Nie dla wszystkich powrót do domu po
ciężkim dniu w szkole jest długo wyczekiwaną przyjemnością.
Legendy mówią, że są i takie osoby, które swoje miejsce mają w
ciemnych murach placówki nauczania, gdzie odnajdują spokój i
wytchnienie. Na szczęście Ichigo nie należy do tego typu osób,
jest zdrowym, silnym nastolatkiem... Który mimo wszystko wolałby
być teraz gdziekolwiek, byle nie w tych tchnących pustką ścianach.
Jego siostry pojechały na wycieczkę z klasą, ojciec prawdopodobnie
wróci bardzo późno z pracy... To nie jest miejsce, w którym teraz
chciałby się znajdować. Ostatnia walka zniszczyła jego morale,
złamała go w pół i rozbiła na tysiące kawałeczków. Przegrał.
To nie była drobna porażka, niewielka różnica sił czy zwykłe
szczęście. To był pogrom. Grimmjow go po prostu zmiażdżył. I to
właśnie on. Ten fakt bolał rudzielca najbardziej, uderzał go w
serce setkami małych szpileczek. Od tamtego czasu rzeczony winowajca
nie zjawił się w Karakurze. Jak to się w ogóle stało, że tak
bardzo się ze sobą zżyli? Ah, no tak...
***
Był to dzień praktycznie taki sam
jak każdy inny - dość zwykły, niczym szczególnym się nie
wyróżniał. Jak na wczesnojesienną porę było dość chłodno,
niespodziewane deszcze co chwila zaskakiwały tłumy przechodniów na
ulicach. Jego odznaka nie alarmowała go ani razu, co wziął za
dobry znak - mógł w spokoju pouczyć się do sprawdzianu, który
wielkimi krokami zbliżał się, dysząc mu wręcz na kark. Tak jak i
dziś, tego dnia dom był pusty i zimny, jednak on tego nie czuł.
Wystarczył ciepły sweter i dobra herbata, by nie musiał się
zastanawiać nad temperaturą. Książka z chemii jeszcze nigdy nie
była tak nudna i niezrozumiała jak w momencie, gdy z zaciętą
miną, zdeterminowany siadał do nauki. Powiedział sobie jednak, że
zda ten głupi i nikomu nie potrzebny przedmiot dla masochistów i to
na pozytywną ocenę! Tego postanowienia się trzymając regularnie
schodził po kolejne herbaty, nie zauważając jakoś specjalnie
upływu czasu. Rozpisywanie polimerów na mery i monomery powoli
zaczynało wchodzić do jego głowy, gdy wiedziony jakimś dziwnym
impulsem podniósł wzrok znad zapisanych charakterystycznymi znakami
białych kartek i zerknął na zewnątrz. Jako iż nie uczestniczy w
życiu klubowym swojej szkoły, kończy stosunkowo wcześnie i na
dworze wciąż było w miarę jasno. Tym jednak, co zdumiało go
najbardziej, był widok, którego nigdy by się nie spodziewał o tej
porze roku. Za oknem jego sypialni na piętrze tańczyły niewielkie,
białe punkty, wirujące w powiewach wiatru. Śnieg osadzał się na
czym tylko zdołał, przyozdabiając parapety w zimowe kolory. Nie
była to nie wiadomo jaka śnieżyca - ot, trochę opadów, które
łagodnym puchem przykrywały szare ulice. Piekny widok całkowicie
oderwał umysł Ichigo od jakże ukochanej chemii, nakazując mu
podejść do okna, otworzyć je i wpuścić do środka nieco mrozu.
Zimny powiew rozwiał jego nie do końca zapiętą bluzę, jednak
chłopak nie przejmował się tym, rozkoszując się znajomym
dotykiem chłodu na skórze. Czy jest piękniejsze uczucie od
dobrowolnego stania w takim mroźnym wietrze? Nie ma, moi drodzy. Nie
ma. Jednak cóż, takie rzeczy trzeba lubić, prawda? W przypływie
rozsądku Ichigo zamknął okno, nie chcąc wpuszczać do środka
zbyt wielkiej ilości chłodnego powietrza. W końcu jak ojciec wróci
i tak będzie marudził, że jest za zimno. Z niechęcią odwrócił
się w stronę rozłożonych na biurku podręczników, jednak cała
determinacja, która go przy nich trzymała, wyparowała razem z
nieśmiałym pocałunkiem mrozu na policzkach. Niewiele myśląc
chwycił klucze, zbiegł po schodach, ubrał kurtkę i wyszedł z
domu. Nauczyciele zawsze powtarzają, że ruch pomaga się uczyć,
prawda? No to on sobie pochodzi na dworze, a potem wróci, zje coś i
znów będzie mógł posiedzieć nad tym bezsensownym materiałem. I
tej myśli się trzymał, przemierzając coraz to bardziej białe
ulice. Ludzie z bliżej nieznanych mu przyczyn chowali się w domach,
nikt nie wychodził na dwór, mimo to co chwila mijał jakichś
przechodniów. Nogi same zawiodły go nad znajomą rzekę, płynącą
tak blisko jego domu. To miejsce, jakże charakterystyczne, było
pełne wspomnień zarówno radosnych jak i smutnych. Mimowolnie
uśmiechnął się. Nie miał pojęcia, ile czasu tak stał, jednak z
otępienia wyrwał go dźwięk nieznanego pochodzenia. Bardziej
zaintrygowany niż przestraszony zaczął rozglądać się dookoła,
poszukując źródła owego dźwięku. Jego oczy napotkały mężczyznę
z dziwnymi, błękitnymi włosami. Był on ubrany w leciutką
kurteczkę i spodnie, jednak jego skóra była praktycznie naga. Co
za szaleniec, tak cienko ubranym stać w takim zimnie? Niewiele
myśląc zdjął puchową kurtkę z siebie i podbiegł do tego
mężczyzny, po czym opatulił go. Niebieskowłosy był cały w
śniegu, a jego błękitne oczy patrzyły na Ichigo ze zdumieniem
wymalowanym w kocich szparkach.
- Ktoś ty? - warknął, gdy tylko
pierwsze zaskoczenie minęło.
- Tak mi dziękujesz za to, że ci
pomogłem? - Kurosaki odwarknął, nawet nie siląc się na formę
grzecznościową - Oddawaj.
- Nie prosiłem o pomoc - twarz
mężczyzny wykrzywił gniew, jednak po krótkiej chwili
zastanowienia dodał łagodniej - Ale kurtki nie oddam.
W pomarańczowowłosym aż się
zagotowało ze złości. Co za bezczelny typ, oddał mu swoją
kurtkę, a ten go zwyzywał i teraz odmawia oddania jej! Już miał
sięgnąć by odebrać ją siłą, gdy ta dziwna osoba leniwym ruchem
strąciła śnieg ze swojej twarzy, ukazując brązowym oczom Ichigo
resztki po masce Pustego.
- Tyyy...! - niemal zawył Kurosaki,
błyskawicznie odskakując od swego rozmówcy - Kim jesteś?!
Jego ręka automatycznie powędrowała
do miejsca, gdzie zwykle z paska zwisała jego odznaka. Naturalnie
wziął ją ze sobą, choć bardziej odruchowo niż świadomie.
Okazuje się, że niektóre nawyki ratują życie.
- Hę? Shinigami? - w kocich oczach
mężczyzny pojawiło się znudzenie - Nie mam ochoty walczyć.
- Że co? - Ichigo za grosz nie
wierzył w jego słowa. Nie ma Pustych, którym się nie chce
walczyć. Chociaż w sumie...
- Sam to widzisz, co nie? Gdybym
chciał cię zabić albo kogoś zjeść, już dawno by ci to
ustrojstwo piszczało - stwierdził cicho osobnik - Nie wiedziałem,
że tu jest tak kurewsko zimno...
Skonfundowany rudzielec stał,
nieprzytomnie wpatrując się w osobę swego rozmówcy.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Grimmjow. Grimmjow Jaegerjaquez -
odparł Pusty - Nie chce mi się z tobą naparzać. Ten drań,
Ulquiorra, wiecznie obserwuje ludzi. Byłem ciekaw, co on w nich
widzi, i o to jestem. Jesteście zajebiście nudni, wiesz?
- To twoja opinia, a tak się składa,
że mało mnie ona interesuje - warknął na niego Ichigo.
- Daj spokój i pokaż mi coś
ciekawego - Grimmjow szerokim łukiem objął go w ramionach
zmuszając, by obaj ruszyli w tym samym kierunku.
Po jakiejś godzinie przekomarzanek,
które o mały włos przerodziłyby się w prawdziwą walkę, Ichigo
ze zrezygnowaną miną oprowadzał niebieskowłosego po swoim
mieście. Naturalnie musiał wyglądać dziwacznie, gadając sam do
siebie i co chwila usiłując uderzyć powietrze, jednak ten wredny
gość nie chciał się odczepić.
- Nie jesteś zwykłym Pustym -
stwierdził Kurosaki, gdy zatrzymali się przy okienku, gdzie
wydawali ciepłą kawę i herbatę.
- Teraz żeś się skapł, co,
geniuszu? - Grimmjow z dziwną konsternacją wpatrywał się w
parujący płyn.
- Daj spokój, herbata cię nie
ugryzie - nauczony doświadczeniem nie odpowiadał na zaczepkę.
Skoro gość twierdzi, że nie chce walczyć, to i jemu nie zależy
na wszczynaniu burdy.
- No to siup - i wlał sobie całą
zawartość kubka do ust.
Czy ten wrzask trzeba opisywać?
Wszystkie okoliczne duchy zerwały się z miejsca, przekonane, że w
okolicy ktoś jest żywcem obdzierany ze skóry. Przecież takie coś
trzeba zobaczyć, co nie? Ichigo zwinęło ze śmiechu, niemal leżał
na ziemi, nie potrafiąc się porządnie wyprostować. Chociaż w
kącikach karmazynowych oczu lśniły łezki bólu, on po prostu nie
potrafił w żaden sposób przestać się śmiać.
- O matko... - wysapał między
kolejnymi napadami rozbawienia - O-oplułeś... Oplułeś się...
- Oi, chcesz się bić, sukinsynu?! -
na twarzy Grimmjowa widać było czerwony odcień upokorzenia -
Mogłeś mi wcześniej powiedzieć!
- Nie zdążyłem... O rany, uduszę
się ze śmiechu...
- Jak ci zaraz wpierdolę... - w
kocich oczach Pustego iskrzył się prawdziwy gniew, który jednak
niezbyt zmartwił Kurosakiego.
- W ramach przeprosin zabiorę cię na
lody, dobrze? - ciepły uśmiech zagościł na twarzy Ichigo. Sam nie
wiedział, czemu tak powiedział, jednak słowo się rzekło. Zabrał
Grimmjowa na lody, tym razem wspomagając go w wyborze i instruując,
jak to się je. Co jakiś czas wymieniali się kurtką, jednak kiedy
opady śniegu przybrały na sile, przestało to mieć większy sens.
Ku własnemu zdziwieniu Ichigo zaprosił Pustego do siebie do domu, w
pełni świadom, iż nikogo tam nie zastanie. Tam jeszcze chwilę
pogadali, po czym Jaegerjaquez poszedł w swoją stronę. Szanse na
to, że spotkają się ponownie, były nikłe, jednak Kurosaki dobrze
się bawił. Mimo wszystko.
Następny raz nastąpił szybciej, niż
którykolwiek z nich by się spodziewał. Wychodziło na to, że
Grimmjow wybitnie nie ma co robić, więc tak czy siak szwenda się
po świecie żywych, nikomu nie robiąc większej krzywdy. Natknęli
się na siebie, kiedy Ichigo wracał ze szkoły, na szczęście sam.
Śnieg, który padał przez kilka dni, zdążył stopnieć,
zostawiając na chodnikach ogromne kałuże. Poranne przymrozki, tak
niespotykane o tej porze roku, zamieniały te sadzawki dla mrówek w
tor przeszkód połączony z lodowiskiem i prawdziwym testem
survivalu dla istot z wrodzonym upośledzeniem błędnika. Co prawda
w ciągu dnia ten problem znikał, jednak każdy poranek był
prawdziwą mordęgą. Jak na złość, akurat tego jednego dnia
przymrozek postanowił zostać nieco dłużej z mieszkańcami
Karakury, umożliwiając pewnemu rudemu młodzieńcowi poślizgnięcie
się i wpadnięcie prosto na osobę niedawno poznanego Pustego.
- Patrz, gdzie leziesz do cholery -
warknął Grimmjow - Nie będę ci zawsze dupy ratował.
- A ty co znowu tutaj robisz? - znów
spięty Ichigo patrzył niepewnie na swego rozmówcę.
- Ej, jeszcze nie zobaczyłem za
wiele, a już mnie stąd wyganiasz? Nie bądź chujem, oprowadź
kolegę.
I w ten oto piękny sposób kolejne
popołudnie spędzili razem. Potem następne. I następne. Nie było
żadnej ustalonej reguły, żadnych zasad, którymi się kierowali.
Natykali się na siebie w różnych miejscach, porach i
okolicznościach, czasem w środku miasta, czasem pod domem Ichigo...
Za każdym razem jednak na przemian kłócili się i godzili, jeden
przekrzykiwał drugiego a zabawa trwała w najlepsze. Zaprzyjaźnili
się. Ichigo opowiadał mu o bitwach z Pustymi, problemach w szkole,
nudnych lekturach z japońskiego, Grimmjow zaś żalił się na życie
w Hueco Mundo, na smutną, wieczną noc, powolnych sługusów...
Wtedy byli szczęśliwi. Spokojni.
***
Kurosaki nie wiedział, że zasnął,
dopóki blask latarni nie wyrwał go z sennego otępienia.
Rozpamiętując nie tak odległe wydarzenia położył się na łóżku
i sam nie wiedział, kiedy odpłynął. Dom nadal był pusty i cichy,
ściany tchnęły dziwnym chłodem, który jego serce tak łatwo
akceptowało. Wiedział, że tak będzie. Kiedy tylko dowiedział się
o istnieniu Arrancarów zrozumiał, że jego przyjaciel jest po
drugiej stronie. Dlaczego więc? Dlaczego przez chociaż ułamek
sekundy sądził, że to co ich łączy będzie ważniejsze niż
rozkazy Aizena? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, choć
próbował z całych sił. Dobrze zrobił, że nie wszczął
wcześniej walki z Grimmjowem. Teraz rozumiał, że mogłoby się to
wtedy dla niego źle skończyć. Westchnął cicho, po raz tysięczny
zerkając na cudownie uzdrowioną rękę. Reiatsu Jaegerjaqueza bez
wątpienia było niszczycielskie, w końcu poczyniło niemałe szkody
w jego organizmie. Jedyne, co go pocieszało to to, że czuł że
Pusty się nie powstrzymywał. Owszem, nie brał go na poważnie, ale
nie osłabiał ciosów celowo, by go nie zranić. Nieco dziwny tok
rozumowania, jednak to podnosiło pomarańczowowłosego na duchu.
Pogrążony we własnych myślach podskoczył, gdy tuż obok jego
głowy ktoś zapukał w szybę okna. Zgadnijmy, kto tam był...
- Co ty tutaj robisz? - zapytał
zaskoczony Ichigo, wpatrując się w sylwetkę Pustego.
- Jak to co? Przyszedłem podmuchać
na rankę, żebyś nie płakał jak baba - odparł Grimmjow,
uśmiechając się szeroko.
- Nie potrzebuję-
- Teraz siedź cicho - przerwał mu
niebieskowłosy - Tak na serio, to... Nie wiem, po co przyszedłem.
Zapadła cisza. Ichigo, ciekaw
dalszych słów mężczyzny, milczał, jego rozmówca zaś zdawał
się układać na szybko wypowiedź, która w rozsądny sposób
przekazałaby to, co chciał powiedzieć. Karmazynowe oczy
intensywnie wpatrywały się w brązowe tęczówki Kurosakiego, gdy
ten cierpliwie czekał aż skończy. Grimmjow kilka razy otwarł
usta, jakby już chciał coś powiedzieć, jednak szybko znów je
zamykał, rezygnując z danej koncepcji. W końcu jednak, nim Ichigo
zdążył go pogonić, by się wreszcie zdecydował, Pusty szybkim
ruchem przysunął się do nastolatka i złożył na jego ustach
pocałunek. Był to dziwny pocałunek, jednocześnie delikatny i
pełen niewysłowionej pasji. W kocich szparkach oczu
niebieskowłosego płonął ogień, jednak jego gesty były łagodne,
pozbawione tak charakterystycznej dla niego brutalności.
Pomarańczowowłosy z entuzjazmem odpowiadał na pieszczotę,
właściwie nie kontrolując własnego ciała. Jednak niemal bolało
go to, że był traktowany jak coś kruchego, ulotnego, a
jednocześnie tak wartego pożądania, tak pięknego.
- Nie umiem tego powiedzieć... Ichigo
- wyszeptał Grimmjow, gdy wreszcie się od siebie oderwali - Nie
znam żadnych słów, które mogłyby to opisać... Jestem Pustym.
Pozbawionym uczuć stworzeniem, które oddało serce w zamian za
instynkt przetrwania. A jednak... Przy tobie tego nie czuję. Nie
czuję głodu. Nie czuję pustki. To...
Kurosaki milczał, nie wiedząc, co
miałby odpowiedzieć. Był w zbyt wielkim szoku, by uporządkować
własne myśli, a co dopiero myśli swego kompana. Szybko jednak
otrząsnął się, po czym pogłaskał mężczyznę po chłodnym od
powietrza na zewnątrz policzku.
- Nie wiem, co to jest - odparł
łagodnie - Jednak... Czy przeszkadza ci to uczucie?
- Nie... - westchnął niebieskowłosy,
chwytając Ichigo za rękę - A tobie...?
- Nie...
- To... To chyba dobrze, co nie?
Obaj uśmiechnęli się niepewnie,
przestraszeni acz szczęśliwi.
- Ichigo, ta rana... Nie powiem, że
żałuję, że z tobą walczyłem, jednak... - zaczął Grimmjow.
- Cii - przerwał mu Kurosaki – Nie
jestem jakąś zapłakaną panienką. Nie wybaczyłbym ci, gdybyś
powiedział, że nie będziesz ze mną walczył. Stanę się
silniejszy i wygram z tobą, zobaczysz. Jednak teraz... Mógłbyś ze
mną zostać?
Pusty spojrzał na niego zdziwiony
prośbą, jednak kiwnął głową na zgodę. Ułożył się wygodnie
na łóżku tuż obok rudzielca, nieśmiało obejmując go w talii.
Ichigo ufnie wtulił się w jego klatkę piersiową, co zaskoczyło
Pustego. Przecież go zranił... Skąd to zaufanie? Nie rozumiał
tego. Niebieskowłosy bawił się rudymi kosmykami, delikatnie
obserwując trzymaną w ramionach istotę. Ludzie są tacy krusi.
Gdybym go mocniej ścisnął, mógłbym zrobić mu krzywdę. I
tak wkrótce będzie musiał. Jednak do tej chwili... Minęło trochę
czasu i Ichigo zasnął, jednak Grimmjow wiernie pozostał
przy nim aż do momentu, gdy Isshin wrócił do domu. Wtedy pocałował
go tylko delikatnie w czoło i wyszedł, zostawiwszy na biurku kartkę
z wiadomością.
Następnym razem spotkamy się w moim
domu. Będę na ciebie czekał, Ichigo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz