Konoe siedział w klasie, tępo
patrząc w przestrzeń. Niech przeklęty będzie ten dzień, razem z
tymi, którzy go wymyślili. Niech ich rodziny obracają się w
ogniach piekielnych niczym świnie na rożnie. Dlaczego to musiało
być akurat dzisiaj? Pogrążony na przemian w złości i zamyśleniu
nawet nie zauważył, gdy Asato podszedł blisko niego i zaczął go
obserwować. Mijały minuty, a czarnowłosy nadal stał niezauważony
i patrzył na pogrążonego we własnych myślach chłopaka.
- Konoe - na dźwięk jego głosu
brązowowłosy aż podskoczył.
- A-Asato?! Wystraszyłeś mnie...
- Stoję tu już prawie dwadzieścia
minut.
- A-Ah tak...? Nie zauważyłem...
- Widziałem. Czy coś się stało?
Nastąpiła martwa cisza. Konoe
patrzył zmieszany na Asato, nie wiedząc czy chce powiedzieć
przyjacielowi o swoim małym zmartwieniu, czy też zachować je dla
siebie. Asato go nie poganiał, jednak jego uszy były wyraźnie
nastawione z zainteresowaniem. Konoe w końcu westchnął tylko.
- W-Wiesz, jaki dziś jest dzień...?
- mruknął, podkurczając nogi i obejmując je.
- Środa - odparł bez wahania Asato.
- Ym, tak... Ale nie o to mi chodziło
- nie mogąc znaleźć słów machał tylko niespokojnie ogonem.
- Jedenasty listopada? - zapytał
czarnowłosy.
- N-No też, ale nie...
- Nie rozumiem.
Konoe położył po sobie uszy i
schował twarz. Nie miał ochoty wymawiać tego na głos. Sama myśl
o tym sprawiała, że widział... Nie, nie chce o tym myśleć!
Potrząsnął gwałtownie głową, usiłując wyrzucić ten obraz z
umysłu.
- Coś się stało? Mówiłeś, że
dziś masz korepetycje u Razela.
- ...No właśnie...
Nad głową Asato
zawisł wielki pytajnik. Konoe miał ochotę iść i znaleźć jakąś
dziurę, w którą mógłby wpełznąć
i już nigdy nie wychodzić.
- Poszedłem do niego, tak jak zwykle
- wymamrotał do swoich kolan - Ale on tylko na mnie spojrzał i
powiedział, że nie ma czasu.
- I to dlatego jesteś taki
zakłopotany? - czarnowłosy wybitnie nie rozumiał, o co chodzi.
- Nie... Powiedziałem, że byliśmy
umówieni, a jeśli mi nie pomoże to prawdopodobnie nie zdam
następnego testu... A wtedy...
- Wtedy?
- Wtedy... - Konoe czuł jak para
bucha mu z uszu - P-Powiedział, żebym z nim poświętował
dzisiejsze święto...
- Dziś jest jakieś święto? - Asato
zastrzygł uszami.
- T-Tak...
- Jakie?
Konoe poczuł się, jakby oberwał
piorunem. Nie chce nawet o tym myśleć, a ma wyjaśniać
czarnowłosemu o co chodzi? On zapewne nie wie, co to gra pocky!
Aghhh...
- D-Dziś jest dzień pocky... - Konoe
jeszcze bardziej zwinął się w kłębek. Miał ochotę umrzeć.
- To te czekoladowe
pałeczki, które je się we dwoje? - słowa Asato przeszyły go jak
stal.
- Tak... Chwila, skąd ty to wiesz?
- Rai mi pokazał - po ruchu czarnego
ogona widać było, że chłopak jest raczej dumny ze swojej wiedzy,
niż zakłopotany własnymi słowami.
- Rai... ci... - wyobraźnia Konoe aż
zbyt żywo stworzyła ten obraz w jego głowie - Nie możesz pozwalać
mu na takie rzeczy, Asato...
- To coś złego? - czarnowłosy
zabawnie przekrzywił głowę, patrząc na Konoe niewinnym
spojrzeniem.
- Rai, ty draniu...
Tak wykorzystywać jego niewinność... - wymamrotał brązowowłosy,
obiecując sobie w duchu że nagada nauczycielowi matematyki na temat
obcowania z uczniami.
- Czyli jeśli nie zjesz z nim tego
pocky, to nie będzie cię uczył? - podsumowanie brzmiało okropnie,
nawet jeśli Konoe zdawał sobie z tego sprawę. Wolałby nie słyszeć
tego na głos. Niech ten dzień się skończy... Ale jeśli dziś się
nie weźmie za naukę, to nie zdąży do testu, poza tym Razel rzadko
ma dość wolnego czasu...
- Uhhh... Nie chcę tam iść... -
jęknął bezsilnie.
- Zawsze możemy pouczyć się we
dwoje.
- Wybacz, Asato, ale ty nie rozumiesz
literatury jeszcze bardziej niż ja...
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj...
Czy naprawdę nie ma innego wyjścia?
Asato usiadł na ławce przed Konoe i machał tylko ogonem, podczas
gdy chłopak pogrążał się w depresji. Jego duma krzyczała, żeby
nawet nie myślał o zgodzeniu się na to. Ale rozum wiedział, że
głupi upór tylko zapewni mu kpiny ze strony tego paskudnego demona.
W końcu położył uszy po sobie i niechętnie wstał z krzesła.
- Jednak idziesz do Razela?
- ...Tak...
- A więc powodzenia.
Jakby nigdy nic Asato otworzył sobie
okno i wyszedł przez nie z klasy, mimo iż znajdowali się na
trzecim piętrze. Coraz bardziej załamany miał ochotę zrobić to
samo, mimo to wyszedł na korytarz i skierował kroki ku schodom.
Pokój nauczycielski znajduje się na pierwszym piętrze, więc musi
zejść kawałek w dół. W końcu stanął przed znajomymi drzwiami.
Tak bardzo nie chce tam wchodzić... Ale musi... Jeszcze jeden
głęboki oddech i otworzył drzwi.
- Hm. Gotowy, by zagrać? - szelmowski
uśmiech na twarzy Razela sprawił, że Konoe czuł jak płoną mu
uszy.
Szybkim spojrzeniem ogarnął
pomieszczenie. Niestety, znajdowali się w nim sami, co dawało
demonowi pełne pole do popisu. Zdając sobie z tego sprawę
ognistowłosy nawet nie ukrywał swoich rogów i gładkiego,
cienkiego ogona. Na stole obok Razela leżało kilka nieotwartych
paczek pocky, które, wnioskując po wstążkach, zapewne dostał od
swoich wielbicielek. Poczuł ukłucie zazdrości, jednak gdy tylko
przypomniał sobie co go czeka, szybko mu przeszło. Chwiejnym
krokiem podszedł do fotela, w którym siedział demon. Ten przysunął
mu krzesło i gestem nakazał usiąść. Niespokojny kot wiercił się
w miejscu, podczas gdy Razel przeszukiwał swoją teczkę. Konoe
wlepiał wzrok we własne kolana, czując się jakby miał mu oddać
dziewictwo, a nie zagrać z nim w grę pocky. Jego uszy gładko
przylegały do głowy i był tak skupiony na nie myśleniu o tym, o
czym bardzo myślał, że niemal podskoczył gdy poczuł gorącą
dłoń unoszącą jego podbródek do góry.
- Konoe - miękki głos Razela
delikatnie zawibrował mu w uszach - Aż tak bardzo tego
nienawidzisz?
Patrząc w te błękitne oczy nie
potrafił odnaleźć słów na własną obronę. Chciał zaprzeczyć,
ale nie mógł wydobyć głosu z gardła. Zauważył, że Razel
trzymał w dłoni inną paczkę pocky, nie opakowaną żadną
wstążką. Czyżby to jej szukał w torbie?
- Nie dałbym ci czegoś, co dostałem
od konkurencji - mruknął demon, gładząc Konoe po głowie.
Chłopak jak
zahipnotyzowany wpatrywał się w paczkę. Nadal nie umiejąc
odnaleźć swojego głosu sięgnął po nią drżącymi palcami i
powoli otworzył. Wyjął jedną pałeczkę ze środka i czerwony jak
piwonia wetknął ją Razelowi do ust. Ognistowłosy patrzył na
niego z zaciekawieniem, jednak nie zaprotestował. Czując się,
jakby ktoś go wepchnął w płomienie, powolutku przysunął się i
chwycił słodycz z drugiej strony. Na twarzy demona wykwitł
triumfalny uśmiech, na co Konoe zareagował oburzonym machnięciem
ogonem. Teraz jednak nie mógł się już wycofać. Cała krew z jego
ciała wpłynęła mu na twarz, gdy czerwieńszy niż włosy
mężczyzny gryzł po kawałeczku słodkiej pałeczki. Razel nawet
nie skubnął, tylko przytrzymywał ją, czekając aż Konoe sam się
do niego zbliży. To było takie zawstydzające... Mimo to nie mógł
przerwać kontaktu wzrokowego z błękitnymi oczami demona. Ten kolor
go zaczarował, delikatny ogień płonący gdzieś w głębi
zahipnotyzował go. W miarę jak się zbliżał czuł coraz większe
zawroty głowy. Jeszcze kawałeczek... Ich wargi już prawie się
stykały. Już myślał, żeby się wycofać, gdy Razel jednym
płynnym ruchem złączył ich usta ze sobą. Zaskoczony Konoe nie
zdążył się obronić, gdy język demona wsunął się do środka i
zaczął pieścić wewnętrzną stronę policzków. Smakował
czekoladą. Chłopak pogrążył się w gorącej sensacji, co
sprawiło ze nie zauważył gdy ognistowłosy posadził go sobie na
kolanach. Czuł gorące dłonie pod swoją bluzką, na plecach i
brzuchu, parzący oddech i język, który odbierał mu zdolność
logicznego myślenia.
- Przeuroczy - wymruczał mu do ucha
ognistowłosy.
Odruchowo oplótł
go ramionami, przyciągając jeszcze bliżej, a przy okazji mieć
czego się przytrzymać. Do ramion doszły nogi, którymi objął go
w pasie, gdy Razel wstał z fotela. Jedną ręką ognistowłosy
zmiótł papiery z biurka, obok którego stali. Demon bezpiecznie go
trzymał, jednak chłopak nadal nie puścił nawet gdy został
posadzony na oczyszczonym blacie. Po chwili jednak zmienił zdanie i
przesunął go na fotel, na którym wcześniej siedział. Konoe czuł
dziwny gorąc, którego źródła nie potrafił rozpoznać. Co się
stało, że nagle nie ma siły chociażby zaprotestować? Razel
szybko rozpiął mu pasek od spodni i zsunął materiał z jego nóg.
Niespodziewany jęk wydostał się z ust Konoe, gdy poczuł palący
dotyk wilgotnego języka na pieczęci wyrytej po wewnętrznej
stronie jego lewego uda. Doskonale znał jej kształt, wielokrotnie
przyglądał się jej i przeklinał Razela za to, że przez niego
musi zawsze chodzić co najmniej w rybaczkach. I co z tego, że ona
powstawała samoistnie na skutek uczucia, jakim darzy go demon? To
jego wina! Usiłował wstrzymywać swój głos, jednak ciche
postękiwania i tak wydobywały się z jego ust. Paląca sensacja nie
dawała mu spokoju i doprowadzała do szaleństwa.
- Prze... stań... - wyjęczał słabym
głosem.
- Hm.
Ciepłe wargi pieściły jego skórę,
a im wyżej się przesuwały, tym bardziej Konoe tracił rozum.
Poczuł gorący dotyk przez bieliznę. Razel delikatnie całował
jego członka przez materiał. Konoe jęknął, czując jak płomienie
szaleją wewnątrz niego. On oszaleje przez żywioł tego demona.
Długi szpon ognistowłosego rozciął jego bokserki. Gdy materiał
opadł na ziemię, ukazując nagość chłopaka, zdjęło go
gwałtowne zawstydzenie. Chciał się zasłonić, jednak nie miał
jak. Ten sam, wilgotny język przesunął po jego męskości od
czubka aż po główkę. Kolejny, głośniejszy jęk. Konoe wplótł
palce we włosy demona, nie wiedział jednak czy odpycha jego głowę,
czy też przyciąga ją bliżej.
- Oi, Razel, zrobiłeś... - odgłos
otwierania drzwi i znany mu głos jednego z nauczycieli niemal
wywołały zawał u chłopaka.
Zapadła niezręczna
cisza. Oko Raia wpatrywało się w nich, a jego źrenica była tak
wąska, że niemal niewidoczna. Zastał Razela klęczącego pomiędzy
nogami nagiego od pasa w dół Konoe. W dodatku zarówno ogon jak i
rogi demona były doskonale widoczne, razem z pieczęcią na jego
udzie. Proszę, niech spadnie na mnie
meteoryt. Tak teraz.
-
Mogę wiedzieć, co wy robicie w
szkole?
- ostry głos białowłosego przeszył sumienie Konoe niczym miliard
szpilek.
- Hm. Mniej więcej to samo, co ty i
czarnowłosy kiciuś robiliście dziś na długiej przerwie -
odpowiedź Razela była zbyt spokojna jak na tę okoliczność. No i
o czym on mówi? Biały ogon Raia poruszył się niespokojnie kilka
razy.
- ...A zatem nic takiego. Wezmę tylko
jedną rzecz i już mnie nie ma.
Jak powiedział, tak zrobił. Chwycił
jedną teczkę ze swojego biurka i wyszedł, z trzaskiem zamykając
drzwi. Razel obserwował go w tym czasie, jednak ledwo biały ogon
zniknął z pola widzenia, wstał i spojrzał na Konoe.
- Chcesz kontynuować? - zapytał z
szelmowskim uśmiechem.
Chociaż
zaczerwienił się od sugestii w głosie demona, nastrój był
martwy. Spojrzał na swoją zniszczoną bieliznę.
- Nie potrzebujesz bokserek, żeby
dotrzeć do domu. Poza tym idziemy do mnie, prawda?
- Eh?
- Wygrałeś. Pomogę ci z
zagadnieniami do sprawdzianu.
Zupełnie
zapomniał, że tak w sumie po to przyszedł. Uśmieszek Razela
uświadomił go, że jeszcze będzie musiał dopłacić za tę pomoc,
jednak mimo zawstydzenia ubrał spodnie i podążył za demonem. Nie
przeszkadza mu ten system płatności. Przynajmniej nie aż
tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz