sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Tredici

Konoe siedział w klasie, tępo patrząc w przestrzeń. Niech przeklęty będzie ten dzień, razem z tymi, którzy go wymyślili. Niech ich rodziny obracają się w ogniach piekielnych niczym świnie na rożnie. Dlaczego to musiało być akurat dzisiaj? Pogrążony na przemian w złości i zamyśleniu nawet nie zauważył, gdy Asato podszedł blisko niego i zaczął go obserwować. Mijały minuty, a czarnowłosy nadal stał niezauważony i patrzył na pogrążonego we własnych myślach chłopaka.
- Konoe - na dźwięk jego głosu brązowowłosy aż podskoczył.
- A-Asato?! Wystraszyłeś mnie...
- Stoję tu już prawie dwadzieścia minut.
- A-Ah tak...? Nie zauważyłem...
- Widziałem. Czy coś się stało?
Nastąpiła martwa cisza. Konoe patrzył zmieszany na Asato, nie wiedząc czy chce powiedzieć przyjacielowi o swoim małym zmartwieniu, czy też zachować je dla siebie. Asato go nie poganiał, jednak jego uszy były wyraźnie nastawione z zainteresowaniem. Konoe w końcu westchnął tylko.
- W-Wiesz, jaki dziś jest dzień...? - mruknął, podkurczając nogi i obejmując je.
- Środa - odparł bez wahania Asato.
- Ym, tak... Ale nie o to mi chodziło - nie mogąc znaleźć słów machał tylko niespokojnie ogonem.
- Jedenasty listopada? - zapytał czarnowłosy.
- N-No też, ale nie...
- Nie rozumiem.
Konoe położył po sobie uszy i schował twarz. Nie miał ochoty wymawiać tego na głos. Sama myśl o tym sprawiała, że widział... Nie, nie chce o tym myśleć! Potrząsnął gwałtownie głową, usiłując wyrzucić ten obraz z umysłu.
- Coś się stało? Mówiłeś, że dziś masz korepetycje u Razela.
- ...No właśnie...
Nad głową Asato zawisł wielki pytajnik. Konoe miał ochotę iść i znaleźć jakąś dziurę, w którą mógłby wpełznąć i już nigdy nie wychodzić.
- Poszedłem do niego, tak jak zwykle - wymamrotał do swoich kolan - Ale on tylko na mnie spojrzał i powiedział, że nie ma czasu.
- I to dlatego jesteś taki zakłopotany? - czarnowłosy wybitnie nie rozumiał, o co chodzi.
- Nie... Powiedziałem, że byliśmy umówieni, a jeśli mi nie pomoże to prawdopodobnie nie zdam następnego testu... A wtedy...
- Wtedy?
- Wtedy... - Konoe czuł jak para bucha mu z uszu - P-Powiedział, żebym z nim poświętował dzisiejsze święto...
- Dziś jest jakieś święto? - Asato zastrzygł uszami.
- T-Tak...
- Jakie?
Konoe poczuł się, jakby oberwał piorunem. Nie chce nawet o tym myśleć, a ma wyjaśniać czarnowłosemu o co chodzi? On zapewne nie wie, co to gra pocky! Aghhh...
- D-Dziś jest dzień pocky... - Konoe jeszcze bardziej zwinął się w kłębek. Miał ochotę umrzeć.
- To te czekoladowe pałeczki, które je się we dwoje? - słowa Asato przeszyły go jak stal.
- Tak... Chwila, skąd ty to wiesz?
- Rai mi pokazał - po ruchu czarnego ogona widać było, że chłopak jest raczej dumny ze swojej wiedzy, niż zakłopotany własnymi słowami.
- Rai... ci... - wyobraźnia Konoe aż zbyt żywo stworzyła ten obraz w jego głowie - Nie możesz pozwalać mu na takie rzeczy, Asato...
- To coś złego? - czarnowłosy zabawnie przekrzywił głowę, patrząc na Konoe niewinnym spojrzeniem.
- Rai, ty draniu... Tak wykorzystywać jego niewinność... - wymamrotał brązowowłosy, obiecując sobie w duchu że nagada nauczycielowi matematyki na temat obcowania z uczniami.
- Czyli jeśli nie zjesz z nim tego pocky, to nie będzie cię uczył? - podsumowanie brzmiało okropnie, nawet jeśli Konoe zdawał sobie z tego sprawę. Wolałby nie słyszeć tego na głos. Niech ten dzień się skończy... Ale jeśli dziś się nie weźmie za naukę, to nie zdąży do testu, poza tym Razel rzadko ma dość wolnego czasu...
- Uhhh... Nie chcę tam iść... - jęknął bezsilnie.
- Zawsze możemy pouczyć się we dwoje.
- Wybacz, Asato, ale ty nie rozumiesz literatury jeszcze bardziej niż ja...
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj...
Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? Asato usiadł na ławce przed Konoe i machał tylko ogonem, podczas gdy chłopak pogrążał się w depresji. Jego duma krzyczała, żeby nawet nie myślał o zgodzeniu się na to. Ale rozum wiedział, że głupi upór tylko zapewni mu kpiny ze strony tego paskudnego demona. W końcu położył uszy po sobie i niechętnie wstał z krzesła.
- Jednak idziesz do Razela?
- ...Tak...
- A więc powodzenia.
Jakby nigdy nic Asato otworzył sobie okno i wyszedł przez nie z klasy, mimo iż znajdowali się na trzecim piętrze. Coraz bardziej załamany miał ochotę zrobić to samo, mimo to wyszedł na korytarz i skierował kroki ku schodom. Pokój nauczycielski znajduje się na pierwszym piętrze, więc musi zejść kawałek w dół. W końcu stanął przed znajomymi drzwiami. Tak bardzo nie chce tam wchodzić... Ale musi... Jeszcze jeden głęboki oddech i otworzył drzwi.

- Hm. Gotowy, by zagrać? - szelmowski uśmiech na twarzy Razela sprawił, że Konoe czuł jak płoną mu uszy.
Szybkim spojrzeniem ogarnął pomieszczenie. Niestety, znajdowali się w nim sami, co dawało demonowi pełne pole do popisu. Zdając sobie z tego sprawę ognistowłosy nawet nie ukrywał swoich rogów i gładkiego, cienkiego ogona. Na stole obok Razela leżało kilka nieotwartych paczek pocky, które, wnioskując po wstążkach, zapewne dostał od swoich wielbicielek. Poczuł ukłucie zazdrości, jednak gdy tylko przypomniał sobie co go czeka, szybko mu przeszło. Chwiejnym krokiem podszedł do fotela, w którym siedział demon. Ten przysunął mu krzesło i gestem nakazał usiąść. Niespokojny kot wiercił się w miejscu, podczas gdy Razel przeszukiwał swoją teczkę. Konoe wlepiał wzrok we własne kolana, czując się jakby miał mu oddać dziewictwo, a nie zagrać z nim w grę pocky. Jego uszy gładko przylegały do głowy i był tak skupiony na nie myśleniu o tym, o czym bardzo myślał, że niemal podskoczył gdy poczuł gorącą dłoń unoszącą jego podbródek do góry.
- Konoe - miękki głos Razela delikatnie zawibrował mu w uszach - Aż tak bardzo tego nienawidzisz?
Patrząc w te błękitne oczy nie potrafił odnaleźć słów na własną obronę. Chciał zaprzeczyć, ale nie mógł wydobyć głosu z gardła. Zauważył, że Razel trzymał w dłoni inną paczkę pocky, nie opakowaną żadną wstążką. Czyżby to jej szukał w torbie?
- Nie dałbym ci czegoś, co dostałem od konkurencji - mruknął demon, gładząc Konoe po głowie.
Chłopak jak zahipnotyzowany wpatrywał się w paczkę. Nadal nie umiejąc odnaleźć swojego głosu sięgnął po nią drżącymi palcami i powoli otworzył. Wyjął jedną pałeczkę ze środka i czerwony jak piwonia wetknął ją Razelowi do ust. Ognistowłosy patrzył na niego z zaciekawieniem, jednak nie zaprotestował. Czując się, jakby ktoś go wepchnął w płomienie, powolutku przysunął się i chwycił słodycz z drugiej strony. Na twarzy demona wykwitł triumfalny uśmiech, na co Konoe zareagował oburzonym machnięciem ogonem. Teraz jednak nie mógł się już wycofać. Cała krew z jego ciała wpłynęła mu na twarz, gdy czerwieńszy niż włosy mężczyzny gryzł po kawałeczku słodkiej pałeczki. Razel nawet nie skubnął, tylko przytrzymywał ją, czekając aż Konoe sam się do niego zbliży. To było takie zawstydzające... Mimo to nie mógł przerwać kontaktu wzrokowego z błękitnymi oczami demona. Ten kolor go zaczarował, delikatny ogień płonący gdzieś w głębi zahipnotyzował go. W miarę jak się zbliżał czuł coraz większe zawroty głowy. Jeszcze kawałeczek... Ich wargi już prawie się stykały. Już myślał, żeby się wycofać, gdy Razel jednym płynnym ruchem złączył ich usta ze sobą. Zaskoczony Konoe nie zdążył się obronić, gdy język demona wsunął się do środka i zaczął pieścić wewnętrzną stronę policzków. Smakował czekoladą. Chłopak pogrążył się w gorącej sensacji, co sprawiło ze nie zauważył gdy ognistowłosy posadził go sobie na kolanach. Czuł gorące dłonie pod swoją bluzką, na plecach i brzuchu, parzący oddech i język, który odbierał mu zdolność logicznego myślenia.
- Przeuroczy - wymruczał mu do ucha ognistowłosy.
Odruchowo oplótł go ramionami, przyciągając jeszcze bliżej, a przy okazji mieć czego się przytrzymać. Do ramion doszły nogi, którymi objął go w pasie, gdy Razel wstał z fotela. Jedną ręką ognistowłosy zmiótł papiery z biurka, obok którego stali. Demon bezpiecznie go trzymał, jednak chłopak nadal nie puścił nawet gdy został posadzony na oczyszczonym blacie. Po chwili jednak zmienił zdanie i przesunął go na fotel, na którym wcześniej siedział. Konoe czuł dziwny gorąc, którego źródła nie potrafił rozpoznać. Co się stało, że nagle nie ma siły chociażby zaprotestować? Razel szybko rozpiął mu pasek od spodni i zsunął materiał z jego nóg. Niespodziewany jęk wydostał się z ust Konoe, gdy poczuł palący dotyk wilgotnego języka na pieczęci wyrytej po wewnętrznej stronie jego lewego uda. Doskonale znał jej kształt, wielokrotnie przyglądał się jej i przeklinał Razela za to, że przez niego musi zawsze chodzić co najmniej w rybaczkach. I co z tego, że ona powstawała samoistnie na skutek uczucia, jakim darzy go demon? To jego wina! Usiłował wstrzymywać swój głos, jednak ciche postękiwania i tak wydobywały się z jego ust. Paląca sensacja nie dawała mu spokoju i doprowadzała do szaleństwa.
- Prze... stań... - wyjęczał słabym głosem.
- Hm.
Ciepłe wargi pieściły jego skórę, a im wyżej się przesuwały, tym bardziej Konoe tracił rozum. Poczuł gorący dotyk przez bieliznę. Razel delikatnie całował jego członka przez materiał. Konoe jęknął, czując jak płomienie szaleją wewnątrz niego. On oszaleje przez żywioł tego demona. Długi szpon ognistowłosego rozciął jego bokserki. Gdy materiał opadł na ziemię, ukazując nagość chłopaka, zdjęło go gwałtowne zawstydzenie. Chciał się zasłonić, jednak nie miał jak. Ten sam, wilgotny język przesunął po jego męskości od czubka aż po główkę. Kolejny, głośniejszy jęk. Konoe wplótł palce we włosy demona, nie wiedział jednak czy odpycha jego głowę, czy też przyciąga ją bliżej.
- Oi, Razel, zrobiłeś... - odgłos otwierania drzwi i znany mu głos jednego z nauczycieli niemal wywołały zawał u chłopaka.
Zapadła niezręczna cisza. Oko Raia wpatrywało się w nich, a jego źrenica była tak wąska, że niemal niewidoczna. Zastał Razela klęczącego pomiędzy nogami nagiego od pasa w dół Konoe. W dodatku zarówno ogon jak i rogi demona były doskonale widoczne, razem z pieczęcią na jego udzie. Proszę, niech spadnie na mnie meteoryt. Tak teraz.
- Mogę wiedzieć, co wy robicie w szkole? - ostry głos białowłosego przeszył sumienie Konoe niczym miliard szpilek.
- Hm. Mniej więcej to samo, co ty i czarnowłosy kiciuś robiliście dziś na długiej przerwie - odpowiedź Razela była zbyt spokojna jak na tę okoliczność. No i o czym on mówi? Biały ogon Raia poruszył się niespokojnie kilka razy.
- ...A zatem nic takiego. Wezmę tylko jedną rzecz i już mnie nie ma.
Jak powiedział, tak zrobił. Chwycił jedną teczkę ze swojego biurka i wyszedł, z trzaskiem zamykając drzwi. Razel obserwował go w tym czasie, jednak ledwo biały ogon zniknął z pola widzenia, wstał i spojrzał na Konoe.
- Chcesz kontynuować? - zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Chociaż zaczerwienił się od sugestii w głosie demona, nastrój był martwy. Spojrzał na swoją zniszczoną bieliznę.
- Nie potrzebujesz bokserek, żeby dotrzeć do domu. Poza tym idziemy do mnie, prawda?
- Eh?
- Wygrałeś. Pomogę ci z zagadnieniami do sprawdzianu.
Zupełnie zapomniał, że tak w sumie po to przyszedł. Uśmieszek Razela uświadomił go, że jeszcze będzie musiał dopłacić za tę pomoc, jednak mimo zawstydzenia ubrał spodnie i podążył za demonem. Nie przeszkadza mu ten system płatności. Przynajmniej nie aż tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz