sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Dodici

Nad rankiem obudził go hałas na dworze. Nawet przez zamknięte okna gwar wywołany przez festiwal drażnił wrażliwe uszy Konoe. Nadal śpiący przeciągnął się leniwie pod kocem i zamruczał gardłowo. Jednak leżenie w ciepłym, suchym łóżku jest najlepsze... Nieprzyzwyczajony do takiej ilości decybeli czuł niepokój, jego uszy ruszały się na wszystkie strony, wychwytując dźwięki. Przez chwilę się zastanawiał, czemu nikt go nie obudził, jednak przypomniał sobie że na siłę upchnął Raia i Asato w jednym pokoju. Był sam. Nie przyniosło mu to oczekiwanej ulgi, jednak przywykł do takiego stanu rzeczy. W końcu wygrzebał się spod pościeli i ponownie przeciągnął. Planował dziś pójść obejrzeć festiwal - widział ich kilka w Karou, jednak ten w Ransen ewidentnie był większy i bardziej spektakularny, w końcu to stolica. Wylizując się walczył na przemian z niepokojem i ekscytacją. Zatracił się na tyle w swoich myślach, że o fakcie że jest już czysty zorientował się dopiero gdy z uporem maniaka lizał łokieć. Wtedy westchnął tylko, ubrał się i napił wody z beczki. Już przyszykowany wyszedł z pokoju i skierował kroki do pokoju pozostałej dwójki. Nie spodziewał się ciepłego przyjęcia po tym jak kilka dni wcześniej bez słowa wszedł do jednego z pokoi, trzasnął drzwiami i zamknął się na klucz, zostawiając ich w środku kłótni i z kluczem do drugiego pomieszczenia, jednak liczył że przynajmniej Asato nie będzie na niego warczał. To będzie też dobra okazja, by pokazać czarnemu kotu świat inny niż Kira...
- Jest... za głośno - wymamrotał Asato, z nieobecnym wzrokiem obserwując zamknięte okno.
Musi być nerwowy od samego natężenia dźwięku... Rai w ogóle zignorował egzystencję Konoe, nie odwracając spojrzenia od polerowanego przez siebie sztyletu.
- Czyli idę sam - mruknął brązowowłosy.
Nie żeby mu to przeszkadzało. Standardzik. Zrezygnowany wyszedł z ich pokoju i skierował kroki na dół. Przebierańcy w holu go nie zadziwili, choć ich liczba wyraźnie spadła od poprzedniego dnia. Przynajmniej Bardo będzie miał nieco odpoczynku... Wszedł do zapełnionej kotami jadalni. Tygrys uwijał się między stolikami roznosząc śniadanie wśród gości gospody. Konoe przysiadł się na skraju jednego ze stołów, tak by nie przeszkadzać siedzącej przy nim grupie.
- Yo, Konoe! Przynieść ci coś? - powitał go Bardo, z całej siły waląc mu w plecy.
- T-Tak, poproszę... - mruknął kot, rozcierając bolące miejsce.
Tygrys wyszedł z jadalni, a Konoe odruchowo podążył za nim wzrokiem. Zamrugał ze zdziwienia, gdy zobaczył Razela idącego w stronę wyjścia. Przeważnie demony po prostu znikały w swoich płomieniach, nie chodziły po ulicy. Jeszcze bardziej zaskoczony machnął ogonem, gdy ognistowłosy go zauważył. A jeszcze bardziej, gdy zaczął iść w jego stronę...
- Smacznego! - aż podskoczył, gdy Bardo z hukiem postawił przed nim talerz i kubek z piciem - Ej, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- W-Wszystko w porządku... - wymamrotał Konoe. Razel zatrzymał się w słusznej odległości i poczekał, aż tygrys odejdzie. Dopiero wtedy zbliżył się do Konoe.
- Witaj - powitał go z poważną miną - Wyspałeś się?
Brązowowłosy nieco zdębiał na to pytanie. Czyli... Demon podszedł do niego, żeby się zatroszczyć czy dobrze spał w nocy. I to nie pierwszy raz...
- Raczej tak... - odpowiedział ostrożnie, jakby oczekiwał że ognistowłosy wybuchnie. Nigdy nie zrozumie, o co mu chodzi.
- Wybierasz się na festiwal? - kolejne pytanie wywołało jeszcze większy mętlik w głowie kota.
- T-Tak, taki jest plan - rzucił odruchowo, podnosząc owoc z talerza i wkładając go sobie do ust.
- Atmosfera w mieście jest... intensywna. Budzi to moją ciekawość, więc chciałbym zobaczyć festyn. Czy mogę iść z tobą?
Konoe dosłownie zamurowało. Zastygł w połowie żucia i tylko patrzył osłupiały na poważną twarz Razela.
- A... Nie lepiej by ci było samemu...? - zapytał ostrożnie, gdy tylko przełknął co miał w ustach.
- Możliwe. Jednak chciałbym to zobaczyć z perspektywy kota. Niestety, nie mogę stać się kotem, za to mogę mieć kocie towarzystwo - odpowiedział nie zrażony demon.
Zupełnie nie rozumiejąc logiki, którą kierował się Razel Konoe powoli przetwarzał uzyskane informacje. Pełen podejrzeń i kompletnie zaskoczony obserwował ognistowłosego kątem oka, jednocześnie szybko wchłaniając śniadanie. Próbował cokolwiek wyczytać z ekspresji demona, jednak obojętna twarz Razela pozostawała niezmienna. W końcu jednak stwierdził, że skoro ma ich słowo, że nie spróbują go zabić jak tylko wyjdzie ze swojego pokoju to może...
- A jeśli ktoś cię wezwie? - zapytał, nagle przypominając sobie o tym fakcie.
- Nie mam obowiązku odpowiadać - gładka odpowiedź jeszcze bardziej zastanowiła Konoe. Dlaczego Razel miałby chcieć rezygnować z korzyści jakie dają przywołania tylko po to, by obejrzeć festiwal? Gdy tak się zastanawiał nawet nie zauważył, że wciągnął całe śniadanie. Dopiero gdy już nic nie zostało na talerzu zrozumiał, że to jest ten moment gdy daje Razelowi odpowiedź.
- ...W porządku - mruknął.
Razel skinął tylko głową. Konoe wstał i poszedł odłożyć brudny talerz na stertę z naczyniami. Demon bez słowa podążał za nim, co nieco niepokoiło kota, jednak nie skomentował tego. Czując, że będzie tego żałował obejrzał się jeszcze raz, czy ognistowłosy się przypadkiem nie rozmyślił, po czym razem wyszli z gospody.

Jego oczy i uszy obracały się we wszystkie strony, próbując ogarnąć całość otoczenia - obok nich przelewały sie fale przebranych kotów, tajemniczych dźwięków i kuszących zapachów. Mimowolnie odczuwał w piersi tą ekscytację, która biła od przechodniów. Nawet jego Empatia reagowała, jednak na tyle łagodnie, że potrafił ją stłumić. Po raz pierwszy chłonął nie tylko smutne, ale i szczęśliwe emocje... To całkiem przyjemna odmiana, choć i tak wolałby nie mieć tej zdolności. Co jakiś czas obracał się, jednak Razel nadal za nim podążał. Nie rozumiał zachowania demona. Nic nie mówił, o nic nie pytał, tylko świdrował jego plecy tym błękitnym spojrzeniem. O czym myślał? Czego tak naprawdę od niego chce? Starał się odepchnąć podejrzliwe myśli i cieszyć się festynem, jednak one niczym rój pszczół buczały gdzieś na skraju jego umysłu. W końcu zatrzymał się, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Skup się na muzyce, tej niepokojącej, acz radosnej melodii. Głosach uradowanych kotów. Zapachach jedzenia i kadzideł.
- Konoe - podskoczył, gdy usłyszał niski głos demona tuż za swoimi plecami.
- Tak? - powstrzymał się przed warknięciem na mężczyznę i odpowiedział w miarę spokojnie.
Zamiast odpowiedzieć Razel pociągnął go za ramię i odsunął na bok. Konoe już miał na niego warczeć, gdy zauważył że wszystkie koty przesunęły się na boki. Zapewne idzie parada, więc trzeba zrobić na nią miejsce.
- Zatrzymałeś się więc myślałem, że nie zauważysz - wyjaśnił cicho ognistowłosy.
- Dziękuję... - mruknął zawstydzony Konoe.
Mało brakowało a napadłby na demona za to, że ten starał się pomóc. Gdy tak patrzył na jego obojętną twarz, gdy obserwował otoczenie cały spokój, jaki udało mu się przywołać wyparował pod wpływem nieopanowanej chęci zapytania się. Dlaczego? Już otwierał usta, gdy w ostatniej chwili się powstrzymał. Nie. Nie zapyta. Potrząsnął głową i spojrzał na falę kotów, która ich mijała. Musi odwrócić swoją uwagę... Może uda mu się podejść i zobaczyć coś? Z takim zamiarem zaczął się przeciskać pomiędzy przechodniami, żeby osiągnąć tłumek obserwujący przejście paradujących i... mimo najszczerszych chęci był za niski, żeby cokolwiek zobaczyć. Machnął ogonem ze złością, po raz kolejny przeklinając swoją drobną budowę. Gdyby urodził się dużym kotem, tak jak Rai czy Bardo, to nie miałby takich problemów! Naprawdę chciał to zobaczyć...
- Trzymaj się - usłyszał tuż przy uchu, a sekundę później już wisiał w powietrzu.
Odruchowo uczepił się szyi demona, gdy Razel wziął go na ręce jak księżniczkę.
- C-Co ty wyprawiasz, postaw mnie! - krzyknął, puszczając ognistowłosego i próbując się wyrwać - Wszyscy się patrząą...!
Razel nie zwracał na niego uwagi tylko wszedł w jakąś tylną uliczkę. W ogólnym zamieszaniu zauważyło ich tylko kilka osób, więc gdy zniknęli kotom z oczu demon bez ostrzeżenia zaczął się unosić do góry. Przerażony Konoe kurczowo trzymał się go i zamknął oczy. Niech on mnie nie zrzuci, niech on mnie nie zrzuci...
- Proszę - niski głos demona zawibrował mu w uszach.
Nim się obejrzał miał pod nogami grunt. Natychmiast puścił szyję ognistowłosego i odetchnął z ulgą. Dopiero wtedy należycie otworzył oczy by zobaczyć, że są na dachu jednego z budynków. Konoe spojrzał zaskoczony na Razela, jednak ten bez słowa usiadł i zaczął przyglądać się paradzie. Nagle czując się niezręcznie chłopak nie umiał znaleźć tego, co chciał powiedzieć, więc po prostu przysiadł się do mężczyzny. Odruchowo usiadł blisko, aż zbyt blisko. Niemal stykali się ramionami. Nadzwyczaj świadom tego Konoe miał ochotę sie odsunąć, jednak czuł że mógłby urazić w ten sposób demona. Trwał więc w takiej pozycji i nerwowo machał ogonem, nie potrafiąc się skupić na paradzie, którą tak bardzo chciał obejrzeć. Gdy tak trwał, pogrążony we własnych myślach niemal krzyknął, gdy dotknął ogonem czegoś gorącego. Przez przypadek zetknął się z ogonem Razela. Demon zauważył jego reakcję.
- Coś się stało? - zapytał poważnym tonem, choć w jego oczach tańczyły rozbawione iskierki.
- Nie, nic...
Zmieszany chłopak odwrócił wzrok. Ribika mają super wrażliwe ogony, ale demonów najwidoczniej to nie dotyczy. On pewnie nawet nie poczuł. Mimo to mieszanka zawstydzenia, nerwowości i niezręcznej atmosfery sięgała zenitu i brązowowłosy odczuwał wręcz przymus, by coś powiedzieć.
- ...Podoba ci się festyn? - zapytał bez głębszego przemyślenia.
- Jest interesujący - odparł zwięźle Razel.
- Nie wyglądasz, jakbyś się dobrze bawił - mruknął pod nosem kot.
- Nie jestem kotem. Jednak ty również nie wyglądasz, jakbyś cieszył się zabawą. Dlaczego?
Bo zajmujesz moje myśli. Taką odpowiedź miał na końcu języka, jednak w porę się ugryzł. Bardzo chciałby po prostu świętować z innymi, jednak obecność demona go wybitnie rozpraszała... Nagle poczuł jak coś ciepłego dotyka jego ogona. Delikatnie, tak by nie sparzyć, ogon Razela owinął się kilkakrotnie dookoła jego ogonka. Konoe zamrugał, patrząc z zaskoczeniem na ten gest. Czy on zdaje sobie sprawę z tego, jak intymną rzecz on symbolizuje?
- R-Razel... - powiedział cicho, czując jak krew napływa mu do twarzy.
- Uspokój się - łagodne słowa demona jakby rozbrzmiały mu echem w głowie - Nic nie zrobię. Nie musisz się bać.
Rój pytań, który niczym natrętne owady huczał mu na skraju umysłu nagle ucichł, uciszony głębokim, silnym głosem. Zaraz za tą ciszą nadeszła delikatna nuta ulgi. Ciepło z ogona rozchodziło się po całym jego ciele, kojąc i uspokajając. Wlepił niewidzący wzrok w paradę, by ukryć zawstydzenie swoją reakcją.
- Dobrze... - mruknął cicho.
Zrobiło mu się cieplutko. Powoli, powolutku uspokoił się całkowicie. Zanim się zorientował opierał głowę o ramię demona. Ich splecione ogony dawały mu niezrozumiałe poczucie bezpieczeństwa, choć przecież powinien być jeszcze bardziej najeżony. Było tak przyjemnie... Ostatkiem świadomości odnotował gorącą dłoń gładzącą go po głowie.

Coś mówiło Konoe, że nie powinien teraz spać. Powinien być przytomny, i to bardzo, jednak nie chciał otwierać oczu. Coś ciepłego gładziło go po głowie... Chwila, kto może go głaskać? Nagle zaciekawiony brązowowłosy zmusił powieki do rozwarcia się. Napotkał wzrokiem powódź kotów, która przepływała na ulicy pod domem, na którym siedział z... Razelem. Który go głaskał po głowie. Gdy w końcu dotarło do niego, co się dzieje, szybko odsunął się od ciepłego ciała demona i wyswobodził swój ogon.
- P-Przepraszam, ja...
- Nic się nie stało. Przegapiłeś jednak paradę.
Weszli na dach, by mógł ją obejrzeć, a on połowę się zamartwiał, połowę przespał na ramieniu Razela. Gdy powtórzył w myślach, co się właściwie wydarzyło, poczuł jak pieką go końcówki uszu. Aghh, jak to się stałooo... Dał się uśpić tym głosem i ciepłem... A gdyby demon go wtedy zabił? Mógłby tylko winić swoją własną głupotę. A nawet nie mógłby winić, bo już by go nie było. Na ulicy świeciły już pierwsze latarnie. Księżyc światła powoli zachodził, zbliżał się wieczór. Aż tak długo spał?
- Chcesz iść jeszcze coś pooglądać? - usłyszał niebezpiecznie blisko swoich uszu.
Ten głos go kiedyś zabije. Łagodność i mruczące wibracje sprawiały, że jego serce biło jak oszalałe. Mimo to kiwnął głową. Razel wstał i podał mu rękę, by pomóc mu się podnieść. Przyjął jego pomoc. Czuł się, jakby miał nogi z waty, co tworzyło realne ryzyko że się przewróci.
- Trzymaj się - tym razem spodziewając się tego, co się wydarzy Konoe bez słowa pozwolił się znieść na dół. Niby mógł po prostu zeskoczyć, jednak jeśli demon oferuje swoją pomoc, czemu jej nie przyjąć? Gdy stanął na ziemi musiał się wesprzeć o Razela. Nadal trzęsły mu się kolana.
- Na pewno nie chcesz wrócić do gospody? - troska w wykonaniu demona budziła w nim mieszane uczucia.
- N-Nie jestem z porcelany. Nie musisz się o mnie martwić - wymamrotał nieco obrażony chłopak.
- Koty są bardzo kruche w porównaniu z demonami - z dziwnym wyrazem twarzy Razel wypowiedział te słowa.
Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, Konoe stał i przyglądał się badawczo demonowi. Owszem, gdyby ognistowłosy był w pełni sił, nie miałby z nim żadnych szans, ale to nie czyni z niego istoty, którą może zabić byle trzcina! W końcu poddał się i obrócił na pięcie. Razel podążył za nim bez słowa, jednak Konoe nadal rozmyślał o słowach mężczyzny. To nie jest normalne, by demon tak się troszczył o byle kota... Nagle jakby doznał olśnienia, zatrzymał się w pół kroku. Przecież to takie oczywiste! Razel poszedł z nim, by nie szedł sam, by się upewnić że nie stanie mu się krzywda. A nie chce jego krzywdy, bo martwy mu się nie przyda! To od początku było takie proste? Skurcz bólu zaatakował jego serce, gdy o tym pomyślał, jednak zignorował to. Nareszcie wszystko miało sens. Bezgraniczna ulga rozlała się po jego ciele. Żadnych ukrytych motywów. Ta łagodność, ciepło i troska były tylko grą, żeby nie protestował i dał się chronić! Dlaczego więc czuje lekkie rozczarowanie?
- Konoe.
- Tak?
- Nie idziesz?
- A, idę.

Wkrótce znów wtopili się w strumień kotów, mniejszy niż za dnia, jednak wciąż liczny. Dotarli do tej części straganów, której wcześniej Konoe nie widział. Nie było tam zbyt wiele przechodniów, koty raczej rzucały podejrzliwe spojrzenia na budki wypełnione dziwnymi substancjami i oparami nieznanego pochodzenia. Konoe pewnie też przeszedłby obojętnie obok tej sekcji, gdyby jego nosa nie podrażnił niesamowicie kuszący zapach. Nie potrafił go rozpoznać, choć wydawał się znajomy. Kierowany tym zapachem dotarł do stoiska, za którym w koksowniku paliło się... coś. Coś, co sprzedawca wystawiał w schludnych woreczkach. Mężczyzna po drugiej stronie zmierzył przybyszów badawczym spojrzeniem, po czym wrócił do pakowania kolejnych worków.
- Rozpoznajesz, co to za zapach? - zapytał Razela.
- Czułem go już kiedyś.
- Chyba kupię jeden taki...
Na słowa Konoe sprzedawca się ożywił. Spojrzał na niego oczekująco.
- Mam w ofercie trzy rodzaje. Który byś chciał? - zapytał.
- A który z nich się pali?
- Ten - wskazał na woreczek z ozdobną, niebieską wstążką.
Nagle dopadły go wątpliwości. Nie wie, co to jest. A co, jeśli to trucizna? Ale z drugiej strony, tak ładnie pachnie... Przez chwilę się zastanawiał, jednak ostatecznie zdecydował się kupić woreczek. Sprzedawca zawiązał mu nawet sznurek, za pomocą którego Konoe powiesił sobie worek na szyi. Gdy odebrał swoją zapłatę, znów wrócił do pakowania kolejnych woreczków, a Konoe z Razelem poszli dalej.
Przez zapach płynący z woreczka chłopak był w świetnym nastroju. Było w tym aromacie coś odświeżającego, a jednocześnie słodkiego. Machał radośnie ogonem, idąc przed siebie bez konkretnego celu. Razel w milczeniu podążał za nim, jednak jego obecność już dawno przestała go dręczyć. W końcu, by odpocząć od zgiełku miasta wyszli poza teren festynu. Na obrzeżach Ransen płynęła rzeka, wystarczająco duża, by w niej pływać, ale za mała by nazwać ją ogromną. Konoe lubił przychodzić na jej brzeg, siadać tam i patrzeć jak woda przepływa. To potrafi być bardzo kojące. Zajął swoje zwyczajowe miejsce w zagłębieniu drzewa i poklepał ziemię obok, by Razel usiadł obok niego. Świat był dziwnie radosny i kolorowy. Miał ochotę zacząć się śmiać.
- Kupienie tego woreczka poprawiło ci nastrój - zauważył cicho demon.
- Mhm~
Nieco kręciło mu się w głowie, jednak przypisywał to zmęczeniu. Co z tego, że popołudniu się zdrzemnął? Dotknął palcami materiału, w który owinięte było źródło zapachu. Nagle jego umysł jakby się rozjaśnił. Siedzi nad rzeką z Razelem u boku. Spojrzał na demona zdziwiony, jakby pierwszy raz w życiu go widział. Razel odwzajemnił spojrzenie, choć z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Gdzieś na skraju umysłu zamajaczyło mu wspomnienie tego popołudnia. Narodził się w nim dziwny impuls, którego nie potrafił zrozumieć ani zinterpretować. I gdy tak patrzył na ognistowłosego, nim się zorientował gładził go po policzku. Silna fala zapachu z woreczka dobiegła jego nozdrzy, lekko chwiejąc jego świadomością.
- Chyba wiem, co jest powodem dla którego lubisz ten zapach - powiedział cicho Razel.
- Ah tak? - niezbyt zainteresowany Konoe przesuwał palcami po gorącej skórze twarzy demona.
- Jest w nim kocimiętka.
Ale Konoe nie słuchał. Patrzył tylko na blade, acz kuszące wargi, które wypowiadały te słowa. Zawroty głowy go omamiły, więc następnym co zapamiętał było uczucie, jakby ogień wlał się w jego istnienie. Zamknął oczy, pogrążając się w tym uczuciu. Tak agresywnym, tak potężnym... Chciał jeszcze. Jeszcze, jeszcze, jeszcze...
- Konoe - usłyszał głos, który wybudził go z amoku.
Nagle się poczuł, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Otrząsnął się i spojrzał na Razela, który obserwował go z mieszanką rozbawienia i troski w oczach. Demon trzymał go na odległość ramion, a w jednej dłoni trzymał woreczek, który Konoe kupił.
- W tym woreczku jest kocimiętka. Nie uważasz, że lepiej się tego pozbyć, zanim zrobisz coś głupiego pod wpływem afrodyzjaku?
Po raz kolejny tego dnia Konoe zabrakło słów. Nic dziwnego, że polubił ten zapach - kocimiętka to silny afrodyzjak, na który podatne są wszystkie koty. Czy... Czy on...
- Tak - odpowiedział krótko Razel, odgadując jego myśli - Jednak nie musisz się tym przejmować.
Jak. Ma. Się. Tym. Nie. Przejmować?! Natychmiast wyrwał woreczek z ręki Razela i rzucił go najdalej jak potrafił. Resztki zapachu zostały na jego ubraniach. Miał ochotę zerwać je z siebie i spalić. Co on wyprawia? Co on wyprawia?! Jednak pozostawało wciąż niezmienne pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego? Przecież to byłaby idealna okazja, by pochwycić Konoe. Przez cały dzień nie robił nic innego, jak wystawiał się na atak. Dlaczego demon nic nie zrobił? Gdy tak na niego patrzył, jego usta same się otworzyły.
- Dlaczego?
- Dlaczego co?
- M-Mogłeś mnie zabić... już tyle razy...
- Hm.
Poza tym nic nie powiedział. Aghh, ta niepewność go zabije! Ten demon go zabije, nawet nie używając mocy czy ostrza!
- ...Może po prostu mam do ciebie słabość.
Poczuł ciepłe wargi, jak przyciskają się do jego czoła. Nim otrząsnął się z szoku demona już nie było, zniknął w rozbłysku szkarłatu.
- Aghh, oszaleję przez tego demona! - krzyknął, kopiąc ze złością kamień.
Echo ciepłego pocałunku pozostało na jego skórze niczym płonący znak.

2 komentarze:

  1. Czy komentarz wytykajacy, ze ten tekst to zzynka z rai route to tez komentaz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wydarzenia niezaprzeczalnie są podobne lub wręcz takie same... Liczyła się dla mnie zmiana osoby, a nie wydarzeń które się stały. Jednak to do ciebie należy ocena, nie do mnie, choć nie ukrywam że nieco mi przykro że jest to negatywna ocena

      Usuń