sobota, 23 stycznia 2016

Imię

- Wróciłem!
- Witaj w domu, Ichi-nii!
Pomarańczowowłosy zajrzał do kuchni, gdzie jak zwykle zastał swoje siostry, Yuzu i Karin. Włączony telewizor cicho pracował gdzieś tam w tle, nadając cały czas te same wiadomości.
- Ojciec w pracy? - rzucił w stronę czarnowłosej dziewczyny.
- Taa, mówił, że masz porządnie zjeść nim gdziekolwiek wyjdziesz.
- Dzisiaj nigdzie nie idę, a teraz nie jestem głodny. Zostawcie mi coś w lodówce - krzyknął przez ramię, wchodząc po schodach.

W jego brązowych oczach widniało zmęczenie. Dzień był całkiem spokojny, nie musiał wybiegać ze szkoły zaalarmowany przez odznakę, jednak wszelkie zajęcia uzupełniające, na które musiał uczęszczać, zaczynały go zabijać. Dlaczego wychodzi na to, że walka z Espadą i Aizenem była łatwiejsza niż uzupełnianie zaległości szkolnych? Nigdy nie mógł narzekać na swoje oceny, zawsze miał tyle, na ile się nauczył. Niestety, Hollowy nie są tak uprzejme by pytać się go, czy nauczył się już na sprawdzian, bo chciałyby kogoś pożreć. Ciężkie to podwójne życie... Jednak niczego nie żałuje. Miał już rok bez swoich mocy, starczy do końca świata.
Nagle wrócił mu kontakt z rzeczywistością i spostrzegł, iż zastygł w bezruchu na środku swojego pokoju. Westchnął cicho, po czym zdjął marynarkę od mundurka, odłożył torbę na miejsce i rzucił się na łóżko. Nie chciało mu się spać, był po prostu wyczerpany psychicznie. Zapewne gdyby nie nieoceniona pomoc Inoue i Ishidy nie dałby rady z nawałem materiału. Pościel pachniała świeżością, najwidoczniej Yuzu po przyjściu ze szkoły ją zmieniła. Rozkojarzony, z automatu sięgnął ręką po swoją odznakę. Charakterystyczny, pięciokątny kształt, idealnie wpasowujący się w jego rękę. Na środku ma wyrzeźbioną charakterystyczną czaszkę, której oczy świecą razem z alarmem. Oto namacalny dowód na to, że jest shinigami. Mimowolnie uśmiechnął się. Zawsze marzył o mocy, by chronić. Takie jest jego przeznaczenie, nawet jego imię o tym mówi*. Od jakiegoś czasu jednak męczyła go jedna sprawa. Sprawa, która nie dawała mu spać po nocach, którą roztrząsał, nie widząc sensownego rozwiązania. Skoro dzisiaj po szkole udało mu się uniknąć pracy, to chyba nic się nie stanie, jeśli spróbuje ją jakoś rozwiązać... Zacisnął dłoń na ciepłej odznace.

Jedną krótką myślą opuścił ciało, przybierając formę ducha. Ostrza przy jego boku zalśniły złowrogim światłem, niemal prosząc, by ruszyli do walki. Ichigo jednak zignorował tą niemą prośbę swego miecza, tylko ujął obie klingi w dłonie i usiadł obok swojego leżącego ciała. Przypominając sobie czas spędzony w Dangai, ułożył je na kolanach i zamknął oczy. Osiągnięcie wystarczającego skupienia nie jest proste, jednak on, nauczony wielokrotnymi próbami, wyłączył się z otoczenia. Po chwili otwarł oczy, jednak nie ujrzał swego pokoju. Stał na wysokim, bladobłękitnym wieżowcu, a nad nim rozpościerało się szarawe niebo. W okolicy klatki piersiowej poczuł niemy, tępy ból. To tu zwykle widywał staruszka Zangetsu. Teraz jednak miejsce to było puste, pozbawione życia. W górze leniwie przesuwały się chmury, podczas gdy Kurosaki spokojnym krokiem szedł w stronę krawędzi dachu wieżowca. Nie miał pojęcia, gdzie znaleźć osobę, której szukał, jednak szedł przed siebie, kierowany dziwnym przeczuciem. Jego instynkty jeszcze nigdy go nie zawiodły, dlaczego więc miałby im nie ufać? Gdy stanął na niewielkim murku otaczającym szeroki plac dachu wieżowca, ponownie rozejrzał się dookoła, nic się jednak nie zmieniło. Te same budynki, błękitne pomniki jego siły i nadziei, stały wciąż niewzruszone. Westchnął cicho.
- I~chi~go! - jakże znajomy głos rozbrzmiał w eterze.
Pomarańczowowłosy energicznie rozglądał się na wszystkie strony, nie mógł jednak zlokalizować jego źródła.
- Gdzie jesteś? - krzyknął, w napięciu oczekując na odpowiedź.
- Jestem wszędzie, złotko - brzmiała odpowiedź.

Kierowany instynktem Ichigo rzucił się w dół budynku, wyczuwając słaby cień reiatsu poszukiwanego. Gładko wylądował na ziemi, jednak nikogo tu nie było. Ta sama cisza i pustka co na górze. Kątem oka jednak dostrzegł cień odbijający się w szybie wieżowca.
- Yo, partnerze - usłyszał.
W kryształowej powierzchni odbijała się sylwetka Zangetsu. Jego złote oczy jarzyły się blaskiem w cieniu budynku, długie włosy delikatnie spływały po ramionach aż do pasa. Ubrany w białą wersję stroju shinigami, na boku głowy trzymał rogatą maskę, pamiątkę klęski Ichigo.
- Czego ode mnie pragniesz, królu? - zapytał poważnym tonem.
- To do ciebie niepodobne, Zangetsu. Nigdy nie byłeś taki potulny - odparł Ichigo.
- Przyszedłeś walczyć? Nie dość ci władzy, królu? - w głosie Hollowa słychać było znudzenie.
- Nie - odrzekł chłopak - Chciałbym...
Zrobił krótką pauzę. Tu właśnie pojawia się problem... Ich bezustanna walka o dominację nie jest łatwa. Jedno potknięcie wystarczy, by skończył jako koń.
Czy powinienem to robić?
Wziął głęboki oddech, jednak nie uspokoiło to jego szalejącego pulsu. Przecież to tylko kilka słów, dlaczego więc jego serce wariuje? Podszedł do szyby, w której odbijała się sylwetka jego rozmówcy. Wiedział, że Pusty nie ma żadnego powodu, by go atakować, oparł się więc plecami o szybę i zjechał na dół.
- To... krępujące - zaczął, starając się nie patrzeć na własne odbicie w szkle sąsiedniego budynku - Chciałbym... podziękować ci. Staruszek nie chciał, żebym miał Zanpakutou. Przez cały ten czas dałeś mi wierzyć, że jednak je mam. Byłeś moją siłą i wsparciem...
- Skończ pierdolić - warknął jego rozmówca. Głos cały czas dobiegał zza jego pleców, jednak zdawał się być blisko jego ucha - Kiedy ci jaja wycięli, żebyś jak ostatnia pizda pieprzył ckliwe farmazony?
- Taa, masz rację - zaśmiał się gorzko Ichigo.
Znów zapadła chwila milczenia. Obaj spokojnie oddychali, co było do nich niepodobne. Zazwyczaj rzucali się sobie do gardeł, co więc się zmieniło?
- Zangetsu... To Twoje prawdziwe imię? - zapytał cicho.
- Kto wie - odparł biały chłopak - Tak mnie staruszek nazwał, więc chyba tak.
- Nie chciałbyś... mieć własnego imienia?
Nie musiał się odwracać. Zna Zangetsu na tyle dobrze, że wie, iż zainteresował Pustego.
- Co to, dzień dobroci dla zwierząt, królu? - chłopak zaśmiał się.
- Mówię poważnie - odparł Ichigo - W końcu będziemy na siebie skazani aż do końca naszych dni. Zangetsu to imię mojego Zanpakutou. Ty jednak też na jakieś zasługujesz.
Hollow zamilkł. Kurosaki postanowił nie przerywać tej ciszy, dać mu czas na to, by to spokojnie przemyślał. Sprawa tego imienia zżymała go w duchu. W końcu każda żywa, myśląca istota zasługuje na własne imię, prawda? Zawsze myślał o Pustym jak o przekleństwie, które na niego spadło, teraz jednak coś się zmieniło. I niech to imię stanie się tego symbolem.
- Nie znam świata, w którym żyjesz, Ichigo - rzekł po długiej ciszy - Jak więc mam je wybrać?
- Przecież mówisz po japońsku. Chyba możesz coś wymyślić.
- Ryuukou... - wyszeptał Pusty - Czy to...?
- Taa - odparł pomarańczowowłosy - Idealnie. I kto tu jest jak zmiękła klucha, co?
- Stul pysk.
- Tak, tak. Ryuukou.
Nagle Ichigo poczuł, jak czyjeś ciepłe ręce oplatają go w klatce piersiowej. Przy uchu szumiał mu ciepły oddech Pustego, który z jakiegoś powodu zaczął go tulić. Kurosaki sięgnął dłonią, by pogładzić go po długich włosach.
- Hej, nie rozczulaj się tak, bo pomyślę, że już nie chcesz zostać królem - rzucił półżartem.
Ręce błyskawicznie przesunęły się do góry, podduszając go w zgięciu łokcia.
- Chyba ci się klepki popierdoliły, partnerze - zawył Ryuukou - Zostanę królem, a ty będziesz moim koniem. Zobaczysz, jeszcze będę cię ujeżdżać jak starą kobyłę!
Ichigo oswobodził się i rozpoczęła się walka. Jednak czegóż innego spodziewać się po dwóch uzależnionych od bitew półgłówkach? Tacy już są. Imię jednak stanie się pierwszym krokiem na ich drodze ku pojednaniu.
***
流行 (Ryūkō) - szał.
* imię Ichigo według jego ojca, choć zapisane znakami 一護 znaczy ,,ten, który chroni''.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz