- Ara, ara, mój drogi braciszku...
Widziałem.
Zielonowłosy prychnął, nie
odwracając się w stronę Mephisto.
- Zostaw mnie w spokoju - warknął,
zwijając się w kłębek na kanapie - Ja wcale nie przegrałem.
- Przecież wiem - odparł spokojnie
Pheles.
Starszy rangą demon siedział
wygodnie w swoim fotelu, elegancko popijając herbatę z filiżanki.
Krew, która wciąż nie przestała płynąć z szybko regenerujących
się ran Władcy Ziemi, wsiąkała w obicie sofy, barwiąc jej piękną
biel na różne odcienie różu i czerwieni.
- Mój drogi, brudzisz moją cenną
kanapę - żachnął się Mephisto - Idź krwawić do kąta.
Amaimon całkowicie zignorował słowa
starszego brata, biorąc pierwszą z brzegu poduszkę i przytulając
się do niej. Zawsze tak było, ilekroć odnosił rany zaczynał
zachowywać się jak zraniony kundel. Leżeć w kącie, warczeć na
każdego, kto podejdzie i w ciszy wylizywać własne rany.
- Nie musiałeś interweniować -
cicho wymamrotał zielonowłosy - Doskonale dałbym sobie z nim radę,
tylko on wpadł w szał i...
- Ciii - Mephisto stanął tuż przy
nim, kładąc mu delikatnie palec na usta - Już dobrze. Rin wpadł w
szał, a jego płomienie są równie silne co te należące do Władcy
Gehenny. Nie przegrałeś. To nie Rin z tobą wygrał.
Chociaż fakt, iż osoba pokroju
Phelesa musiała go pocieszać nie cieszył Amaimona, to poczuł się
lepiej. To były te słowa, których tak bardzo łaknął, tak bardzo
pożądał. Nie przegrał. Nikt nie będzie się z niego śmiał.
Mniejsze rany regenerują się
bezboleśnie, jednak im większe nacięcie, tym gorzej szczypie
podczas leczenia. Ponieważ proces zanikania małych urazów był już
praktycznie zakończony, Amaimon zacisnął zęby, gotowy na to jakże
charakterystyczne uczucie przypalania skóry. Fala jednak nie
nadeszła, a on sam ze zdziwieniem otwarł do tej pory zamknięte
oczy.
- Nie boli... - wyszeptał sam do
siebie.
- A czego się spodziewałeś? -
Mephisto uśmiechnął się z wyższością - Cięcia Kurihary nie
przecięły twojej skóry. Doznałeś tylko oparzeń, które choć
poważne, szybko się zaleczyły.
Amaimon przez chwilę bardzo szybko
mrugał, przetwarzając nowe informacje.
- Skąd zatem tak wielka ilość krwi?
- zapytał z całkowitym brakiem zrozumienia na twarzy.
Pheles uśmiechnął się tylko
tajemniczo, pozostawiając to pytanie bez odpowiedzi. Nie
rozumiem. Przecież byłem cięty. Postanowił
jednak nie drążyć tego tematu, w końcu nigdy nie wiadomo, co się
kryje za jego nagłym ozdrowieniem.
***
- Ale jestem już całkowicie zdrowy!
Bracie, obiecałeś mi!
Mephisto zaczynał mieć dość
gadania tego przerośniętego dzieciaka. Od momentu walki
zielonowłosego z Rinem nie minęło jeszcze dość czasu, by ten
mógł się szwendać gdzie dusza zapragnie i pozwiedzać Japonię.
Wygląda jednak na to, iż Władca Ziemi nie ma najmniejszego nawet
zamiaru odpuścić i będzie stękał, marudził i jęczał tak
długo, aż w końcu pójdą do tego wesołego miasteczka. Choć
Mephisto potrafi docenić urok tego typu miejsc, nie miał specjalnej
ochoty odwiedzać ich w akurat takim towarzystwie. Cicha obserwacja
ludzi jest zdecydowanie lepsza niż głośna interakcja. Ostatecznie
jednak udało mu się wytargować tydzień. Tyle, że to było
tydzień temu, a teraz wypadałoby dotrzymać słowa.
- Dobrze, to gdzie chcesz iść? -
zapytał licząc na to, że Amaimon się zatnie i nie będzie
wiedział, co powiedzieć.
- Do wesołego miasteczka, przecież
już to mówiłem!
- Ale do którego konkretnie?
Tym pytaniem zagiął zielonowłosego,
zupełnie nie orientującego się w układzie Miasta. Przykucnął on
na dywanie, intensywnie dumając nad postawionym mu pytaniem.
- Do największego - odparł po
dłuższej chwili.
Ah, jednak i on czasem potrafi coś
wymyślić. Była to wygodna odpowiedź, nie wymagająca nazwy
obiektu... Chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić.
I tak oto wylądował tutaj. W wielkim
wesołym miasteczku, pełnym ludzi, świateł i kolorów. Można było
dostać oczopląsu od samego patrzenia. Wielobarwna kaskada
wszystkiego, co się świeci, niemal oślepiała Mephisto, gdy
przedzierał się przez tłumy w ślad za swoim młodszym bratem.
-
Bracie, widzisz? Sprzedają tu watę cukrową! - i tak przy każdym
stoisku. Wykupił już chyba wszystkie rodzaje jedzenia, jakie idzie
kupić w tego typu miejscach, żołądek zielonowłosego jednak wciąż
domagał się więcej. A może nie tyle żołądek, ile ciekawość.
Był tak ciekaw wszystkiego, że z dziecinnym entuzjazmem latał od
straganu do straganu i
rozmawiał ze sprzedającymi. Cały czas śmiał się i wygłupiał.
Dzieciak. Ale uroczy.
- Starczy tego dobrego - rzekł w
końcu, łapiąc zielonowłosego w porę za kołnierz, nim znów
rzucił się na jakieś stoisko - Wracamy do Akademii.
- Nie! - wykrzyknął Amaimon, z
nadzieją w oczach zerkając na starszego brata - Przejedźmy się
jeszcze tym, proooszę!
Wskazywał palcem na diabelski młyn.
Może i nie ma lęku wysokości, jednak powolne tempo przesuwania się
poszczególnych wagoników, zwłaszcza po całym dniu spędzonym na
ganianiu za uchachanym Władcą Ziemi nie zachęcało go. Jakaś
dziwna słabość jednak kazała mu ulec, pozwolił więc zaciągnąć
się do kolejki. Nie minęło wiele czasu, a radosny chłopak i jego
mniej radosny towarzysz siedzieli w kabinie, z powoli rosnącej
wysokości podziwiając panoramę Miasta.
- Tam widać twoją Akademię -
powiedział Amaimon z nosem przylepionym do szyby.
- Tak, tak - westchnął Mephisto.
- Nee, bracie...
- Słucham?
- Wtedy, po tej walce... Uleczyłeś
moje rany?
Mephisto zastygł w bezruchu, jednak
był to tylko ułamek sekundy. Zerknął szybko na zielonowłosego, i
upewniwszy się, że nie zauważył jego chwilowej słabości
odchrząknął cicho.
- Moja moc nie służy do tego typu
zabaw, Amaimonie - stwierdził poważnym tonem.
- Aha... - rzekł tylko Władca Ziemi,
po czym wrócił do oglądania widoków za szybą.
Szlag... A jednak się domyślił.
Zaczął przyglądać się
mniejszemu chłopakowi, ten jednak niczym nie zrażony wpatrywał się
w ludzi na dole. Nagle zielonowłosy wstał i usiadł tuż obok
Phelesa.
- Nee, bracie... Dlaczego kłamiesz?
Na ten argument nie miał żadnej
obrony. Co miał mu powiedzieć? Po chwili jednak Amaimon wtulił się
w jego ramię.
- Dziękuję - wyszeptał tylko.
Pozostali w tej pozycji aż do końca
jazdy. Dlaczego jednak Mephisto było tak gorąco? Tego nie wie nikt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz