sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Uno

Drugiego poranka festiwalu Konoe obudził się zdecydowanie za późno. Spędził całą noc na wylizywaniu futerka i zamartwianiu się zupełnie bez sensu, więc kompletnie wykończony mamrotał coś pod nosem o zbyt jasnym księżycu. Jednocześnie, zły na własną ospałość lizał z takim zawzięciem, że jeszcze trochę, a futerko na ramionach wyszłoby mu i byłby jak łysy. Gdy tylko to zauważył przestał, dokończył ubieranie się i kiepskim humorem wyszedł z pokoju. Schodząc z piętra zastanawiał się, gdzie zniknął Rai. Z jednej strony nie miał ochoty się z nim widzieć, z drugiej obecność białego kota była jakąś stabilnością w szaleństwie dnia poprzedniego. Próbując odwrócić własną uwagę spojrzał na salę wspólną gospody, w której się zatrzymali. Całe mnóstwo przebranych kotów rozmawiało ze sobą. Było ich mniej niż wczoraj, jednak nadal tworzyli zgiełk w niewielkim pomieszczeniu. Wyglądało to tak... normalnie, że już prawie udało mu się wmówić sobie, że dzień wczorajszy był tylko snem, gdy zza pleców dobiegł go głęboki, spokojny głos.
- Wyspałeś się?
Gdy obrócił się, jego oczy napotkały kanapę, na której siedział Razel. Ogniste włosy demona wyróżniały się na tle szaroburych strojów innych osób w pomieszczeniu, a sam mężczyzna miał nieodgadniony wyraz twarzy. Otaczająca go obojętna aura nieco zdezorientowała brązowego kota.
- Gdzie reszta waszej ferajny? - zapytał Konoe, rozglądając się dookoła.
- Wyszli - odparł Razel.
Konoe cudem powstrzymał śmiech. Wizja trzech demonów, które od tak sobie poszły na spacer do miasta wydawała się być niemal absurdalna, tym bardziej iż w skład ten wliczał się Kaltz, który do rozrywkowych gości nie należał. Konoe niemal zatrzęsło, gdy ujrzał ich trzymających się za łapki i skaczących jak radosne dzieci po polance. Razel zmierzył go spojrzeniem, z którego dało się wyczytać cień rozbawienia. Z jakiegoś powodu ten cień bardzo zwrócił uwagę Konoe, a jego ogon zakręcił się z zainteresowaniem.
- I nie bali się od tak cię tu zostawić? - spytał Konoe.
- Przysięgliśmy, że dopóki nie pokonamy Leaksa, nie tkniemy cię - odparł demon.
Niestety, słowa Razela znów przypomniały mu o niefortunnych wydarzeniach. A już sądził, że będzie mógł wieść w miarę spokojne życie...
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - przemówił ognistowłosy - Wyspałeś się?
- Martwisz się o mnie?
Razel nie odpowiedział, tylko posłał mu zdawkowany uśmiech. Z jego postury jak zwykle nic nie dało się wyczytać, tylko biła od niego aura dominującej siły. Przypomniał sobie przebłysk rozbawienia. Jego ciągłe otępienie po nieprzespanej nocy sprawiło, że powiedział zanim skończył myśleć.
- Jak na demona gniewu, jesteś niesamowicie... obojętny? Dlaczego?
Stoicki spokój bijący od demona tylko go zirytował. Z jakiegoś powodu, który najpewniej ubzdurał sobie jego mózg, chciał zobaczyć w nim jakąś emocję. Czyżby brak snu naprawdę zabierał rozum? Razel uśmiechnął się beznamiętnie.
- Nic tak nie denerwuje jak spokój.
Coś w tych słowach tknęło Konoe. Miał rację. On sam dawał się w to nieświadomie wciągnąć, zapewne dostarczając demonowi mocy.
- Już ci to tłumaczyliśmy - powiedział nagle Razel - Nie mam teraz dość mocy, by przejąć twoją duszę, a szkoda by było pożerać takie... ciało.
Na uwagę Razela w brzuchu Konoe zareagował jeden z węży. O dziwo, nie była to parząca sensacja szkarłatnego węża, będącego własnością Razela, a coś zupełnie innego...Mimo to to dziwne uczucie trwało. Ospały mózg nie do końca rozumiał sens słów demona, jednak nie przejmował się tym za bardzo. Nagle zaciekawiło go coś innego.
- Mogę zobaczyć wasz pokój? - zapytał Konoe, strzygąc uszami z zaciekawieniem.
Coś mu mówiło, że będzie wyglądał jak każdy inny, najzwyklejszy w świecie pokój, jednak i tak był ciekaw. Może urządzili tam sobie jakieś gniazdko? A może coś pozmieniali? Czy demony w ogóle muszą spać? O tym, że jedzą, już się dowiedział, gdy Verg zjadł sześciokrotność kolacji przeciętnego kota, jednak chciał wiedzieć więcej. Poza tym spacer mógł być dobrym sposobem na pozbycie się dziwnej sensacji w brzuchu. Razel wstał tylko i ruszył na piętro, Konoe podążył więc za nim.
Gdy wchodził do pomieszczenia czuł echo ekscytacji, jednak potwierdziły się jego obawy - to wyglądało dokładnie jak jego pokój. Jedyną różnicą był fakt, że na podłodze demony wyryły swoje runy. Zamyślony Konoe machał ogonem, zainteresowany pochodzeniem znaków.
- Powiedzmy iż jesteśmy... terytorialni - mruknął tylko ognistowłosy, widząc spojrzenie brązowego kota.
W pokoju pachniało czymś... czymś. Roślinność...? Nie potrafił określić tego zapachu, jednak kojarzył mu się on z demonami. Po chwili zrozumiał, skąd go pamięta.
- Tak samo pachniał wasz krąg - mruknął, szukając na twarzy Razela potwierdzenia. Demon kiwnął głową. Konoe westchnął, po czym rozsiadł się wygodnie na łóżku obok ognistowłosego. Co jakiś czas zerkał na jego wyprostowaną sylwetkę, jednak demon gniewu nadal tylko patrzył na niego. Nic się nie zmieniło, ni jego ekspresja, ni postawa. Nagle do głowy Konoe przyszedł dziwny pomysł.
- Mogę wiedzieć, co chcesz osiągnąć? - zapytał Razel, gdy Konoe dźgał go w bok.
- Etto... Rozbawić cię...?
- Hm. Bawisz mnie samym faktem, że próbujesz - mruknął Razel, obdarzając go uśmiechem.
Sukces!, pomyślał Konoe. Przepełniony samozadowoleniem machał końcówką ogona na prawo i lewo. Nagle kot wylądował na plecach, przyparty do łóżka przez demona.
- Chcesz zobaczyć jak zmieniam wyraz twarzy? - zapytał czerwonowłosy.
Niski, głęboki głos mężczyzny wibrował w uszach Konoe. Jego aura, jak zwykle silna i dominująca znów rozbudziła sensację w jego brzuchu. Propozycja powiedziana w taki sposób od razu zyskuje na wartości. Coś w błękitnych oczach demona kazało mu milczeć, gdy ich wargi delikatnie zetknęły się ze sobą. Sensacja wariowała. W jego trzewiach rozlał się niemal palący płomień, pochodzący zarówno od węża, jak i z innego, nieznanego źródła.
- Masz zamiar mnie pożreć? - zapytał Konoe, gdy przerwali.
- Nie. Już ci mówiłem, że szkoda by było takiego ciała... - wymruczał Razel bezpośrednio do kociego ucha.
Nieznany płomień zapłonął pod skórą Konoe. Nie rozumiejąc tego dziwnego uczucia patrzył tylko w niebieskie oczy, pragnąc czegoś, czego nie potrafił nazwać. Chcę ujrzeć pożądanie. To krótkie zdanie pojawiło się w jego głowie. Ciepło, które pozostawiły po sobie wargi Razela dało mu odwagę, by wplótł palce w jego włosy i przyciągnął do kolejnego pocałunku. Jeszcze, jeszcze...
- Stój - wyszeptał Razel, kładąc mu palec na ustach - Nie będzie tak łatwo.
Konoe spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Przecież... Wystarczyło jedno spojrzenie by zobaczyć, że tylko on płonie. Zabolało.
- Nie patrz tak na mnie - powiedział ognistowłosy - Dam ci to, czego pragniesz...
- To brzmi jak umowa z demonem - mruknął rozczarowany Konoe.
- Bo tym jest - uśmiechnął się mężczyzna - Nie mogę ci zabrać duszy. Ale możesz mi ją obiecać.
- Obiecać?
Razel uniósł się na łokciach nad kotem i obdarzył go seksownym uśmiechem
- W szczytowym momencie wyryję swoją runę na twojej duszy. Będzie niewidoczna, nawet dla demonicznej reszty naszych kompanów. W zamian będę cały twój, a w dniu gdy Leaks upadnie twoja dusza stanie się moim pokarmem.
Mimo rozczarowania, ogień w trzewiach Konoe wręcz parzył. Chciał tego. Ognisty gniew płonął w nim, zabijając zdrowy rozsądek. Chcę tego. Zgadzam się.
- Zrozumiałem - mruknął Razel, przygryzając końcówkę kociego ucha.
Obojętne, błękitne ślepia zamknęły się, gdy demon powoli pieścił gorącymi oddechami szyję Konoe. Wrażliwy na wszelki dotyk, niedoświadczony Konoe zamruczał od tego dziwnego doświadczenia. Sensacja w brzuchu zawrzała, gdy kły Razela delikatnie przygryzły jego obojczyki. Gorące dłonie przesuwały się pod ubraniami brązowego kota, wzmagając pożar w jego ciele. Co za absurdalne uczucie. Konoe nigdy wcześniej się tak nie czuł. Odczuwał ból w kroczu, z gardła wyrywały mu się ciche jęki i westchnienia. Nawet nie zauważył, gdy został pozbawiony górnej części stroju, a ognistowłosy zaczął pieścić jego sutki. Głośniej jęknął, gdy palące palce zacisnęły się boleśnie dookoła nich. Gdy jednak zastąpił je język, zaczął mruczeć i stękać z przyjemności. Ogień pochłaniał go całego, powoli tracił kontakt z tą rzeczywistością, która nie była wypełniona Razelem. Krzyknął z zaskoczenia, gdy poczuł parzący dotyk na swoim przyrodzeniu.
- Coś nie tak? - zapytał szeptem Razel. Konoe aż jęknął, słysząc ten głęboki baryton mruczący mu do ucha.
- N-Nie... - wymamrotał z trudem przez zaciśnięte gardło.
Co za szaleństwo, pomyślał. Oddaje swój pierwszy raz demonowi... Ale nie mógł przestać. Sam również dotykał. Ciało Razela było wręcz idealne - muskularne, chłodne w dotyku, duże, silne... Z ciekawości sięgnął ku rogom demona. Przejechał po nich palcami, badając strukturę i kształt. Były gładkie, i choć nie wyglądały na żywe, były ciepłe. Jego badanie przerwał ognistowłosy, który zajął jego uwagę pocałunkiem. Sam Konoe już był w pełni pozbawiony ubrań. Nagle zawstydzony, położył uszy po sobie i podwinął ogon. Demon się tym nie przejął, tylko delikatnie rozsupłał kota z kłębka, w jaki ten się zwinął i zszedł językiem niżej. Przesunął nim po podbrzuszu, ożywiając szkarłatnego węża, po czym musnął końcówkę członka Konoe.
- Ahhh... - wyrwało mu się z ust, gdy długi, demoniczny język owinął się dookoła. Nieznane uczucie, tak przerażające i upragnione narastało w nim w miarę jak Razel przesuwał wargami w górę i w dół. W końcu nie wiedząc co zrobić, po prostu przestał z tym walczyć, po czym zalała go fala światła. Uczucie tak obezwładniające, wszechogarniające... Na chwilę wyłączyło go ze świata. Gdy wróciły mu zmysły ujrzał przed sobą twarz ognistowłosego, który od razu go pocałował. Dziwnie smakował, ale nie był to zły smak. Gdy się oderwali od siebie, senny Konoe spojrzał w błękitne oczy. Aż go zapiekło, gdy ujrzał w nich tylko wyrachowaną obojętność. Na co liczył? Płomienną pasję? Sam nie wiedział, że ma w oczach łzy, dopóki Razel mu ich nie wytarł.
- Spokojnie - powiedział łagodnie demon.
Niespodziewanie poczuł inny ogień, wchodzący w niego z dziwnej strony. Poczuł palce we własnym wnętrzu, co wywołało u niego odruchową reakcję odrzucenia. Pocałunek Razela go nie uspokoił, już czuł się źle z powodu tego, że sprzedał własną duszę za chwilę przyjemności. Mimo to nie potrafił się przeciwstawić ognistowłosemu, i pozwolił mu kontynuować dopóki nie uznał, że Konoe jest już gotowy. Wtedy sam wszedł w niego, zaskakując tym samym brązowego kota, który wydał z siebie zduszony okrzyk.
- Coś się stało?
- G-Gorący... To... Takie dziwne... - wymamrotał Konoe, z jakiegoś powodu dysząc jak po długim biegu.
- Nie martw się. Wkrótce przestanie być dziwne - odparł Razel swoim głębokim głosem.
Czuł go tak wyraźnie wewnątrz siebie, że to aż bolało. Mimo to rozkosz przeszywająca całe jego jestestwo sprawiała, że znów tracił rozum. Co za niesamowite uczucie... Nigdy nie sądził, że bycie tym na dole może przynosić tak wiele rozkoszy. Niemal śpiący od ciepła i przyjemności wczepił pazury w plecy Razela, po czym poruszał się razem z nim. Pragnął go mieć w sobie już zawsze. To takie cudowne uczucie. Tym razem wytrzymał o wiele dłużej, jednak i tak wkrótce cały świat spowiła biel, gdy znów doszedł. Wyczerpany Konoe ruszał końcówką ogona i obracał uszami, dysząc ciężko. Kto by pomyślał, że to takie męczące... Jednak gdy Razel opuścił jego ciało, wkradło się w niego coś innego. Pustka. Ogień zniknął, a wraz z nim ciepło gniewu.
- ...To za mało - wyszeptał, zaskakując sam siebie.
- Za mało? - usłyszał głos Razela.
- Ten ogień... Ten gniew... Za mało - szeptał dalej.
- Hm. Możemy to nadrobić - odparł demon, przesuwając dłonią po boku Konoe. Po chwili znów zagłębili się w odmęty przyjemności.
***
Wieczorny księżyc oświetlał wnętrze pokoju. W końcu spędzili cały dzień w łóżku i z jakiegoś powodu nikt im nie przeszkadzał. Patrząc na sylwetkę śpiącego kota Razel poczuł samozadowolenie.
- To było… ciekawe. Jesteś interesującym kotkiem… Już nie mogę się doczekać, gdy staniesz się mój... Konoe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz