sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Nove

Razel dziwnie się czuł stojąc tuż obok wejścia do gospody. Koty raczej nie zwracały na niego uwagi, co najwyżej któryś pokazywał go palcem jako dziwaka, który nie zrozumiał że festyn już się skończył. Nie w tym jednak był problem - zwykle po prostu nie był zmuszony czekać. Jak co drugi dzień Konoe miał razem z nim udać się do biblioteki, a żeby nie musiał się skradać z duszą na ramieniu mieli się tam po prostu przenieść razem. Zwykle chłopak stawiał się nawet trochę przed czasem, jednak tym razem Razel czekał już dobrą godzinę, a kota jak nie było, tak nie ma. Nie, żeby gdzieś się mu spieszyło...
- Razel! - usłyszał znajomy głos - Wybacz, zasiedziałem się...
Konoe biegł w jego stronę, aż zatrzymał się tuż obok niego z ciężką zadyszką.
- Porozmawiamy na miejscu, trzymaj się - rzucił krótko Razel, po czym wziął Konoe za rękę i dotknął strumienia by się przenieść.
- Czek-
Nie zdążył dokończyć, gdy ogarnęły ich szkarłatne płomienie. Demon mocno trzymał dłoń kota, tak by ten się mu nie zgubił po drodze, a gdy dotarli na miejsce przytrzymał go, gdy niemal ugięły się pod nim kolana. Konoe był zmęczony po biegu, i chociaż miał już praktykę w teleportacji, to nadal zdarzało mu się zasłabnąć po dotarciu.
- Już lepiej? - zapytał cicho ognistowłosy, sadzając chłopaka na krześle. Nogi Konoe drżały. Dopiero wtedy zauważył, że kot trzyma w ręku jakiś koszyk.
- Ahh... Chciałem najpierw iść to odłożyć - mruknął Konoe, stawiając koszyk na stole - Trudno. Etto... Przepraszam za spóźnienie...
- Coś się stało?
- Nie... Po prostu chciałem spędzić trochę czasu z Asato, więc pozwoliłem się zabrać na jakąś kwiecistą polanę, i tak jakoś wyszło że straciłem poczucie czasu...
Czyli to stąd pochodził zapach, który od jakiegoś czasu drażnił nozdrza Razela. Rozpoznawał mistyczny, słodki zapach magicznego kwiecia Meigi. Konoe zapewne nawet nie wie, co trzyma w tym koszyku - połowa magów w kociej stolicy dałaby swoją rodzinę w zastaw, żeby je zdobyć. Na tę myśl Razel uśmiechnął się nieco, po czym z automatu sięgnął i pogłaskał Konoe po głowie. Nie wie, dlaczego ten gest wydaje mu się taki naturalny, ale nie ma zamiaru się nad tym zastanawiać.
- Bierzmy się do roboty - mruknął w końcu, zabierając rękę z głowy kota.
- Mhm - burknął Konoe, dziwnie czerwony na twarzy.

Podczas gdy Razel brał wyższe półki, Konoe zbliżał się powoli do litery K. Uważał to za spory postęp w niedługim czasie, więc pełen samozadowolenia przerzucał kolejne strony. Płomień, którym demon oświetlał pomieszczenie jak zwykle sprawiał, że włosy Razela iluminowały różnymi kolorami. Wyglądały jak żywy ogień. Ciekawe, jakie są w dotyku... Zanim się zorientował, zapomniał o trzymanej w ręku książce i skupił się na postaci demona. To już prawie trzeci tydzień gdy pomaga mu z książkami a mimo to nadal nie przywykł do ognistowłosego. Jego dziwne, konfundujące zachowanie sprawiało, że Konoe miał ochotę rwać sobie włosy z głowy. Przy głębszym wdechu poczuł wyraźny zapach kwiatów, które zebrał z Asato. Ich słodki aromat uspokajał go, więc mimowolnie uśmiechnął się. Gdy tak patrzył na fascynujące cienie na włosach Razela, zapragnął ich dotknąć. Zapach kwiatów jakby stał się intensywniejszy, uderzał mu do głowy...
- Razel... Mogę pobawić się twoimi włosami? - usłyszał swój własny głos.
Razel podniósł wzrok z nad lektury. W jego obojętnych tęczówkach przemknął cień zaskoczenia, jednak skinął głową z dziwnym, szemranym uśmieszkiem. Niewiele myśląc Konoe przesunął się razem z krzesłem koło demona. Odruchowo wziął też koszyk, który nadal wydzielał z siebie odurzający zapach kwiatów.
- Zaskakujesz mnie, Konoe - wymruczał głębokim głosem Razel, gdy odwracał się tak by udostępnić swoje włosy kotu.
Chłopak położył uszy po sobie, jednak demon nie wyglądał na złego. Nagle nieśmiały, Konoe zawahał się nim dotknął jaśniejących kosmyków. Czy nie będą go palić? Szybko jednak rozwiały się jego obawy, gdy musnął jeden czubkami palców. Były chłodne w dotyku, przynajmniej w porównaniu z temperaturą ciała demona. Delikatnie wsunął palce głębiej. Powstrzymał westchnienie zachwytu - były naprawdę miękkie i gładkie, jakby przesuwał palcami bo bardzo drogiej tkaninie. Ich zmieniająca się barwa nadawała im tak niewiarygodnego piękna, że w Konoe zawrzała zazdrość. Też chciałby mieć takie wspaniałe włosy... Kosmyki przepływały mu gładko po dłoni. Mógłby ich tak dotykać wiecznie.
- Są przepiękne... - wyszeptał nieświadomie.
- Dziękuję - odpowiedział mu rozbawiony głos.
Miał ochotę spalić się na miejscu. Naprawdę powiedział to na głos? Aghh, niech się ziemia rozstąpił i pochłoną go ognie piekielne...! Chwila, przecież Razel włada ogniem. Spadłby jak z deszczu pod rynnę. Zawstydzony Konoe bił się z własnymi myślami, machając nerwowo ogonem. Odurzający zapach kwiatów wcale mu nie pomagał.
- Już nie chcesz? - dotarło do niego pytanie.
- E? A, nie, chcę, chcę...
Z dziwną ekscytacją ponownie zaczął przeczesywać włosy Razela palcami. Błądził tak po nich, zadziwiając się ich fakturą, aż dotarł do miejsca gdzie Razel spinał je w kucyka. Nie pytając o pozwolenie przeciął pazurem skórę, której demon używał do spinania włosów i rozpuszczone ułożył mu na ramionach. Gdy patrzył na swoje palce zaplątane w kosmyki pod wpływem impulsu przysunął się i dyskretnie powąchał je. Silny aromat uderzył jego nozdrza. Gdyby ogień ożył i przybrał kocią postać, to właśnie taki byłby jego zapach. Ale nie pachniał dymem ani drewnem - to był niesamowicie męski, silny zapach. W połączeniu z aromatem kwiatów Konoe poczuł, jak zakręciło mu się w głowie. Jego palce zaczęły działać same, nie miał nad nimi kontroli. Otworzył klapę koszyka i wyjmował z niego kolejne rośliny, wplatając je w warkocza który powstawał z mieniących się odcieni czerwieni, złota i pomarańczu. Nawet rzemień do trzymania wszystkiego w całości zastąpił kilkoma kwiatami, które splótł ciasno dookoła grubej kępy włosów. Dopiero gdy wypuścił warkocz z dłoni dotarło do niego, co właściwie zrobił.
- Etto... Razel... Chyba... Zepsułem ci rzemień do wiązania włosów... - wymamrotał, kładąc uszy po sobie.
- Nie szkodzi - mruknął demon, nie odrywając oczu od lektury. Na jego wargach tańczył szelmowski uśmieszek.
- I... Zmieniłem ci fryzurę... - kontynuował kot.
- Ah tak?
- ...Przepraszam.
- Przecież pozwoliłem ci się nimi pobawić. Nie ma potrzeby przepraszać - powiedział spokojnie ognistowłosy.
Konoe nieśmiało wstał, by zobaczyć swoje dzieło w pełnej krasie. Nie chwycił krótszych włosów, które okalają twarz Razela, więc te zostały na swoim miejscu. Bujna burza włosów zniknęła, zastąpiona przez grubego, średnio długiego warkocza. Pośród mieniących się włosów kwiaty z koszyka zdawały się absorbować światło i emitować fluorescencyjną zieleń.
- I jak? - zapytał rozbawiony demon.
- D-Dobrze...
O dziwo, nie wyglądał źle. Inaczej, ale na pewno nie źle. Przystojnemu i w szmatach ładnie. Natychmiast potrząsnął głową pozbywając się dziwnych myśli. Ciekawe, czy zapachy Razela i kwiatów się połączą. Miał ochotę podejść i sprawdzić, jednak uparcie stał w miejscu. Nagle przypomniał sobie o tym, że tak w ogóle to przyszedł tu pomagać z czytaniem, a nie robić warkocze i wianki na głowę. Znów miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Odurzony zapachami działał impulsywnie i w sumie bezsensownie. Razel przyglądał mu się spokojnie.
- Możemy to kiedyś powtórzyć - stwierdził nagle, wracając wzrokiem do książki - Tylko następnym razem weź ze sobą szczotkę.
Rozczesać te włosy? Dziwna ekscytacja wróciła, znów musiał się zganić za dziwaczne myśli. Niespokojny i zawstydzony wziął swoje krzesło i wrócił do niemal nienaruszonej sterty książek. Resztę pobytu w bibliotece spędził na udawaniu, że się koncentruje na czytaniu.

Przenieśli się do poczekalni. Konoe już zdążył zapomnieć o tym, że zmienił fryzurę Razela, gdy nagle weszli do jadalni i zapadła cisza. Oczywiście umilkł tylko jeden stolik, ale to wystarczyło by w pokoju był niemal idealny spokój. Rai, Asato i demony patrzyły na ognistowłosego jakby nagle wyłysiał. Ten zupełnie się tym nie przejmując podszedł do swojego zwyczajowego miejsca i oparł się o ścianę przy oknie.
- Buahahahahhahahaha - wybuchł śmiechem Froud - Coś ty dał sobie zrobić z włosami...!!
- Hej, Razel, wszyscy wiemy że robisz się ciepłą kluchą gdy chodzi o malucha, ale miejże jakąś godność...! - warknął Verg, nie tyle rozbawiony co zniesmaczony.
- ...To nic złego, pragnąć odmiany w życiu - stwierdził Kaltz, by znów skierować wzrok na niebo za oknem.
- Czy to są kwiaty, które zbieraliśmy? - Asato zastrzygł uszami, przechylając nieco głowę gdy patrzył na Konoe.
- T-Tak... - wymamrotał Konoe, kładąc uszy po sobie - Przepraszam, wiem, że nie do tego miały być...
- Jeśli Konoe chciał ich tak użyć, to dobrze, że się przydały - ciepły uśmiech czarnego kota tylko wzmógł poczucie winy w jego sercu.
- Masz okropny gust - rzucił krótko Rai, nawet nie patrząc na brązowowłosego - Nawet Bardo robi lepsze fryzury.
Zbesztany Konoe podkulił ogon pod siebie i przysiadł się na krańcu stołu. Nie miał specjalnego apetytu, więc przy pierwszej okazji zmył się na górę. Tam zakopał się w pierzynę i pogrążył w samokrytyce.

Stojąc nad jeziorem Razel patrzył w swoje odbicie. Co jakiś czas zmienia fryzurę, jednak zwykle pod wpływem konieczności, nie własnej woli. Nie odczuwa takiej potrzeby. Mimo to uśmiechał się patrząc na warkocz stworzony przez Konoe. Wiedział, jakie kwiaty mają działanie na koty i był ciekaw, jak Konoe zareaguje.
- Mogło być o wiele zabawniej... - mruknął sam do siebie, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Kiedy indziej. Kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz