Gdy zamknę oczy, znów
to widzę.
Ciepłe wzgórza,
oświetlone zielonym blaskiem.
Cisza, tak wypełniona
śpiewem ptaków.
Słońce, zachodzące
całą wieczność.
Widzę dom.
Dom z drewnianej bali,
z dębu.
Solidny i mocny.
Nasz dom.
Widzę jego ściany, wypełnione rysunkami
Rycinami symboli,
krajobrazami.
Widzę szkarłat
płomieni w kominku.
I błękit obicia
naszych ulubionych foteli.
Czuję zapach traw i kwiatów.
Petrichor, tak silny po
deszczu.
Łagodną nutę słońca.
Kojący dotyk niebios
nad nami.
Świat, który nie zna ciemności.
W którym noc jest
jasna
Niczym światło gwiazd
na niebie.
Jak twe oczy.
Ciepłe muśnięcia, pełne czułości.
Ciche dni, tak piękne
w swej prostocie.
Dni radości
Dni smutku.
To nasz mały świat.
Świat pełen muzyki
deszczu
I śmiechu.
Wirujący.
Otwieram oczy.
Znów tu jestem.
W tym cichym,
odosobnionym miejscu.
Czuję wiatr na
policzkach.
W głowie rysuję wzory
Kolorowe kalejdoskopy
naszych dni.
Zapisuję je na
kartkach pamięci.
By wyryły się w mej
duszy na zawsze.
Uwolniłeś mnie.
Zerwałeś czarne
łańcuchy.
Przeciąłeś kokon
Abym mógł w pełni
rozłożyć skrzydła.
Niebo nade mną ma barwę szkła.
To, co utraciłem, nie
powróci.
Staram się pamiętać
twój zapach i smak
Jednak pod językiem
czuję tylko popiół.
Zasnute mgłą oczy
Podarte ubranie
Zdruzgotane ciało
I krew, wszędzie krew.
Wybacz mi.
Nie zdołałem cię
ochronić.
Przepraszam.
Cichy lament modlitwą wśród traw.
Młodzieniec w czerni
stoi przed tabliczką
I płacze
A niebo płacze wraz z
nim.
Wróć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz