sobota, 23 stycznia 2016

Śnieg

Nie dla wszystkich powrót do domu po ciężkim dniu w szkole jest długo wyczekiwaną przyjemnością. Legendy mówią, że są i takie osoby, które swoje miejsce mają w ciemnych murach placówki nauczania, gdzie odnajdują spokój i wytchnienie. Na szczęście Ichigo nie należy do tego typu osób, jest zdrowym, silnym nastolatkiem... Który mimo wszystko wolałby być teraz gdziekolwiek, byle nie w tych tchnących pustką ścianach. Jego siostry pojechały na wycieczkę z klasą, ojciec prawdopodobnie wróci bardzo późno z pracy... To nie jest miejsce, w którym teraz chciałby się znajdować. Ostatnia walka zniszczyła jego morale, złamała go w pół i rozbiła na tysiące kawałeczków. Przegrał. To nie była drobna porażka, niewielka różnica sił czy zwykłe szczęście. To był pogrom. Grimmjow go po prostu zmiażdżył. I to właśnie on. Ten fakt bolał rudzielca najbardziej, uderzał go w serce setkami małych szpileczek. Od tamtego czasu rzeczony winowajca nie zjawił się w Karakurze. Jak to się w ogóle stało, że tak bardzo się ze sobą zżyli? Ah, no tak... ***
Był to dzień praktycznie taki sam jak każdy inny - dość zwykły, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Jak na wczesnojesienną porę było dość chłodno, niespodziewane deszcze co chwila zaskakiwały tłumy przechodniów na ulicach. Jego odznaka nie alarmowała go ani razu, co wziął za dobry znak - mógł w spokoju pouczyć się do sprawdzianu, który wielkimi krokami zbliżał się, dysząc mu wręcz na kark. Tak jak i dziś, tego dnia dom był pusty i zimny, jednak on tego nie czuł. Wystarczył ciepły sweter i dobra herbata, by nie musiał się zastanawiać nad temperaturą. Książka z chemii jeszcze nigdy nie była tak nudna i niezrozumiała jak w momencie, gdy z zaciętą miną, zdeterminowany siadał do nauki. Powiedział sobie jednak, że zda ten głupi i nikomu nie potrzebny przedmiot dla masochistów i to na pozytywną ocenę! Tego postanowienia się trzymając regularnie schodził po kolejne herbaty, nie zauważając jakoś specjalnie upływu czasu. Rozpisywanie polimerów na mery i monomery powoli zaczynało wchodzić do jego głowy, gdy wiedziony jakimś dziwnym impulsem podniósł wzrok znad zapisanych charakterystycznymi znakami białych kartek i zerknął na zewnątrz. Jako iż nie uczestniczy w życiu klubowym swojej szkoły, kończy stosunkowo wcześnie i na dworze wciąż było w miarę jasno. Tym jednak, co zdumiało go najbardziej, był widok, którego nigdy by się nie spodziewał o tej porze roku. Za oknem jego sypialni na piętrze tańczyły niewielkie, białe punkty, wirujące w powiewach wiatru. Śnieg osadzał się na czym tylko zdołał, przyozdabiając parapety w zimowe kolory. Nie była to nie wiadomo jaka śnieżyca - ot, trochę opadów, które łagodnym puchem przykrywały szare ulice. Piekny widok całkowicie oderwał umysł Ichigo od jakże ukochanej chemii, nakazując mu podejść do okna, otworzyć je i wpuścić do środka nieco mrozu. Zimny powiew rozwiał jego nie do końca zapiętą bluzę, jednak chłopak nie przejmował się tym, rozkoszując się znajomym dotykiem chłodu na skórze. Czy jest piękniejsze uczucie od dobrowolnego stania w takim mroźnym wietrze? Nie ma, moi drodzy. Nie ma. Jednak cóż, takie rzeczy trzeba lubić, prawda? W przypływie rozsądku Ichigo zamknął okno, nie chcąc wpuszczać do środka zbyt wielkiej ilości chłodnego powietrza. W końcu jak ojciec wróci i tak będzie marudził, że jest za zimno. Z niechęcią odwrócił się w stronę rozłożonych na biurku podręczników, jednak cała determinacja, która go przy nich trzymała, wyparowała razem z nieśmiałym pocałunkiem mrozu na policzkach. Niewiele myśląc chwycił klucze, zbiegł po schodach, ubrał kurtkę i wyszedł z domu. Nauczyciele zawsze powtarzają, że ruch pomaga się uczyć, prawda? No to on sobie pochodzi na dworze, a potem wróci, zje coś i znów będzie mógł posiedzieć nad tym bezsensownym materiałem. I tej myśli się trzymał, przemierzając coraz to bardziej białe ulice. Ludzie z bliżej nieznanych mu przyczyn chowali się w domach, nikt nie wychodził na dwór, mimo to co chwila mijał jakichś przechodniów. Nogi same zawiodły go nad znajomą rzekę, płynącą tak blisko jego domu. To miejsce, jakże charakterystyczne, było pełne wspomnień zarówno radosnych jak i smutnych. Mimowolnie uśmiechnął się. Nie miał pojęcia, ile czasu tak stał, jednak z otępienia wyrwał go dźwięk nieznanego pochodzenia. Bardziej zaintrygowany niż przestraszony zaczął rozglądać się dookoła, poszukując źródła owego dźwięku. Jego oczy napotkały mężczyznę z dziwnymi, błękitnymi włosami. Był on ubrany w leciutką kurteczkę i spodnie, jednak jego skóra była praktycznie naga. Co za szaleniec, tak cienko ubranym stać w takim zimnie? Niewiele myśląc zdjął puchową kurtkę z siebie i podbiegł do tego mężczyzny, po czym opatulił go. Niebieskowłosy był cały w śniegu, a jego błękitne oczy patrzyły na Ichigo ze zdumieniem wymalowanym w kocich szparkach.
- Ktoś ty? - warknął, gdy tylko pierwsze zaskoczenie minęło.
- Tak mi dziękujesz za to, że ci pomogłem? - Kurosaki odwarknął, nawet nie siląc się na formę grzecznościową - Oddawaj.
- Nie prosiłem o pomoc - twarz mężczyzny wykrzywił gniew, jednak po krótkiej chwili zastanowienia dodał łagodniej - Ale kurtki nie oddam.
W pomarańczowowłosym aż się zagotowało ze złości. Co za bezczelny typ, oddał mu swoją kurtkę, a ten go zwyzywał i teraz odmawia oddania jej! Już miał sięgnąć by odebrać ją siłą, gdy ta dziwna osoba leniwym ruchem strąciła śnieg ze swojej twarzy, ukazując brązowym oczom Ichigo resztki po masce Pustego.
- Tyyy...! - niemal zawył Kurosaki, błyskawicznie odskakując od swego rozmówcy - Kim jesteś?!
Jego ręka automatycznie powędrowała do miejsca, gdzie zwykle z paska zwisała jego odznaka. Naturalnie wziął ją ze sobą, choć bardziej odruchowo niż świadomie. Okazuje się, że niektóre nawyki ratują życie.
- Hę? Shinigami? - w kocich oczach mężczyzny pojawiło się znudzenie - Nie mam ochoty walczyć.
- Że co? - Ichigo za grosz nie wierzył w jego słowa. Nie ma Pustych, którym się nie chce walczyć. Chociaż w sumie...
- Sam to widzisz, co nie? Gdybym chciał cię zabić albo kogoś zjeść, już dawno by ci to ustrojstwo piszczało - stwierdził cicho osobnik - Nie wiedziałem, że tu jest tak kurewsko zimno...
Skonfundowany rudzielec stał, nieprzytomnie wpatrując się w osobę swego rozmówcy.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Grimmjow. Grimmjow Jaegerjaquez - odparł Pusty - Nie chce mi się z tobą naparzać. Ten drań, Ulquiorra, wiecznie obserwuje ludzi. Byłem ciekaw, co on w nich widzi, i o to jestem. Jesteście zajebiście nudni, wiesz?
- To twoja opinia, a tak się składa, że mało mnie ona interesuje - warknął na niego Ichigo.
- Daj spokój i pokaż mi coś ciekawego - Grimmjow szerokim łukiem objął go w ramionach zmuszając, by obaj ruszyli w tym samym kierunku.
Po jakiejś godzinie przekomarzanek, które o mały włos przerodziłyby się w prawdziwą walkę, Ichigo ze zrezygnowaną miną oprowadzał niebieskowłosego po swoim mieście. Naturalnie musiał wyglądać dziwacznie, gadając sam do siebie i co chwila usiłując uderzyć powietrze, jednak ten wredny gość nie chciał się odczepić.
- Nie jesteś zwykłym Pustym - stwierdził Kurosaki, gdy zatrzymali się przy okienku, gdzie wydawali ciepłą kawę i herbatę.
- Teraz żeś się skapł, co, geniuszu? - Grimmjow z dziwną konsternacją wpatrywał się w parujący płyn.
- Daj spokój, herbata cię nie ugryzie - nauczony doświadczeniem nie odpowiadał na zaczepkę. Skoro gość twierdzi, że nie chce walczyć, to i jemu nie zależy na wszczynaniu burdy.
- No to siup - i wlał sobie całą zawartość kubka do ust.
Czy ten wrzask trzeba opisywać? Wszystkie okoliczne duchy zerwały się z miejsca, przekonane, że w okolicy ktoś jest żywcem obdzierany ze skóry. Przecież takie coś trzeba zobaczyć, co nie? Ichigo zwinęło ze śmiechu, niemal leżał na ziemi, nie potrafiąc się porządnie wyprostować. Chociaż w kącikach karmazynowych oczu lśniły łezki bólu, on po prostu nie potrafił w żaden sposób przestać się śmiać.
- O matko... - wysapał między kolejnymi napadami rozbawienia - O-oplułeś... Oplułeś się...
- Oi, chcesz się bić, sukinsynu?! - na twarzy Grimmjowa widać było czerwony odcień upokorzenia - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć!
- Nie zdążyłem... O rany, uduszę się ze śmiechu...
- Jak ci zaraz wpierdolę... - w kocich oczach Pustego iskrzył się prawdziwy gniew, który jednak niezbyt zmartwił Kurosakiego.
- W ramach przeprosin zabiorę cię na lody, dobrze? - ciepły uśmiech zagościł na twarzy Ichigo. Sam nie wiedział, czemu tak powiedział, jednak słowo się rzekło. Zabrał Grimmjowa na lody, tym razem wspomagając go w wyborze i instruując, jak to się je. Co jakiś czas wymieniali się kurtką, jednak kiedy opady śniegu przybrały na sile, przestało to mieć większy sens. Ku własnemu zdziwieniu Ichigo zaprosił Pustego do siebie do domu, w pełni świadom, iż nikogo tam nie zastanie. Tam jeszcze chwilę pogadali, po czym Jaegerjaquez poszedł w swoją stronę. Szanse na to, że spotkają się ponownie, były nikłe, jednak Kurosaki dobrze się bawił. Mimo wszystko.

Następny raz nastąpił szybciej, niż którykolwiek z nich by się spodziewał. Wychodziło na to, że Grimmjow wybitnie nie ma co robić, więc tak czy siak szwenda się po świecie żywych, nikomu nie robiąc większej krzywdy. Natknęli się na siebie, kiedy Ichigo wracał ze szkoły, na szczęście sam. Śnieg, który padał przez kilka dni, zdążył stopnieć, zostawiając na chodnikach ogromne kałuże. Poranne przymrozki, tak niespotykane o tej porze roku, zamieniały te sadzawki dla mrówek w tor przeszkód połączony z lodowiskiem i prawdziwym testem survivalu dla istot z wrodzonym upośledzeniem błędnika. Co prawda w ciągu dnia ten problem znikał, jednak każdy poranek był prawdziwą mordęgą. Jak na złość, akurat tego jednego dnia przymrozek postanowił zostać nieco dłużej z mieszkańcami Karakury, umożliwiając pewnemu rudemu młodzieńcowi poślizgnięcie się i wpadnięcie prosto na osobę niedawno poznanego Pustego.
- Patrz, gdzie leziesz do cholery - warknął Grimmjow - Nie będę ci zawsze dupy ratował.
- A ty co znowu tutaj robisz? - znów spięty Ichigo patrzył niepewnie na swego rozmówcę.
- Ej, jeszcze nie zobaczyłem za wiele, a już mnie stąd wyganiasz? Nie bądź chujem, oprowadź kolegę.
I w ten oto piękny sposób kolejne popołudnie spędzili razem. Potem następne. I następne. Nie było żadnej ustalonej reguły, żadnych zasad, którymi się kierowali. Natykali się na siebie w różnych miejscach, porach i okolicznościach, czasem w środku miasta, czasem pod domem Ichigo... Za każdym razem jednak na przemian kłócili się i godzili, jeden przekrzykiwał drugiego a zabawa trwała w najlepsze. Zaprzyjaźnili się. Ichigo opowiadał mu o bitwach z Pustymi, problemach w szkole, nudnych lekturach z japońskiego, Grimmjow zaś żalił się na życie w Hueco Mundo, na smutną, wieczną noc, powolnych sługusów... Wtedy byli szczęśliwi. Spokojni.
***
Kurosaki nie wiedział, że zasnął, dopóki blask latarni nie wyrwał go z sennego otępienia. Rozpamiętując nie tak odległe wydarzenia położył się na łóżku i sam nie wiedział, kiedy odpłynął. Dom nadal był pusty i cichy, ściany tchnęły dziwnym chłodem, który jego serce tak łatwo akceptowało. Wiedział, że tak będzie. Kiedy tylko dowiedział się o istnieniu Arrancarów zrozumiał, że jego przyjaciel jest po drugiej stronie. Dlaczego więc? Dlaczego przez chociaż ułamek sekundy sądził, że to co ich łączy będzie ważniejsze niż rozkazy Aizena? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, choć próbował z całych sił. Dobrze zrobił, że nie wszczął wcześniej walki z Grimmjowem. Teraz rozumiał, że mogłoby się to wtedy dla niego źle skończyć. Westchnął cicho, po raz tysięczny zerkając na cudownie uzdrowioną rękę. Reiatsu Jaegerjaqueza bez wątpienia było niszczycielskie, w końcu poczyniło niemałe szkody w jego organizmie. Jedyne, co go pocieszało to to, że czuł że Pusty się nie powstrzymywał. Owszem, nie brał go na poważnie, ale nie osłabiał ciosów celowo, by go nie zranić. Nieco dziwny tok rozumowania, jednak to podnosiło pomarańczowowłosego na duchu. Pogrążony we własnych myślach podskoczył, gdy tuż obok jego głowy ktoś zapukał w szybę okna. Zgadnijmy, kto tam był...
- Co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony Ichigo, wpatrując się w sylwetkę Pustego.
- Jak to co? Przyszedłem podmuchać na rankę, żebyś nie płakał jak baba - odparł Grimmjow, uśmiechając się szeroko.
- Nie potrzebuję-
- Teraz siedź cicho - przerwał mu niebieskowłosy - Tak na serio, to... Nie wiem, po co przyszedłem.
Zapadła cisza. Ichigo, ciekaw dalszych słów mężczyzny, milczał, jego rozmówca zaś zdawał się układać na szybko wypowiedź, która w rozsądny sposób przekazałaby to, co chciał powiedzieć. Karmazynowe oczy intensywnie wpatrywały się w brązowe tęczówki Kurosakiego, gdy ten cierpliwie czekał aż skończy. Grimmjow kilka razy otwarł usta, jakby już chciał coś powiedzieć, jednak szybko znów je zamykał, rezygnując z danej koncepcji. W końcu jednak, nim Ichigo zdążył go pogonić, by się wreszcie zdecydował, Pusty szybkim ruchem przysunął się do nastolatka i złożył na jego ustach pocałunek. Był to dziwny pocałunek, jednocześnie delikatny i pełen niewysłowionej pasji. W kocich szparkach oczu niebieskowłosego płonął ogień, jednak jego gesty były łagodne, pozbawione tak charakterystycznej dla niego brutalności. Pomarańczowowłosy z entuzjazmem odpowiadał na pieszczotę, właściwie nie kontrolując własnego ciała. Jednak niemal bolało go to, że był traktowany jak coś kruchego, ulotnego, a jednocześnie tak wartego pożądania, tak pięknego.
- Nie umiem tego powiedzieć... Ichigo - wyszeptał Grimmjow, gdy wreszcie się od siebie oderwali - Nie znam żadnych słów, które mogłyby to opisać... Jestem Pustym. Pozbawionym uczuć stworzeniem, które oddało serce w zamian za instynkt przetrwania. A jednak... Przy tobie tego nie czuję. Nie czuję głodu. Nie czuję pustki. To...
Kurosaki milczał, nie wiedząc, co miałby odpowiedzieć. Był w zbyt wielkim szoku, by uporządkować własne myśli, a co dopiero myśli swego kompana. Szybko jednak otrząsnął się, po czym pogłaskał mężczyznę po chłodnym od powietrza na zewnątrz policzku.
- Nie wiem, co to jest - odparł łagodnie - Jednak... Czy przeszkadza ci to uczucie?
- Nie... - westchnął niebieskowłosy, chwytając Ichigo za rękę - A tobie...?
- Nie...
- To... To chyba dobrze, co nie?
Obaj uśmiechnęli się niepewnie, przestraszeni acz szczęśliwi.
- Ichigo, ta rana... Nie powiem, że żałuję, że z tobą walczyłem, jednak... - zaczął Grimmjow.
- Cii - przerwał mu Kurosaki – Nie jestem jakąś zapłakaną panienką. Nie wybaczyłbym ci, gdybyś powiedział, że nie będziesz ze mną walczył. Stanę się silniejszy i wygram z tobą, zobaczysz. Jednak teraz... Mógłbyś ze mną zostać?
Pusty spojrzał na niego zdziwiony prośbą, jednak kiwnął głową na zgodę. Ułożył się wygodnie na łóżku tuż obok rudzielca, nieśmiało obejmując go w talii. Ichigo ufnie wtulił się w jego klatkę piersiową, co zaskoczyło Pustego. Przecież go zranił... Skąd to zaufanie? Nie rozumiał tego. Niebieskowłosy bawił się rudymi kosmykami, delikatnie obserwując trzymaną w ramionach istotę. Ludzie są tacy krusi. Gdybym go mocniej ścisnął, mógłbym zrobić mu krzywdę. I tak wkrótce będzie musiał. Jednak do tej chwili... Minęło trochę czasu i Ichigo zasnął, jednak Grimmjow wiernie pozostał przy nim aż do momentu, gdy Isshin wrócił do domu. Wtedy pocałował go tylko delikatnie w czoło i wyszedł, zostawiwszy na biurku kartkę z wiadomością.
Następnym razem spotkamy się w moim domu. Będę na ciebie czekał, Ichigo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz