w powietrzu.
Odruchowo uczepił się szyi demona,
gdy Razel wziął go na ręce jak księżniczkę.
- C-Co ty wyprawiasz, postaw mnie! -
krzyknął, puszczając ognistowłosego i próbując się wyrwać -
Wszyscy się patrząą...!
Razel nie zwracał
na niego uwagi tylko wszedł w jakąś tylną uliczkę. W ogólnym
zamieszaniu zauważyło ich tylko kilka osób, więc gdy zniknęli
kotom z oczu demon bez ostrzeżenia zaczął się unosić do góry.
Przerażony Konoe kurczowo trzymał się go i zamknął oczy. Niech
on mnie nie zrzuci, niech on mnie nie zrzuci...
- Proszę - niski głos demona
zawibrował mu w uszach.
Nim się obejrzał miał pod nogami
grunt. Natychmiast puścił szyję ognistowłosego i odetchnął z
ulgą. Dopiero wtedy należycie otworzył oczy by zobaczyć, że są
na dachu jednego z budynków. Konoe spojrzał zaskoczony na Razela,
jednak ten bez słowa usiadł i zaczął przyglądać się paradzie.
Nagle czując się niezręcznie chłopak nie umiał znaleźć tego,
co chciał powiedzieć, więc po prostu przysiadł się do mężczyzny.
Odruchowo usiadł blisko, aż zbyt blisko. Niemal stykali się
ramionami. Nadzwyczaj świadom tego Konoe miał ochotę sie odsunąć,
jednak czuł że mógłby urazić w ten sposób demona. Trwał więc
w takiej pozycji i nerwowo machał ogonem, nie potrafiąc się skupić
na paradzie, którą tak bardzo chciał obejrzeć. Gdy tak trwał,
pogrążony we własnych myślach niemal krzyknął, gdy dotknął
ogonem czegoś gorącego. Przez przypadek zetknął się z ogonem
Razela. Demon zauważył jego reakcję.
- Coś się stało? - zapytał
poważnym tonem, choć w jego oczach tańczyły rozbawione iskierki.
- Nie, nic...
Zmieszany chłopak odwrócił wzrok.
Ribika mają super wrażliwe ogony, ale demonów najwidoczniej to nie
dotyczy. On pewnie nawet nie poczuł. Mimo to mieszanka zawstydzenia,
nerwowości i niezręcznej atmosfery sięgała zenitu i brązowowłosy
odczuwał wręcz przymus, by coś powiedzieć.
- ...Podoba ci się festyn? - zapytał
bez głębszego przemyślenia.
- Jest interesujący - odparł zwięźle
Razel.
- Nie wyglądasz, jakbyś się dobrze
bawił - mruknął pod nosem kot.
- Nie jestem kotem. Jednak ty również
nie wyglądasz, jakbyś cieszył się zabawą. Dlaczego?
Bo zajmujesz
moje myśli. Taką
odpowiedź miał na końcu języka, jednak w porę się ugryzł.
Bardzo chciałby po prostu świętować z innymi, jednak obecność
demona go wybitnie rozpraszała... Nagle poczuł jak coś ciepłego
dotyka jego ogona. Delikatnie, tak by nie sparzyć, ogon Razela
owinął się kilkakrotnie dookoła jego ogonka. Konoe zamrugał,
patrząc z zaskoczeniem na ten gest. Czy on zdaje sobie sprawę z
tego, jak intymną rzecz on symbolizuje?
- R-Razel... - powiedział cicho,
czując jak krew napływa mu do twarzy.
- Uspokój się - łagodne słowa
demona jakby rozbrzmiały mu echem w głowie - Nic nie zrobię. Nie
musisz się bać.
Rój pytań, który niczym natrętne
owady huczał mu na skraju umysłu nagle ucichł, uciszony głębokim,
silnym głosem. Zaraz za tą ciszą nadeszła delikatna nuta ulgi.
Ciepło z ogona rozchodziło się po całym jego ciele, kojąc i
uspokajając. Wlepił niewidzący wzrok w paradę, by ukryć
zawstydzenie swoją reakcją.
- Dobrze... - mruknął cicho.
Zrobiło mu się cieplutko. Powoli,
powolutku uspokoił się całkowicie. Zanim się zorientował opierał
głowę o ramię demona. Ich splecione ogony dawały mu niezrozumiałe
poczucie bezpieczeństwa, choć przecież powinien być jeszcze
bardziej najeżony. Było tak przyjemnie... Ostatkiem świadomości
odnotował gorącą dłoń gładzącą go po głowie.
Coś
mówiło Konoe, że nie powinien teraz spać. Powinien być
przytomny, i to bardzo, jednak nie chciał otwierać oczu. Coś
ciepłego gładziło go po głowie... Chwila, kto może go głaskać?
Nagle zaciekawiony brązowowłosy zmusił powieki do rozwarcia się.
Napotkał wzrokiem powódź kotów, która przepływała na ulicy pod
domem, na którym siedział z... Razelem. Który go głaskał po
głowie. Gdy w końcu dotarło do niego, co się dzieje, szybko
odsunął się od ciepłego ciała demona i wyswobodził swój ogon.
- P-Przepraszam, ja...
- Nic się nie stało. Przegapiłeś
jednak paradę.
Weszli na dach, by mógł ją
obejrzeć, a on połowę się zamartwiał, połowę przespał na
ramieniu Razela. Gdy powtórzył w myślach, co się właściwie
wydarzyło, poczuł jak pieką go końcówki uszu. Aghh, jak to się
stałooo... Dał się uśpić tym głosem i ciepłem... A gdyby demon
go wtedy zabił? Mógłby tylko winić swoją własną głupotę. A
nawet nie mógłby winić, bo już by go nie było. Na ulicy świeciły
już pierwsze latarnie. Księżyc światła powoli zachodził,
zbliżał się wieczór. Aż tak długo spał?
- Chcesz iść jeszcze coś pooglądać?
- usłyszał niebezpiecznie blisko swoich uszu.
Ten głos go kiedyś zabije. Łagodność
i mruczące wibracje sprawiały, że jego serce biło jak oszalałe.
Mimo to kiwnął głową. Razel wstał i podał mu rękę, by pomóc
mu się podnieść. Przyjął jego pomoc. Czuł się, jakby miał
nogi z waty, co tworzyło realne ryzyko że się przewróci.
- Trzymaj się - tym razem
spodziewając się tego, co się wydarzy Konoe bez słowa pozwolił
się znieść na dół. Niby mógł po prostu zeskoczyć, jednak
jeśli demon oferuje swoją pomoc, czemu jej nie przyjąć? Gdy
stanął na ziemi musiał się wesprzeć o Razela. Nadal trzęsły mu
się kolana.
- Na pewno nie chcesz wrócić do
gospody? - troska w wykonaniu demona budziła w nim mieszane uczucia.
- N-Nie jestem z porcelany. Nie musisz
się o mnie martwić - wymamrotał nieco obrażony chłopak.
- Koty są bardzo kruche w porównaniu
z demonami - z dziwnym wyrazem twarzy Razel wypowiedział te słowa.
Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć,
Konoe stał i przyglądał się badawczo demonowi. Owszem, gdyby
ognistowłosy był w pełni sił, nie miałby z nim żadnych szans,
ale to nie czyni z niego istoty, którą może zabić byle trzcina! W
końcu poddał się i obrócił na pięcie. Razel podążył za nim
bez słowa, jednak Konoe nadal rozmyślał o słowach mężczyzny. To
nie jest normalne, by demon tak się troszczył o byle kota... Nagle
jakby doznał olśnienia, zatrzymał się w pół kroku. Przecież to
takie oczywiste! Razel poszedł z nim, by nie szedł sam, by się
upewnić że nie stanie mu się krzywda. A nie chce jego krzywdy, bo
martwy mu się nie przyda! To od początku było takie proste? Skurcz
bólu zaatakował jego serce, gdy o tym pomyślał, jednak zignorował
to. Nareszcie wszystko miało sens. Bezgraniczna ulga rozlała się
po jego ciele. Żadnych ukrytych motywów. Ta łagodność, ciepło i
troska były tylko grą, żeby nie protestował i dał się chronić!
Dlaczego więc czuje lekkie rozczarowanie?
- Konoe.
- Tak?
- Nie idziesz?
- A, idę.
Wkrótce znów wtopili się w strumień
kotów, mniejszy niż za dnia, jednak wciąż liczny. Dotarli do tej
części straganów, której wcześniej Konoe nie widział. Nie było
tam zbyt wiele przechodniów, koty raczej rzucały podejrzliwe
spojrzenia na budki wypełnione dziwnymi substancjami i oparami
nieznanego pochodzenia. Konoe pewnie też przeszedłby obojętnie
obok tej sekcji, gdyby jego nosa nie podrażnił niesamowicie kuszący
zapach. Nie potrafił go rozpoznać, choć wydawał się znajomy.
Kierowany tym zapachem dotarł do stoiska, za którym w koksowniku
paliło się... coś. Coś, co sprzedawca wystawiał w schludnych
woreczkach. Mężczyzna po drugiej stronie zmierzył przybyszów
badawczym spojrzeniem, po czym wrócił do pakowania kolejnych
worków.
- Rozpoznajesz, co to za zapach? -
zapytał Razela.
- Czułem go już kiedyś.
- Chyba kupię jeden taki...
Na słowa Konoe sprzedawca się
ożywił. Spojrzał na niego oczekująco.
- Mam w ofercie trzy rodzaje. Który
byś chciał? - zapytał.
- A który z nich się pali?
- Ten - wskazał na woreczek z
ozdobną, niebieską wstążką.
Nagle dopadły go wątpliwości. Nie
wie, co to jest. A co, jeśli to trucizna? Ale z drugiej strony, tak
ładnie pachnie... Przez chwilę się zastanawiał, jednak
ostatecznie zdecydował się kupić woreczek. Sprzedawca zawiązał
mu nawet sznurek, za pomocą którego Konoe powiesił sobie worek na
szyi. Gdy odebrał swoją zapłatę, znów wrócił do pakowania
kolejnych woreczków, a Konoe z Razelem poszli dalej.
Przez zapach płynący z woreczka
chłopak był w świetnym nastroju. Było w tym aromacie coś
odświeżającego, a jednocześnie słodkiego. Machał radośnie
ogonem, idąc przed siebie bez konkretnego celu. Razel w milczeniu
podążał za nim, jednak jego obecność już dawno przestała go
dręczyć. W końcu, by odpocząć od zgiełku miasta wyszli poza
teren festynu. Na obrzeżach Ransen płynęła rzeka, wystarczająco
duża, by w niej pływać, ale za mała by nazwać ją ogromną.
Konoe lubił przychodzić na jej brzeg, siadać tam i patrzeć jak
woda przepływa. To potrafi być bardzo kojące. Zajął swoje
zwyczajowe miejsce w zagłębieniu drzewa i poklepał ziemię obok,
by Razel usiadł obok niego. Świat był dziwnie radosny i kolorowy.
Miał ochotę zacząć się śmiać.
- Kupienie tego woreczka poprawiło ci
nastrój - zauważył cicho demon.
- Mhm~
Nieco
kręciło mu się w głowie, jednak przypisywał to zmęczeniu. Co z
tego, że popołudniu się zdrzemnął? Dotknął palcami materiału,
w który owinięte było źródło
zapachu. Nagle jego umysł jakby się rozjaśnił. Siedzi nad rzeką
z Razelem u boku. Spojrzał na demona zdziwiony, jakby pierwszy raz w
życiu go widział. Razel odwzajemnił spojrzenie, choć z jego
twarzy nie dało się nic wyczytać. Gdzieś na skraju umysłu
zamajaczyło mu wspomnienie tego popołudnia. Narodził się w nim
dziwny impuls, którego nie potrafił zrozumieć ani zinterpretować.
I gdy tak patrzył na ognistowłosego, nim się zorientował gładził
go po policzku. Silna fala zapachu z woreczka dobiegła jego nozdrzy,
lekko chwiejąc jego świadomością.
- Chyba wiem, co jest powodem dla
którego lubisz ten zapach - powiedział cicho Razel.
- Ah tak? - niezbyt zainteresowany
Konoe przesuwał palcami po gorącej skórze twarzy demona.
- Jest w nim kocimiętka.
Ale Konoe nie słuchał. Patrzył
tylko na blade, acz kuszące wargi, które wypowiadały te słowa.
Zawroty głowy go omamiły, więc następnym co zapamiętał było
uczucie, jakby ogień wlał się w jego istnienie. Zamknął oczy,
pogrążając się w tym uczuciu. Tak agresywnym, tak potężnym...
Chciał jeszcze. Jeszcze, jeszcze, jeszcze...
- Konoe - usłyszał głos, który
wybudził go z amoku.
Nagle się poczuł, jakby ktoś wylał
na niego kubeł zimnej wody. Otrząsnął się i spojrzał na Razela,
który obserwował go z mieszanką rozbawienia i troski w oczach.
Demon trzymał go na odległość ramion, a w jednej dłoni trzymał
woreczek, który Konoe kupił.
- W tym woreczku jest kocimiętka. Nie
uważasz, że lepiej się tego pozbyć, zanim zrobisz coś głupiego
pod wpływem afrodyzjaku?
Po raz kolejny tego dnia Konoe
zabrakło słów. Nic dziwnego, że polubił ten zapach - kocimiętka
to silny afrodyzjak, na który podatne są wszystkie koty. Czy... Czy
on...
- Tak - odpowiedział krótko Razel,
odgadując jego myśli - Jednak nie musisz się tym przejmować.
Jak.
Ma. Się. Tym. Nie. Przejmować?! Natychmiast wyrwał woreczek z ręki
Razela i rzucił go najdalej jak potrafił. Resztki zapachu zostały
na jego ubraniach. Miał ochotę zerwać je z siebie i spalić. Co on
wyprawia? Co on wyprawia?! Jednak pozostawało wciąż niezmienne
pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego? Przecież to byłaby idealna
okazja, by pochwycić Konoe. Przez cały dzień nie robił nic
innego, jak wystawiał się na atak. Dlaczego demon nic nie zrobił?
Gdy tak na niego patrzył, jego usta same się
otworzyły.
- Dlaczego?
- Dlaczego co?
- M-Mogłeś mnie zabić... już tyle
razy...
- Hm.
Poza tym nic nie powiedział. Aghh, ta
niepewność go zabije! Ten demon go zabije, nawet nie używając
mocy czy ostrza!
- ...Może po prostu mam do ciebie
słabość.
Poczuł ciepłe wargi, jak przyciskają
się do jego czoła. Nim otrząsnął się z szoku demona już nie
było, zniknął w rozbłysku szkarłatu.
- Aghh, oszaleję przez tego demona! -
krzyknął, kopiąc ze złością kamień.
Echo ciepłego pocałunku pozostało
na jego skórze niczym płonący znak.
Czy komentarz wytykajacy, ze ten tekst to zzynka z rai route to tez komentaz?
OdpowiedzUsuńCóż, wydarzenia niezaprzeczalnie są podobne lub wręcz takie same... Liczyła się dla mnie zmiana osoby, a nie wydarzeń które się stały. Jednak to do ciebie należy ocena, nie do mnie, choć nie ukrywam że nieco mi przykro że jest to negatywna ocena
Usuń