Razel dziwnie się czuł stojąc tuż
obok wejścia do gospody. Koty raczej nie zwracały na niego uwagi,
co najwyżej któryś pokazywał go palcem jako dziwaka, który nie
zrozumiał że festyn już się skończył. Nie w tym jednak był
problem - zwykle po prostu nie był zmuszony czekać. Jak co drugi
dzień Konoe miał razem z nim udać się do biblioteki, a żeby nie
musiał się skradać z duszą na ramieniu mieli się tam po prostu
przenieść razem. Zwykle chłopak stawiał się nawet trochę przed
czasem, jednak tym razem Razel czekał już dobrą godzinę, a kota
jak nie było, tak nie ma. Nie, żeby gdzieś się mu spieszyło...
- Razel! - usłyszał znajomy głos -
Wybacz, zasiedziałem się...
Konoe biegł w jego stronę, aż
zatrzymał się tuż obok niego z ciężką zadyszką.
- Porozmawiamy na miejscu, trzymaj się
- rzucił krótko Razel, po czym wziął Konoe za rękę i dotknął
strumienia by się przenieść.
- Czek-
Nie zdążył dokończyć, gdy
ogarnęły ich szkarłatne płomienie. Demon mocno trzymał dłoń
kota, tak by ten się mu nie zgubił po drodze, a gdy dotarli na
miejsce przytrzymał go, gdy niemal ugięły się pod nim kolana.
Konoe był zmęczony po biegu, i chociaż miał już praktykę w
teleportacji, to nadal zdarzało mu się zasłabnąć po dotarciu.
- Już lepiej? - zapytał cicho
ognistowłosy, sadzając chłopaka na krześle. Nogi Konoe drżały.
Dopiero wtedy zauważył, że kot trzyma w ręku jakiś koszyk.
- Ahh... Chciałem najpierw iść to
odłożyć - mruknął Konoe, stawiając koszyk na stole - Trudno.
Etto... Przepraszam za spóźnienie...
- Coś się stało?
- Nie... Po prostu chciałem spędzić
trochę czasu z Asato, więc pozwoliłem się zabrać na jakąś
kwiecistą polanę, i tak jakoś wyszło że straciłem poczucie
czasu...
Czyli to stąd pochodził zapach,
który od jakiegoś czasu drażnił nozdrza Razela. Rozpoznawał
mistyczny, słodki zapach magicznego kwiecia Meigi. Konoe zapewne
nawet nie wie, co trzyma w tym koszyku - połowa magów w kociej
stolicy dałaby swoją rodzinę w zastaw, żeby je zdobyć. Na tę
myśl Razel uśmiechnął się nieco, po czym z automatu sięgnął i
pogłaskał Konoe po głowie. Nie wie, dlaczego ten gest wydaje mu
się taki naturalny, ale nie ma zamiaru się nad tym zastanawiać.
- Bierzmy się do roboty - mruknął w
końcu, zabierając rękę z głowy kota.
- Mhm - burknął Konoe, dziwnie
czerwony na twarzy.
Podczas gdy Razel brał wyższe półki,
Konoe zbliżał się powoli do litery K. Uważał to za spory postęp
w niedługim czasie, więc pełen samozadowolenia przerzucał kolejne
strony. Płomień, którym demon oświetlał pomieszczenie jak zwykle
sprawiał, że włosy Razela iluminowały różnymi kolorami.
Wyglądały jak żywy ogień. Ciekawe, jakie są w dotyku... Zanim
się zorientował, zapomniał o trzymanej w ręku książce i skupił
się na postaci demona. To już prawie trzeci tydzień gdy pomaga mu
z książkami a mimo to nadal nie przywykł do ognistowłosego. Jego
dziwne, konfundujące zachowanie sprawiało, że Konoe miał ochotę
rwać sobie włosy z głowy. Przy głębszym wdechu poczuł wyraźny
zapach kwiatów, które zebrał z Asato. Ich słodki aromat uspokajał
go, więc mimowolnie uśmiechnął się. Gdy tak patrzył na
fascynujące cienie na włosach Razela, zapragnął ich dotknąć.
Zapach kwiatów jakby stał się intensywniejszy, uderzał mu do
głowy...
- Razel... Mogę pobawić się twoimi
włosami? - usłyszał swój własny głos.
Razel podniósł wzrok z nad lektury.
W jego obojętnych tęczówkach przemknął cień zaskoczenia, jednak
skinął głową z dziwnym, szemranym uśmieszkiem. Niewiele myśląc
Konoe przesunął się razem z krzesłem koło demona. Odruchowo
wziął też koszyk, który nadal wydzielał z siebie odurzający
zapach kwiatów.
- Zaskakujesz mnie, Konoe - wymruczał
głębokim głosem Razel, gdy odwracał się tak by udostępnić
swoje włosy kotu.
Chłopak położył
uszy po sobie, jednak demon nie wyglądał na złego. Nagle
nieśmiały, Konoe zawahał się nim dotknął jaśniejących
kosmyków. Czy nie będą go palić? Szybko jednak rozwiały się
jego obawy, gdy musnął jeden czubkami palców. Były chłodne w
dotyku, przynajmniej w porównaniu z temperaturą ciała demona.
Delikatnie wsunął palce głębiej. Powstrzymał westchnienie
zachwytu - były naprawdę miękkie i gładkie, jakby przesuwał
palcami bo bardzo drogiej tkaninie. Ich zmieniająca się barwa
nadawała im tak niewiarygodnego piękna, że w Konoe zawrzała
zazdrość. Też chciałby mieć takie wspaniałe włosy... Kosmyki
przepływały mu gładko po dłoni. Mógłby ich tak dotykać
wiecznie.
- Są przepiękne... - wyszeptał
nieświadomie.
- Dziękuję - odpowiedział mu
rozbawiony głos.
Miał ochotę spalić się na miejscu.
Naprawdę powiedział to na głos? Aghh, niech się ziemia rozstąpił
i pochłoną go ognie piekielne...! Chwila, przecież Razel włada
ogniem. Spadłby jak z deszczu pod rynnę. Zawstydzony Konoe bił się
z własnymi myślami, machając nerwowo ogonem. Odurzający zapach
kwiatów wcale mu nie pomagał.
- Już nie chcesz? - dotarło do niego
pytanie.
- E? A, nie, chcę, chcę...
Z dziwną ekscytacją ponownie zaczął
przeczesywać włosy Razela palcami. Błądził tak po nich,
zadziwiając się ich fakturą, aż dotarł do miejsca gdzie Razel
spinał je w kucyka. Nie pytając o pozwolenie przeciął pazurem
skórę, której demon używał do spinania włosów i rozpuszczone
ułożył mu na ramionach. Gdy patrzył na swoje palce zaplątane w
kosmyki pod wpływem impulsu przysunął się i dyskretnie powąchał
je. Silny aromat uderzył jego nozdrza. Gdyby ogień ożył i
przybrał kocią postać, to właśnie taki byłby jego zapach. Ale
nie pachniał dymem ani drewnem - to był niesamowicie męski, silny
zapach. W połączeniu z aromatem kwiatów Konoe poczuł, jak
zakręciło mu się w głowie. Jego palce zaczęły działać same,
nie miał nad nimi kontroli. Otworzył klapę koszyka i wyjmował z
niego kolejne rośliny, wplatając je w warkocza który powstawał z
mieniących się odcieni czerwieni, złota i pomarańczu. Nawet
rzemień do trzymania wszystkiego w całości zastąpił kilkoma
kwiatami, które splótł ciasno dookoła grubej kępy włosów.
Dopiero gdy wypuścił warkocz z dłoni dotarło do niego, co
właściwie zrobił.
- Etto... Razel... Chyba... Zepsułem
ci rzemień do wiązania włosów... - wymamrotał, kładąc uszy po
sobie.
- Nie szkodzi - mruknął demon, nie
odrywając oczu od lektury. Na jego wargach tańczył szelmowski
uśmieszek.
- I... Zmieniłem ci fryzurę... -
kontynuował kot.
- Ah tak?
- ...Przepraszam.
- Przecież pozwoliłem ci się nimi
pobawić. Nie ma potrzeby przepraszać - powiedział spokojnie
ognistowłosy.
Konoe nieśmiało wstał, by zobaczyć
swoje dzieło w pełnej krasie. Nie chwycił krótszych włosów,
które okalają twarz Razela, więc te zostały na swoim miejscu.
Bujna burza włosów zniknęła, zastąpiona przez grubego, średnio
długiego warkocza. Pośród mieniących się włosów kwiaty z
koszyka zdawały się absorbować światło i emitować
fluorescencyjną zieleń.
- I jak? - zapytał rozbawiony demon.
- D-Dobrze...
O dziwo, nie
wyglądał źle. Inaczej, ale na pewno nie źle. Przystojnemu
i w szmatach ładnie. Natychmiast
potrząsnął głową pozbywając się dziwnych myśli. Ciekawe,
czy zapachy Razela i kwiatów się połączą. Miał
ochotę podejść i sprawdzić, jednak uparcie stał w miejscu. Nagle
przypomniał sobie o tym, że tak w ogóle to przyszedł tu pomagać
z czytaniem, a nie robić warkocze i wianki na głowę. Znów miał
ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Odurzony zapachami
działał impulsywnie i w sumie bezsensownie. Razel przyglądał mu
się spokojnie.
- Możemy to kiedyś powtórzyć -
stwierdził nagle, wracając wzrokiem do książki - Tylko następnym
razem weź ze sobą szczotkę.
Rozczesać
te włosy? Dziwna ekscytacja wróciła, znów musiał się zganić za
dziwaczne myśli. Niespokojny i zawstydzony wziął swoje krzesło i
wrócił do niemal nienaruszonej sterty książek. Resztę pobytu w
bibliotece spędził na udawaniu, że się koncentruje na czytaniu.
Przenieśli się do poczekalni. Konoe
już zdążył zapomnieć o tym, że zmienił fryzurę Razela, gdy
nagle weszli do jadalni i zapadła cisza. Oczywiście umilkł tylko
jeden stolik, ale to wystarczyło by w pokoju był niemal idealny
spokój. Rai, Asato i demony patrzyły na ognistowłosego jakby nagle
wyłysiał. Ten zupełnie się tym nie przejmując podszedł do
swojego zwyczajowego miejsca i oparł się o ścianę przy oknie.
- Buahahahahhahahaha - wybuchł
śmiechem Froud - Coś ty dał sobie zrobić z włosami...!!
- Hej, Razel, wszyscy wiemy że robisz
się ciepłą kluchą gdy chodzi o malucha, ale miejże jakąś
godność...! - warknął Verg, nie tyle rozbawiony co zniesmaczony.
- ...To nic złego, pragnąć odmiany
w życiu - stwierdził Kaltz, by znów skierować wzrok na niebo za
oknem.
- Czy to są kwiaty, które
zbieraliśmy? - Asato zastrzygł uszami, przechylając nieco głowę
gdy patrzył na Konoe.
- T-Tak... - wymamrotał Konoe, kładąc
uszy po sobie - Przepraszam, wiem, że nie do tego miały być...
- Jeśli Konoe chciał ich tak użyć,
to dobrze, że się przydały - ciepły uśmiech czarnego kota tylko
wzmógł poczucie winy w jego sercu.
- Masz okropny gust - rzucił krótko
Rai, nawet nie patrząc na brązowowłosego - Nawet Bardo robi lepsze
fryzury.
Zbesztany Konoe podkulił ogon pod
siebie i przysiadł się na krańcu stołu. Nie miał specjalnego
apetytu, więc przy pierwszej okazji zmył się na górę. Tam
zakopał się w pierzynę i pogrążył w samokrytyce.
Stojąc nad jeziorem Razel patrzył w
swoje odbicie. Co jakiś czas zmienia fryzurę, jednak zwykle pod
wpływem konieczności, nie własnej woli. Nie odczuwa takiej
potrzeby. Mimo to uśmiechał się patrząc na warkocz stworzony
przez Konoe. Wiedział, jakie kwiaty mają działanie na koty i był
ciekaw, jak Konoe zareaguje.
- Mogło być o wiele zabawniej... -
mruknął sam do siebie, po czym odwrócił się na pięcie i
odszedł.
Kiedy indziej. Kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz