Dzień,
w którym Sindbad ogłosił całemu światu, że za męża pojęła
go wspaniała i piękna cesarzowa Kou, pani Gyokuen, był dniem
zapamiętanym w Sindrii jako pierwszy od wielu lat dzień bez
imprezy. A raczej była impreza, ale zorganizowali stypę dla ich
pięknego, wyspiarskiego kraju.
-
Sin, to niedorzeczne! O czym ty w ogóle mówisz?! - głos Jafara
cały dzień słychać było wśród zamkowych murów.
-
Stało się, Jafar, i już tego nie cofniesz! Gyokuen to piękna i
mądra kobieta, a wy polubicie się z Kouenem i resztą ferajny z
Kou! - dobrego nastroju Sindbada nic nie mogło zepsuć.
-
Alibaba! Alladyn! Powiedzcie mu, że nie może zostawić Sindrii i
pojechać do Kou! - Jafarowi chyba naprawdę skończyły się
pomysły, że aż sięgnął po ich autorytet.
-
A możemy się zabrać w wami? Zobaczyłbym Kouena...
-
NIE POMAGASZ!
-
Jafar-nii, Sin-ojisan ma rację. Są małżeństwem i tego już nie
cofniesz.
-
Zawsze jest formuła ,,Póki śmierć nas nie rozłączy''...
-
Jafar, schowaj te ostrza...
W
tym samym czasie reszta generałów patrzyła z boku na toczącą się
dyskusję.
-
Będziemy z daleka od domu... - wyszeptała smutno Pisti.
-
Jeśli Sindbad tak każe, pojedziemy za nim wszędzie - potężny
głos Drakona brzmiał pewnie, choć i on zdawał się być
zaniepokojony postanowieniem swego mistrza.
-
To prawda, przyjacielu - przytaknął Spartos - Ale powinniśmy
wyrazić swój sprzeciw wobec tak pochopnej decyzji...
-
Hej, a może będzie fajnie? - Sharrkan starał się wszystkich
rozweselić, jednak po jego słowach zapadła grobowa cisza.
Kilka
dni później dwór się spakował, przygotowano prezent dla małżonki
króla, Jafar ze łzami w oczach patrzył na budowlę, której, jak
wierzył, już nigdy nie zobaczy. Alladyn i Alibaba cieszyli się na
wyjazd, Sindbad również chodził nucąc pod nosem, tylko
generałowie szli jak na szafot. Rejs do Balbaddu miał trwać około
dwóch tygodni, a potem powozy miały ich przewieźć do stolicy.
-
Tak w sumie, Alladyn... Czemu nie poprosisz Judala, by nas przeniósł
bezpośrednio do Kou? - Jafar cały się zjeżył słysząc pytanie
Alibaby.
-
Bo Jafar-nii nadal myśli, że jak poczeka to Sin-ojisan się
rozmyśli.
-
Jemu potrzeba tylko czasu by wrócił do zdrowych zmysłów... -
mruczał pod nosem białowłosy.
-
Jak mu delikatnie wytłumaczyć, że to tak nie działa...?
-
Chyba nie da rady...
I
faktycznie, mimo usilnych prób Jafara Sindbad pozostał głuchy na
głos rozsądku i dalej gnał ile sił ku swej małżonce. Rejs minął
im zadziwiająco szybko, i na pewno zdolności Alladyna w manipulacji
powietrzem nie miały w tym żadnego udziału. Generałowie nie mieli
za bardzo innego wyjścia jak tylko zaakceptować wybór swojego
króla. Miało to również polityczne plusy, w końcu połączenie
dwóch tak wielkich mocarstw jak Sindria i Kou na pewno ustabilizuje
ich pozycję na arenie światowej. Minusem niestety było to, że
pozostawali na łasce i niełasce potężniejszego militarnie
państwa.
Podróż
powozem była nudna i w 100% bezpieczna. Szlaki Kou były dobrze
utrzymane, należycie chronione i solidne, aż nie było na co
narzekać... poza całkowicie jednostajnym widokiem za oknem. Po
jakichś pięciu dniach podróży, gdy akurat mieli postój nawiedził
ich Judal.
-
Yo! - krzyknął, zjawiając się za plecami Jafara - Mogliście mi
powiedzieć, że wybieracie się do Kou. Nie leciałbym całej drogi
do Sindrii.
-
Przepraszam - uśmiech Alladyna bynajmniej nie wskazywał, by było
mu smutno.
-
Tya, bo ci przykro...
-
Mogłeś uprzedzić, że się wybierasz do Sindrii.
-
Leciałem tam do Sindbada, nie do ciebie, pączku.
-
A ja do Kou jadę z Alibabą, nie do ciebie. Czemu miałbym cię
uprzedzać?
-
Dobrze, dobrze, nie kłóćcie się - Alibaba pojednawczo wszedł
między dwóch Magich - Alladyn, on nie jest tego wart. Judal, złość
piękności szkodzi, zmarszczek dostaniesz.
-
Martw się o swoją wysuszoną cerę! Myślisz, że Kouen będzie
chciał pomarszczonego rodzynka z którego skóra złazi?!
-
Moja cera jest idealna! A Kouen będzie mnie chciał!
-
Haa?! Jesteś tego taki pewien?! Już raz cię wysłał na przymusowe
odchudzanie!
-
T-to była inna sprawa!
W
tym samym czasie Alladyn wstał i podszedł do powozu.
-
Heej, chibi...
-
Przyszedłeś do Sindbada, czyż nie?
-
Ja tylko...
-
Zniknij mi z oczu albo zaprowadzę cię do Sindbada związanego.
-
On zawsze był taki drażliwy? - mruknął Judal pod nosem.
-
Ty go lepiej znasz od tej strony... Może zaczął dojrzewać, wiesz,
hormony... - odparł Alibaba.
Judal
pomarudził, ale szybko wziął się za naprawianie humoru swojego
dzieciaka. Jak można się domyśleć, długo foch nie potrwał i
jeszcze tego samego dnia Magi konkurowali ze sobą w prędkości
wykonywania splotów zaklęć.
Po
kilkunastu dniach dotarli do Rakushoku. Przy wejściu do pałacu
czekała na nich Gyokuen z tym swoim psychicznym uśmiechem
wymalowanym na twarzy. Generałów zdjęło ze strachu, jednak
Sindbad uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej. Kobieta
pogłaskała go delikatnie po policzku, po czym zwróciła się do
reszty gości.
-
Służba pokaże wam, gdzie macie pokoje.
Pociągnęła
króla Sindrii za sobą i oboje odeszli w tylko im znanym kierunku.
Reszta zaś, chcąc nie chcąc podążyła za służbą. Alladyn
zamieszkał z Judalem, Kouen zgarnął Alibabę do swojego
apartamentu, a generałowie podostawali osobne pokoje w królewskiej
części pałacu. Ledwo odłożyli bagaże a zostali wyciągnięci z
powrotem do sali tronowej, gdzie czekali na nich Sindbad i Gyokuen.
-
Widziałem, że są tu generałowie Sindrii... Ale co robisz w tej
sali, Sindbad?! - warknął Kouen, jak tylko ujrzał mężczyznę
wygodnie usadzonego na krześle postawionym obok tronu Gyokuen.
-
Powiedz cześć nowemu tatusiowi~ - zanucił Sindbad ku uciesze
małżonki. Kouenem aż miotnęło z wściekłości i upokorzenia.
-
Jak to się stało?! - tak niskie wibracje ponoć osiąga tylko ryk
tygrysa...
-
To samo pytanie zadaję sobie od ponad miesiąca... - mruknął
Jafar, wymownie zerkając w lewo.
-
Dzieci, poznajcie się z generałami mojego męża. Będziecie
musieli jakoś koegzystować w czasie jego pobytu w pałacu - mściwy
uśmiech Gyokuen jeszcze bardziej rozjuszył Kouena, ale nie wydarł
się tylko zacisnął zęby i powitał gości. Jego wzorem reszta
rodziny Ren. Gdy tylko skończyły się formalności, Kouen obrócił
się na pięcie.
-
Idziemy, dzieciaku - warknął najstarszy z Renów i pociągnął
Alibabę za sobą.
-
Baw się dobrze, Alibaba! - krzyknął za nimi Alladyn, po czym
chwycił za rękę Judala.
-
My też pójdziemy... - mruknął czarnowłosy, ścisnął delikatnie
trzymaną dłoń i zniknęli.
Ci
to mają wyjście... pomyśleli
generałowie. Jafar westchnął tylko rozumiejąc, że na nim
spocznie obowiązek pożegnania.
-
A zatem, za przeproszeniem... To był długi dzień, chcielibyśmy
udać się na spoczynek - ukłonił się uprzejmie parze królewskiej,
która i tak nie zwracała na nich uwagi, kompletnie pochłonięta
sobą. Jafara aż przeszedł dreszcz obrzydzenia.
Wyszli
z sali i skierowali się do swoich pokoi. Większość od razu padła
na łóżko, mimo wszystko to była długa i męcząca podróż.
Spali tak aż do wieczora, jednak gdy się przebudzili byli
wypoczęci. Nie mogli znów położyć się spać. Drakon siedział w
swoim pokoju, wyglądając przez okno na miasto. Niczym nie
przypominało ono pięknej, wiecznie żywej Sindrii. Ulice były
ciemne, nie licząc pojedynczych źródeł światła, a i one powoli
wygasały. Na mrocznym niebie niemal nie widać było gwiazd, jakby
odwróciły swe oblicza od tego miejsca przepełnionego czernią.
Pogrążony w swoich myślach niemal nie zauważył, gdy drzwi do
pokoju uchyliły się, by po ułamku sekundy bezszelestnie zamknąć.
-
Kto tam? - zapytał cicho, świadom kroków osoby skrytej w cieniu.
-
Ohayo~ - rozbrzmiał radosny głos, który skądś kojarzył - Nie
wiedziałem, że ktoś tu będzie~
-
Kim jesteś?
Ciszę
przeszył chichot, od którego Drakona przeszedł dreszcz.
-
Zająłeś mój ulubiony pokój, wiesz? Niedobra jaszczurka,
niedobra~!
W
nikłym świetle półksiężyca ujrzał sylwetkę jednego z książąt
Kou, Kouhy. W jego wielkich oczach iskrzyło rozbawienie, a szeroki
uśmiech nadawał mu upiornego wyglądu.
-
Nie chciałem zająć twojego pokoju. Taki mi przydzielono - odparł
spokojnie Drakon, obserwując uważnie chłopaka.
-
Wiem~ Oo, wyglądasz przez okno! Wiesz, że stąd jest najlepszy
widok~?
-
Na co? Na miasto?
-
Nie-e, na gwiazdy! Dzisiaj jest ich mało, bo taka pora roku, ale
czasem są ich dziesiątki tysięcy! Z miasta ich tak nie widać~
-
Rozumiem.
Ku
zdziwieniu Drakona rozmowa nawet się kleiła. Kouha nie odczuwał
potrzeby dialogu, chciał po prostu mówić i słyszeć potwierdzenie
w stylu ,,aha, okey, rozumiem''. Opowiadał o gwiazdach, księżycu,
widoku na miasto za dnia, temperaturach w poszczególnych
pomieszczeniach, rozłożeniu pokoi na piętrze...
-
I stąd najłatwiej jest się wymknąć~! - skwitował swój wywód
chłopak, z radością wskakując na parapet na którym siedział
Drakon - Czemu nie wyjdziesz na balkon~?
Przez
to samo okno, na którego parapecie siedział, Drakon mógłby wyjść
na całkiem spory taras. Nie odczuwał jednak takiej potrzeby, woląc
siedzieć z oparciem w postaci ściany.
-
Wolę posiedzieć tutaj.
-
Nuuda~ - po czym sam wyskoczył na taras.
-
Chyba nie macie za bardzo co robić, że tak dokładnie
przestudiowałeś wszystkie pokoje w tym skrzydle - stwierdził
Drakon, licząc na to że chłopak połknie przynętę i rozwinie
temat.
-
En-nii nie lubi, gdy za bardzo wtrącamy się w jego pracę, więc
nie licząc obrad rodzinnych i obiadów to raczej tak, nie mam co
robić~ Ale i tak nie wolno nam wychodzić, więc ten pokój jest
najlepszy by się wymknąć~
-
Nie jesteś za to karany?
-
Cza-sa-mi~! - zanucił, po czym wskoczył na barierkę tarasu i
zaczął po niej iść, co chwila przechylając się to w jedną, to
w drugą stronę.
-
Uważaj, nie spadnij - rzucił Drakon, obserwując wyczyny chłopaka
z niepokojem.
-
Nie spadnę~!
Faktycznie,
przez chwilę chodził tak, jednak po jakimś czasie i kilku
pokonanych długościach tarasu niebezpiecznie zachwiał się w
stronę prowadzącą najkrótszą drogą na dół.
-
Uważaj! - wykrzyknął Drakon i błyskawicznie rzucił się, by
złapać Kouhę. Udało mu się chwycić go za rękę, więc
korzystając z faktu że jest silniejszy niż przeciętny mężczyzna
po prostu podniósł go wyżej i przyciągnął do siebie. Trzymając
go na rękach obdarzył Kouhę zagniewanym spojrzeniem.
-
Nie musiałeś mnie łapać! - oburzony Kouha nie patrzył w stronę
swojego wybawcy - Ja tylko udawałem, że spadam!
-
Widziałem, jak udawałeś. Dałem się nabrać, wybacz.
Niemal
widział tę minę zadowolonego kota, którą chłopak miał na
twarzy gdy usłyszał te słowa. Nie musi znać prawdy, niech się
nacieszy że mu się udało.
-
Teraz możesz mnie postawić - rozkazał z uśmiechem Kouha, a Drakon
zrobił jak kazał - No, nareszcie.
Otrzepał
spodnie, jakby był tu panem i władcą, obdarzył Drakona szerokim,
zawadiackim uśmiechem po czym wyszedł równie cicho co wszedł. Cóż
za zgrabna ucieczka.
Następnego
dnia na śniadaniu...
-
Drakon... - nieśmiało zaczął Jafar, patrząc na osobę pół-smoka
- Wiem, że mieliśmy się zaprzyjaźnić z rodziną Kou. Ale... nie
uważasz że... trochę za dobrze ci to idzie?
-
Nie sądzę - odparł Drakon, podsuwając siedzącemu mu na kolanach
chłopakowi grzankę.
-
Nie chcę, jest spalona - jęczał Kouha, grymasząc.
-
Nie jest spalona, tylko przypieczona. Jedz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz