sobota, 23 stycznia 2016

Modlitwa

Gdy zamknę oczy, znów to widzę.
Ciepłe wzgórza, oświetlone zielonym blaskiem.
Cisza, tak wypełniona śpiewem ptaków.
Słońce, zachodzące całą wieczność.

Widzę dom.
Dom z drewnianej bali, z dębu.
Solidny i mocny.
Nasz dom.

Widzę jego ściany, wypełnione rysunkami
Rycinami symboli, krajobrazami.
Widzę szkarłat płomieni w kominku.
I błękit obicia naszych ulubionych foteli.

Czuję zapach traw i kwiatów.
Petrichor, tak silny po deszczu.
Łagodną nutę słońca.
Kojący dotyk niebios nad nami.

Świat, który nie zna ciemności.
W którym noc jest jasna
Niczym światło gwiazd na niebie.
Jak twe oczy.

Ciepłe muśnięcia, pełne czułości.
Ciche dni, tak piękne w swej prostocie.
Dni radości
Dni smutku.

To nasz mały świat.
Świat pełen muzyki deszczu
I śmiechu.
Wirujący.

Otwieram oczy.
Znów tu jestem.
W tym cichym, odosobnionym miejscu.
Czuję wiatr na policzkach.

W głowie rysuję wzory
Kolorowe kalejdoskopy naszych dni.
Zapisuję je na kartkach pamięci.
By wyryły się w mej duszy na zawsze.

Uwolniłeś mnie.
Zerwałeś czarne łańcuchy.
Przeciąłeś kokon
Abym mógł w pełni rozłożyć skrzydła.

Niebo nade mną ma barwę szkła.
To, co utraciłem, nie powróci.
Staram się pamiętać twój zapach i smak
Jednak pod językiem czuję tylko popiół.

Zasnute mgłą oczy
Podarte ubranie
Zdruzgotane ciało
I krew, wszędzie krew.

Wybacz mi.
Nie zdołałem cię ochronić.
Przepraszam.

Cichy lament modlitwą wśród traw.
Młodzieniec w czerni stoi przed tabliczką
I płacze
A niebo płacze wraz z nim.

Wróć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz