-
Wróciłem!
-
Witaj w domu, Ichi-nii!
Pomarańczowowłosy
zajrzał do kuchni, gdzie jak zwykle zastał swoje siostry, Yuzu i
Karin. Włączony telewizor cicho pracował gdzieś tam w tle,
nadając cały czas te same wiadomości.
-
Ojciec w pracy? - rzucił w stronę czarnowłosej dziewczyny.
-
Taa, mówił, że masz porządnie zjeść nim gdziekolwiek wyjdziesz.
-
Dzisiaj nigdzie nie idę, a teraz nie jestem głodny. Zostawcie mi
coś w lodówce - krzyknął przez ramię, wchodząc po schodach.
W
jego brązowych oczach widniało zmęczenie. Dzień był całkiem
spokojny, nie musiał wybiegać ze szkoły zaalarmowany przez
odznakę, jednak wszelkie zajęcia uzupełniające, na które musiał
uczęszczać, zaczynały go zabijać. Dlaczego wychodzi na to, że
walka z Espadą i Aizenem była łatwiejsza niż uzupełnianie
zaległości szkolnych? Nigdy nie mógł narzekać na swoje oceny,
zawsze miał tyle, na ile się nauczył. Niestety, Hollowy nie są
tak uprzejme by pytać się go, czy nauczył się już na sprawdzian,
bo chciałyby kogoś pożreć. Ciężkie to podwójne życie...
Jednak niczego nie żałuje. Miał już rok bez swoich mocy, starczy
do końca świata.
Nagle
wrócił mu kontakt z rzeczywistością i spostrzegł, iż zastygł w
bezruchu na środku swojego pokoju. Westchnął cicho, po czym zdjął
marynarkę od mundurka, odłożył torbę na miejsce i rzucił się
na łóżko. Nie chciało mu się spać, był po prostu wyczerpany
psychicznie. Zapewne gdyby nie nieoceniona pomoc Inoue i Ishidy nie
dałby rady z nawałem materiału. Pościel pachniała świeżością,
najwidoczniej Yuzu po przyjściu ze szkoły ją zmieniła.
Rozkojarzony, z automatu sięgnął ręką po swoją odznakę.
Charakterystyczny, pięciokątny kształt, idealnie wpasowujący się
w jego rękę. Na środku ma wyrzeźbioną charakterystyczną
czaszkę, której oczy świecą razem z alarmem. Oto namacalny dowód
na to, że jest shinigami. Mimowolnie uśmiechnął się. Zawsze
marzył o mocy, by chronić. Takie jest jego przeznaczenie, nawet
jego imię o tym mówi*. Od jakiegoś czasu jednak męczyła go jedna
sprawa. Sprawa, która nie dawała mu spać po nocach, którą
roztrząsał, nie widząc sensownego rozwiązania. Skoro dzisiaj po
szkole udało mu się uniknąć pracy, to chyba nic się nie stanie,
jeśli spróbuje ją jakoś rozwiązać... Zacisnął dłoń na
ciepłej odznace.
Jedną
krótką myślą opuścił ciało, przybierając formę ducha. Ostrza
przy jego boku zalśniły złowrogim światłem, niemal prosząc, by
ruszyli do walki. Ichigo jednak zignorował tą niemą prośbę swego
miecza, tylko ujął obie klingi w dłonie i usiadł obok swojego
leżącego ciała. Przypominając sobie czas spędzony w Dangai,
ułożył je na kolanach i zamknął oczy. Osiągnięcie
wystarczającego skupienia nie jest proste, jednak on, nauczony
wielokrotnymi próbami, wyłączył się z otoczenia. Po chwili
otwarł oczy, jednak nie ujrzał swego pokoju. Stał na wysokim,
bladobłękitnym wieżowcu, a nad nim rozpościerało się szarawe
niebo. W okolicy klatki piersiowej poczuł niemy, tępy ból. To tu
zwykle widywał staruszka Zangetsu. Teraz jednak miejsce to było
puste, pozbawione życia. W górze leniwie przesuwały się chmury,
podczas gdy Kurosaki spokojnym krokiem szedł w stronę krawędzi
dachu wieżowca. Nie miał pojęcia, gdzie znaleźć osobę, której
szukał, jednak szedł przed siebie, kierowany dziwnym przeczuciem.
Jego instynkty jeszcze nigdy go nie zawiodły, dlaczego więc miałby
im nie ufać? Gdy stanął na niewielkim murku otaczającym szeroki
plac dachu wieżowca, ponownie rozejrzał się dookoła, nic się
jednak nie zmieniło. Te same budynki, błękitne pomniki jego siły
i nadziei, stały wciąż niewzruszone. Westchnął cicho.
-
I~chi~go! - jakże znajomy głos rozbrzmiał w eterze.
Pomarańczowowłosy
energicznie rozglądał się na wszystkie strony, nie mógł jednak
zlokalizować jego źródła.
-
Gdzie jesteś? - krzyknął, w napięciu oczekując na odpowiedź.
-
Jestem wszędzie, złotko - brzmiała odpowiedź.
Kierowany
instynktem Ichigo rzucił się w dół budynku, wyczuwając słaby
cień reiatsu poszukiwanego. Gładko wylądował na ziemi, jednak
nikogo tu nie było. Ta sama cisza i pustka co na górze. Kątem oka
jednak dostrzegł cień odbijający się w szybie wieżowca.
-
Yo, partnerze - usłyszał.
W
kryształowej powierzchni odbijała się sylwetka Zangetsu. Jego
złote oczy jarzyły się blaskiem w cieniu budynku, długie włosy
delikatnie spływały po ramionach aż do pasa. Ubrany w białą
wersję stroju shinigami, na boku głowy trzymał rogatą maskę,
pamiątkę klęski Ichigo.
-
Czego ode mnie pragniesz, królu? - zapytał poważnym tonem.
-
To do ciebie niepodobne, Zangetsu. Nigdy nie byłeś taki potulny -
odparł Ichigo.
-
Przyszedłeś walczyć? Nie dość ci władzy, królu? - w głosie
Hollowa słychać było znudzenie.
-
Nie - odrzekł chłopak - Chciałbym...
Zrobił
krótką pauzę. Tu właśnie pojawia się problem... Ich bezustanna
walka o dominację nie jest łatwa. Jedno potknięcie wystarczy, by
skończył jako koń.
Czy
powinienem to robić?
Wziął
głęboki oddech, jednak nie uspokoiło to jego szalejącego pulsu.
Przecież to tylko kilka słów, dlaczego więc jego serce wariuje?
Podszedł do szyby, w której odbijała się sylwetka jego rozmówcy.
Wiedział, że Pusty nie ma żadnego powodu, by go atakować, oparł
się więc plecami o szybę i zjechał na dół.
-
To... krępujące - zaczął, starając się nie patrzeć na własne
odbicie w szkle sąsiedniego budynku - Chciałbym... podziękować
ci. Staruszek nie chciał, żebym miał Zanpakutou. Przez cały ten
czas dałeś mi wierzyć, że jednak je mam. Byłeś moją siłą i
wsparciem...
-
Skończ pierdolić - warknął jego rozmówca. Głos cały czas
dobiegał zza jego pleców, jednak zdawał się być blisko jego ucha
- Kiedy ci jaja wycięli, żebyś jak ostatnia pizda pieprzył ckliwe
farmazony?
-
Taa, masz rację - zaśmiał się gorzko Ichigo.
Znów
zapadła chwila milczenia. Obaj spokojnie oddychali, co było do nich
niepodobne. Zazwyczaj rzucali się sobie do gardeł, co więc się
zmieniło?
-
Zangetsu... To Twoje prawdziwe imię? - zapytał cicho.
-
Kto wie - odparł biały chłopak - Tak mnie staruszek nazwał, więc
chyba tak.
-
Nie chciałbyś... mieć własnego imienia?
Nie
musiał się odwracać. Zna Zangetsu na tyle dobrze, że wie, iż
zainteresował Pustego.
-
Co to, dzień dobroci dla zwierząt, królu? - chłopak zaśmiał
się.
-
Mówię poważnie - odparł Ichigo - W końcu będziemy na siebie
skazani aż do końca naszych dni. Zangetsu to imię mojego
Zanpakutou. Ty jednak też na jakieś zasługujesz.
Hollow
zamilkł. Kurosaki postanowił nie przerywać tej ciszy, dać mu czas
na to, by to spokojnie przemyślał. Sprawa tego imienia zżymała go
w duchu. W końcu każda żywa, myśląca istota zasługuje na własne
imię, prawda? Zawsze myślał o Pustym jak o przekleństwie, które
na niego spadło, teraz jednak coś się zmieniło. I niech to imię
stanie się tego symbolem.
-
Nie znam świata, w którym żyjesz, Ichigo - rzekł po długiej
ciszy - Jak więc mam je wybrać?
-
Przecież mówisz po japońsku. Chyba możesz coś wymyślić.
-
Ryuukou... - wyszeptał Pusty - Czy to...?
-
Taa - odparł pomarańczowowłosy - Idealnie. I kto tu jest jak
zmiękła klucha, co?
-
Stul pysk.
-
Tak, tak. Ryuukou.
Nagle
Ichigo poczuł, jak czyjeś ciepłe ręce oplatają go w klatce
piersiowej. Przy uchu szumiał mu ciepły oddech Pustego, który z
jakiegoś powodu zaczął go tulić. Kurosaki sięgnął dłonią, by
pogładzić go po długich włosach.
-
Hej, nie rozczulaj się tak, bo pomyślę, że już nie chcesz zostać
królem - rzucił półżartem.
Ręce
błyskawicznie przesunęły się do góry, podduszając go w zgięciu
łokcia.
-
Chyba ci się klepki popierdoliły, partnerze - zawył Ryuukou -
Zostanę królem, a ty będziesz moim koniem. Zobaczysz, jeszcze będę
cię ujeżdżać jak starą kobyłę!
Ichigo
oswobodził się i rozpoczęła się walka. Jednak czegóż innego
spodziewać się po dwóch uzależnionych od bitew półgłówkach?
Tacy już są. Imię jednak stanie się pierwszym krokiem na ich
drodze ku pojednaniu.
***
流行
(Ryūkō)
- szał.
*
imię Ichigo według jego ojca, choć zapisane znakami 一護
znaczy
,,ten, który chroni''.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz