sobota, 23 stycznia 2016

Brat

- Ara, ara, mój drogi braciszku... Widziałem. Zielonowłosy prychnął, nie odwracając się w stronę Mephisto.
- Zostaw mnie w spokoju - warknął, zwijając się w kłębek na kanapie - Ja wcale nie przegrałem.
- Przecież wiem - odparł spokojnie Pheles.
Starszy rangą demon siedział wygodnie w swoim fotelu, elegancko popijając herbatę z filiżanki. Krew, która wciąż nie przestała płynąć z szybko regenerujących się ran Władcy Ziemi, wsiąkała w obicie sofy, barwiąc jej piękną biel na różne odcienie różu i czerwieni.
- Mój drogi, brudzisz moją cenną kanapę - żachnął się Mephisto - Idź krwawić do kąta.
Amaimon całkowicie zignorował słowa starszego brata, biorąc pierwszą z brzegu poduszkę i przytulając się do niej. Zawsze tak było, ilekroć odnosił rany zaczynał zachowywać się jak zraniony kundel. Leżeć w kącie, warczeć na każdego, kto podejdzie i w ciszy wylizywać własne rany.
- Nie musiałeś interweniować - cicho wymamrotał zielonowłosy - Doskonale dałbym sobie z nim radę, tylko on wpadł w szał i...
- Ciii - Mephisto stanął tuż przy nim, kładąc mu delikatnie palec na usta - Już dobrze. Rin wpadł w szał, a jego płomienie są równie silne co te należące do Władcy Gehenny. Nie przegrałeś. To nie Rin z tobą wygrał.
Chociaż fakt, iż osoba pokroju Phelesa musiała go pocieszać nie cieszył Amaimona, to poczuł się lepiej. To były te słowa, których tak bardzo łaknął, tak bardzo pożądał. Nie przegrał. Nikt nie będzie się z niego śmiał.
Mniejsze rany regenerują się bezboleśnie, jednak im większe nacięcie, tym gorzej szczypie podczas leczenia. Ponieważ proces zanikania małych urazów był już praktycznie zakończony, Amaimon zacisnął zęby, gotowy na to jakże charakterystyczne uczucie przypalania skóry. Fala jednak nie nadeszła, a on sam ze zdziwieniem otwarł do tej pory zamknięte oczy.
- Nie boli... - wyszeptał sam do siebie.
- A czego się spodziewałeś? - Mephisto uśmiechnął się z wyższością - Cięcia Kurihary nie przecięły twojej skóry. Doznałeś tylko oparzeń, które choć poważne, szybko się zaleczyły.
Amaimon przez chwilę bardzo szybko mrugał, przetwarzając nowe informacje.
- Skąd zatem tak wielka ilość krwi? - zapytał z całkowitym brakiem zrozumienia na twarzy.
Pheles uśmiechnął się tylko tajemniczo, pozostawiając to pytanie bez odpowiedzi. Nie rozumiem. Przecież byłem cięty. Postanowił jednak nie drążyć tego tematu, w końcu nigdy nie wiadomo, co się kryje za jego nagłym ozdrowieniem.
***
- Ale jestem już całkowicie zdrowy! Bracie, obiecałeś mi!
Mephisto zaczynał mieć dość gadania tego przerośniętego dzieciaka. Od momentu walki zielonowłosego z Rinem nie minęło jeszcze dość czasu, by ten mógł się szwendać gdzie dusza zapragnie i pozwiedzać Japonię. Wygląda jednak na to, iż Władca Ziemi nie ma najmniejszego nawet zamiaru odpuścić i będzie stękał, marudził i jęczał tak długo, aż w końcu pójdą do tego wesołego miasteczka. Choć Mephisto potrafi docenić urok tego typu miejsc, nie miał specjalnej ochoty odwiedzać ich w akurat takim towarzystwie. Cicha obserwacja ludzi jest zdecydowanie lepsza niż głośna interakcja. Ostatecznie jednak udało mu się wytargować tydzień. Tyle, że to było tydzień temu, a teraz wypadałoby dotrzymać słowa.
- Dobrze, to gdzie chcesz iść? - zapytał licząc na to, że Amaimon się zatnie i nie będzie wiedział, co powiedzieć.
- Do wesołego miasteczka, przecież już to mówiłem!
- Ale do którego konkretnie?
Tym pytaniem zagiął zielonowłosego, zupełnie nie orientującego się w układzie Miasta. Przykucnął on na dywanie, intensywnie dumając nad postawionym mu pytaniem.
- Do największego - odparł po dłuższej chwili.
Ah, jednak i on czasem potrafi coś wymyślić. Była to wygodna odpowiedź, nie wymagająca nazwy obiektu... Chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić.
I tak oto wylądował tutaj. W wielkim wesołym miasteczku, pełnym ludzi, świateł i kolorów. Można było dostać oczopląsu od samego patrzenia. Wielobarwna kaskada wszystkiego, co się świeci, niemal oślepiała Mephisto, gdy przedzierał się przez tłumy w ślad za swoim młodszym bratem.
- Bracie, widzisz? Sprzedają tu watę cukrową! - i tak przy każdym stoisku. Wykupił już chyba wszystkie rodzaje jedzenia, jakie idzie kupić w tego typu miejscach, żołądek zielonowłosego jednak wciąż domagał się więcej. A może nie tyle żołądek, ile ciekawość. Był tak ciekaw wszystkiego, że z dziecinnym entuzjazmem latał od straganu do straganu i rozmawiał ze sprzedającymi. Cały czas śmiał się i wygłupiał. Dzieciak. Ale uroczy.
- Starczy tego dobrego - rzekł w końcu, łapiąc zielonowłosego w porę za kołnierz, nim znów rzucił się na jakieś stoisko - Wracamy do Akademii.
- Nie! - wykrzyknął Amaimon, z nadzieją w oczach zerkając na starszego brata - Przejedźmy się jeszcze tym, proooszę!
Wskazywał palcem na diabelski młyn. Może i nie ma lęku wysokości, jednak powolne tempo przesuwania się poszczególnych wagoników, zwłaszcza po całym dniu spędzonym na ganianiu za uchachanym Władcą Ziemi nie zachęcało go. Jakaś dziwna słabość jednak kazała mu ulec, pozwolił więc zaciągnąć się do kolejki. Nie minęło wiele czasu, a radosny chłopak i jego mniej radosny towarzysz siedzieli w kabinie, z powoli rosnącej wysokości podziwiając panoramę Miasta.
- Tam widać twoją Akademię - powiedział Amaimon z nosem przylepionym do szyby.
- Tak, tak - westchnął Mephisto.
- Nee, bracie...
- Słucham?
- Wtedy, po tej walce... Uleczyłeś moje rany?
Mephisto zastygł w bezruchu, jednak był to tylko ułamek sekundy. Zerknął szybko na zielonowłosego, i upewniwszy się, że nie zauważył jego chwilowej słabości odchrząknął cicho.
- Moja moc nie służy do tego typu zabaw, Amaimonie - stwierdził poważnym tonem.
- Aha... - rzekł tylko Władca Ziemi, po czym wrócił do oglądania widoków za szybą.
Szlag... A jednak się domyślił. Zaczął przyglądać się mniejszemu chłopakowi, ten jednak niczym nie zrażony wpatrywał się w ludzi na dole. Nagle zielonowłosy wstał i usiadł tuż obok Phelesa.
- Nee, bracie... Dlaczego kłamiesz?
Na ten argument nie miał żadnej obrony. Co miał mu powiedzieć? Po chwili jednak Amaimon wtulił się w jego ramię.
- Dziękuję - wyszeptał tylko.
Pozostali w tej pozycji aż do końca jazdy. Dlaczego jednak Mephisto było tak gorąco? Tego nie wie nikt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz