sobota, 23 stycznia 2016

Drakon i Kouha

Dzień, w którym Sindbad ogłosił całemu światu, że za męża pojęła go wspaniała i piękna cesarzowa Kou, pani Gyokuen, był dniem zapamiętanym w Sindrii jako pierwszy od wielu lat dzień bez imprezy. A raczej była impreza, ale zorganizowali stypę dla ich pięknego, wyspiarskiego kraju.
- Sin, to niedorzeczne! O czym ty w ogóle mówisz?! - głos Jafara cały dzień słychać było wśród zamkowych murów.
- Stało się, Jafar, i już tego nie cofniesz! Gyokuen to piękna i mądra kobieta, a wy polubicie się z Kouenem i resztą ferajny z Kou! - dobrego nastroju Sindbada nic nie mogło zepsuć.
- Alibaba! Alladyn! Powiedzcie mu, że nie może zostawić Sindrii i pojechać do Kou! - Jafarowi chyba naprawdę skończyły się pomysły, że aż sięgnął po ich autorytet.
- A możemy się zabrać w wami? Zobaczyłbym Kouena...
- NIE POMAGASZ!
- Jafar-nii, Sin-ojisan ma rację. Są małżeństwem i tego już nie cofniesz.
- Zawsze jest formuła ,,Póki śmierć nas nie rozłączy''...
- Jafar, schowaj te ostrza...
W tym samym czasie reszta generałów patrzyła z boku na toczącą się dyskusję.
- Będziemy z daleka od domu... - wyszeptała smutno Pisti.
- Jeśli Sindbad tak każe, pojedziemy za nim wszędzie - potężny głos Drakona brzmiał pewnie, choć i on zdawał się być zaniepokojony postanowieniem swego mistrza.
- To prawda, przyjacielu - przytaknął Spartos - Ale powinniśmy wyrazić swój sprzeciw wobec tak pochopnej decyzji...
- Hej, a może będzie fajnie? - Sharrkan starał się wszystkich rozweselić, jednak po jego słowach zapadła grobowa cisza.

Kilka dni później dwór się spakował, przygotowano prezent dla małżonki króla, Jafar ze łzami w oczach patrzył na budowlę, której, jak wierzył, już nigdy nie zobaczy. Alladyn i Alibaba cieszyli się na wyjazd, Sindbad również chodził nucąc pod nosem, tylko generałowie szli jak na szafot. Rejs do Balbaddu miał trwać około dwóch tygodni, a potem powozy miały ich przewieźć do stolicy.
- Tak w sumie, Alladyn... Czemu nie poprosisz Judala, by nas przeniósł bezpośrednio do Kou? - Jafar cały się zjeżył słysząc pytanie Alibaby.
- Bo Jafar-nii nadal myśli, że jak poczeka to Sin-ojisan się rozmyśli.
- Jemu potrzeba tylko czasu by wrócił do zdrowych zmysłów... - mruczał pod nosem białowłosy.
- Jak mu delikatnie wytłumaczyć, że to tak nie działa...?
- Chyba nie da rady...
I faktycznie, mimo usilnych prób Jafara Sindbad pozostał głuchy na głos rozsądku i dalej gnał ile sił ku swej małżonce. Rejs minął im zadziwiająco szybko, i na pewno zdolności Alladyna w manipulacji powietrzem nie miały w tym żadnego udziału. Generałowie nie mieli za bardzo innego wyjścia jak tylko zaakceptować wybór swojego króla. Miało to również polityczne plusy, w końcu połączenie dwóch tak wielkich mocarstw jak Sindria i Kou na pewno ustabilizuje ich pozycję na arenie światowej. Minusem niestety było to, że pozostawali na łasce i niełasce potężniejszego militarnie państwa.
Podróż powozem była nudna i w 100% bezpieczna. Szlaki Kou były dobrze utrzymane, należycie chronione i solidne, aż nie było na co narzekać... poza całkowicie jednostajnym widokiem za oknem. Po jakichś pięciu dniach podróży, gdy akurat mieli postój nawiedził ich Judal.
- Yo! - krzyknął, zjawiając się za plecami Jafara - Mogliście mi powiedzieć, że wybieracie się do Kou. Nie leciałbym całej drogi do Sindrii.
- Przepraszam - uśmiech Alladyna bynajmniej nie wskazywał, by było mu smutno.
- Tya, bo ci przykro...
- Mogłeś uprzedzić, że się wybierasz do Sindrii.
- Leciałem tam do Sindbada, nie do ciebie, pączku.
- A ja do Kou jadę z Alibabą, nie do ciebie. Czemu miałbym cię uprzedzać?
- Dobrze, dobrze, nie kłóćcie się - Alibaba pojednawczo wszedł między dwóch Magich - Alladyn, on nie jest tego wart. Judal, złość piękności szkodzi, zmarszczek dostaniesz.
- Martw się o swoją wysuszoną cerę! Myślisz, że Kouen będzie chciał pomarszczonego rodzynka z którego skóra złazi?!
- Moja cera jest idealna! A Kouen będzie mnie chciał!
- Haa?! Jesteś tego taki pewien?! Już raz cię wysłał na przymusowe odchudzanie!
- T-to była inna sprawa!
W tym samym czasie Alladyn wstał i podszedł do powozu.
- Heej, chibi...
- Przyszedłeś do Sindbada, czyż nie?
- Ja tylko...
- Zniknij mi z oczu albo zaprowadzę cię do Sindbada związanego.
- On zawsze był taki drażliwy? - mruknął Judal pod nosem.
- Ty go lepiej znasz od tej strony... Może zaczął dojrzewać, wiesz, hormony... - odparł Alibaba.
Judal pomarudził, ale szybko wziął się za naprawianie humoru swojego dzieciaka. Jak można się domyśleć, długo foch nie potrwał i jeszcze tego samego dnia Magi konkurowali ze sobą w prędkości wykonywania splotów zaklęć.
Po kilkunastu dniach dotarli do Rakushoku. Przy wejściu do pałacu czekała na nich Gyokuen z tym swoim psychicznym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Generałów zdjęło ze strachu, jednak Sindbad uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej. Kobieta pogłaskała go delikatnie po policzku, po czym zwróciła się do reszty gości.
- Służba pokaże wam, gdzie macie pokoje.
Pociągnęła króla Sindrii za sobą i oboje odeszli w tylko im znanym kierunku. Reszta zaś, chcąc nie chcąc podążyła za służbą. Alladyn zamieszkał z Judalem, Kouen zgarnął Alibabę do swojego apartamentu, a generałowie podostawali osobne pokoje w królewskiej części pałacu. Ledwo odłożyli bagaże a zostali wyciągnięci z powrotem do sali tronowej, gdzie czekali na nich Sindbad i Gyokuen.
- Widziałem, że są tu generałowie Sindrii... Ale co robisz w tej sali, Sindbad?! - warknął Kouen, jak tylko ujrzał mężczyznę wygodnie usadzonego na krześle postawionym obok tronu Gyokuen.
- Powiedz cześć nowemu tatusiowi~ - zanucił Sindbad ku uciesze małżonki. Kouenem aż miotnęło z wściekłości i upokorzenia.
- Jak to się stało?! - tak niskie wibracje ponoć osiąga tylko ryk tygrysa...
- To samo pytanie zadaję sobie od ponad miesiąca... - mruknął Jafar, wymownie zerkając w lewo.
- Dzieci, poznajcie się z generałami mojego męża. Będziecie musieli jakoś koegzystować w czasie jego pobytu w pałacu - mściwy uśmiech Gyokuen jeszcze bardziej rozjuszył Kouena, ale nie wydarł się tylko zacisnął zęby i powitał gości. Jego wzorem reszta rodziny Ren. Gdy tylko skończyły się formalności, Kouen obrócił się na pięcie.
- Idziemy, dzieciaku - warknął najstarszy z Renów i pociągnął Alibabę za sobą.
- Baw się dobrze, Alibaba! - krzyknął za nimi Alladyn, po czym chwycił za rękę Judala.
- My też pójdziemy... - mruknął czarnowłosy, ścisnął delikatnie trzymaną dłoń i zniknęli.
Ci to mają wyjście... pomyśleli generałowie. Jafar westchnął tylko rozumiejąc, że na nim spocznie obowiązek pożegnania.
- A zatem, za przeproszeniem... To był długi dzień, chcielibyśmy udać się na spoczynek - ukłonił się uprzejmie parze królewskiej, która i tak nie zwracała na nich uwagi, kompletnie pochłonięta sobą. Jafara aż przeszedł dreszcz obrzydzenia.
Wyszli z sali i skierowali się do swoich pokoi. Większość od razu padła na łóżko, mimo wszystko to była długa i męcząca podróż. Spali tak aż do wieczora, jednak gdy się przebudzili byli wypoczęci. Nie mogli znów położyć się spać. Drakon siedział w swoim pokoju, wyglądając przez okno na miasto. Niczym nie przypominało ono pięknej, wiecznie żywej Sindrii. Ulice były ciemne, nie licząc pojedynczych źródeł światła, a i one powoli wygasały. Na mrocznym niebie niemal nie widać było gwiazd, jakby odwróciły swe oblicza od tego miejsca przepełnionego czernią. Pogrążony w swoich myślach niemal nie zauważył, gdy drzwi do pokoju uchyliły się, by po ułamku sekundy bezszelestnie zamknąć.
- Kto tam? - zapytał cicho, świadom kroków osoby skrytej w cieniu.
- Ohayo~ - rozbrzmiał radosny głos, który skądś kojarzył - Nie wiedziałem, że ktoś tu będzie~
- Kim jesteś?
Ciszę przeszył chichot, od którego Drakona przeszedł dreszcz.
- Zająłeś mój ulubiony pokój, wiesz? Niedobra jaszczurka, niedobra~!
W nikłym świetle półksiężyca ujrzał sylwetkę jednego z książąt Kou, Kouhy. W jego wielkich oczach iskrzyło rozbawienie, a szeroki uśmiech nadawał mu upiornego wyglądu.
- Nie chciałem zająć twojego pokoju. Taki mi przydzielono - odparł spokojnie Drakon, obserwując uważnie chłopaka.
- Wiem~ Oo, wyglądasz przez okno! Wiesz, że stąd jest najlepszy widok~?
- Na co? Na miasto?
- Nie-e, na gwiazdy! Dzisiaj jest ich mało, bo taka pora roku, ale czasem są ich dziesiątki tysięcy! Z miasta ich tak nie widać~
- Rozumiem.
Ku zdziwieniu Drakona rozmowa nawet się kleiła. Kouha nie odczuwał potrzeby dialogu, chciał po prostu mówić i słyszeć potwierdzenie w stylu ,,aha, okey, rozumiem''. Opowiadał o gwiazdach, księżycu, widoku na miasto za dnia, temperaturach w poszczególnych pomieszczeniach, rozłożeniu pokoi na piętrze...
- I stąd najłatwiej jest się wymknąć~! - skwitował swój wywód chłopak, z radością wskakując na parapet na którym siedział Drakon - Czemu nie wyjdziesz na balkon~?
Przez to samo okno, na którego parapecie siedział, Drakon mógłby wyjść na całkiem spory taras. Nie odczuwał jednak takiej potrzeby, woląc siedzieć z oparciem w postaci ściany.
- Wolę posiedzieć tutaj.
- Nuuda~ - po czym sam wyskoczył na taras.
- Chyba nie macie za bardzo co robić, że tak dokładnie przestudiowałeś wszystkie pokoje w tym skrzydle - stwierdził Drakon, licząc na to że chłopak połknie przynętę i rozwinie temat.
- En-nii nie lubi, gdy za bardzo wtrącamy się w jego pracę, więc nie licząc obrad rodzinnych i obiadów to raczej tak, nie mam co robić~ Ale i tak nie wolno nam wychodzić, więc ten pokój jest najlepszy by się wymknąć~
- Nie jesteś za to karany?
- Cza-sa-mi~! - zanucił, po czym wskoczył na barierkę tarasu i zaczął po niej iść, co chwila przechylając się to w jedną, to w drugą stronę.
- Uważaj, nie spadnij - rzucił Drakon, obserwując wyczyny chłopaka z niepokojem.
- Nie spadnę~!
Faktycznie, przez chwilę chodził tak, jednak po jakimś czasie i kilku pokonanych długościach tarasu niebezpiecznie zachwiał się w stronę prowadzącą najkrótszą drogą na dół.
- Uważaj! - wykrzyknął Drakon i błyskawicznie rzucił się, by złapać Kouhę. Udało mu się chwycić go za rękę, więc korzystając z faktu że jest silniejszy niż przeciętny mężczyzna po prostu podniósł go wyżej i przyciągnął do siebie. Trzymając go na rękach obdarzył Kouhę zagniewanym spojrzeniem.
- Nie musiałeś mnie łapać! - oburzony Kouha nie patrzył w stronę swojego wybawcy - Ja tylko udawałem, że spadam!
- Widziałem, jak udawałeś. Dałem się nabrać, wybacz.
Niemal widział tę minę zadowolonego kota, którą chłopak miał na twarzy gdy usłyszał te słowa. Nie musi znać prawdy, niech się nacieszy że mu się udało.
- Teraz możesz mnie postawić - rozkazał z uśmiechem Kouha, a Drakon zrobił jak kazał - No, nareszcie.
Otrzepał spodnie, jakby był tu panem i władcą, obdarzył Drakona szerokim, zawadiackim uśmiechem po czym wyszedł równie cicho co wszedł. Cóż za zgrabna ucieczka.

Następnego dnia na śniadaniu...
- Drakon... - nieśmiało zaczął Jafar, patrząc na osobę pół-smoka - Wiem, że mieliśmy się zaprzyjaźnić z rodziną Kou. Ale... nie uważasz że... trochę za dobrze ci to idzie?
- Nie sądzę - odparł Drakon, podsuwając siedzącemu mu na kolanach chłopakowi grzankę.
- Nie chcę, jest spalona - jęczał Kouha, grymasząc.
- Nie jest spalona, tylko przypieczona. Jedz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz