sobota, 23 stycznia 2016

Chłód

W głębi twych oczu
Lśni płomień szaleństwa.
Skóra twa pokryta szronem
Delikatnym
Miłym w dotyku.

Szum deszczu i szelest traw.
Zapach palonego drewna
I ksiąg.
Zieleń, tak intensywna
Przykryta płaszczem z mchu
I spadających w niebiosa fajerwerków.

Tonę we mgle
Tak głęboko, głęboko.
Nie wiem, gdzie jestem.
Co robiłem?
Kim byłem, nim się zjawiłeś?

Głos wysoki jak sopran fletu
I niski, niczym warkot tygrysa
Tańczą, pokryte sadzą
I zbrukanymi snami.

Rzeczywistość przepełniona jest
Okrutnymi emocjami.
W mej duszy płonie chłód
Tak znajomy
Tak ciepły.
Ogrzewa moje dłonie.

Tragedie, które widzę
Niszczą ludzkie krzyki.
Czarne słońce przyświeca legionom
Idących samotnie w ciemności.
Udaję.
Udaję, że nie widzę.
Zamykam oczy i czuję tylko ciebie.

Ukrywam ciernie w głębi swych oczu
Byś nie nadział się na nie
Zaglądając mi w duszę.
Ramionami obejmuję zimową lilię
Jej płatki mrożą mi policzki.

Długie, długie włosy.
Czarne, czarne włosy.
Czerwone, czerwone oczy.
I biała, tak biała skóra.
Wybrałem cię
Mimo bólu.
Czy żałuję?

Moje dłonie, choć tak niewielkie
Ochronią cię przed światłem.
Składasz głowę na mych kolanach
A ja poszukuję sensu.
Gładzę cię, jak najdroższego węża
Gdyż w głębi twych mroźnych oczu
Widzę to.
Pragnę być twoją osłoną.

Składasz ciche modły
Pozwalasz, by wzlatywały.
Prosisz o błogosławieństwo
By w żelazie i lodzie wykuć nowy los.
Pozwól mi być twym posłańcem
Heroldem nowiny.
Abym to ja ujrzał
Pierwszy przebłysk głębi w twym spojrzeniu.

Lecz nadszedł świt
O barwie płatka lodu.
Mówią, że oczy błękitne jak ocean
Są po to, by w nich tonąć.
Czemuż więc odrzuciłeś je?

Sen rozbity w tysiąc kalejdoskopów
Staje się koszmarem skalanej duszy.
Zabarwiłeś mnie swymi barwami.
Jestem twój.
Wróć.
Wróć.

Myślisz, że się zgodzę?
Że zaakceptuję?
Mylisz się.
Jam jest ogniem.
Nie słyszę twego głosu
I jestem sam w ciemnościach.
Odnajdę cię.

Tej jednej nocy
Wybrałem cię.
Czy żałuję?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz