W głębi twych oczu
Lśni płomień
szaleństwa.
Skóra twa pokryta
szronem
Delikatnym
Miłym w dotyku.
Szum deszczu i szelest traw.
Zapach palonego drewna
I ksiąg.
Zieleń, tak intensywna
Przykryta płaszczem z
mchu
I spadających w
niebiosa fajerwerków.
Tonę we mgle
Tak głęboko, głęboko.
Nie wiem, gdzie jestem.
Co robiłem?
Kim byłem, nim się
zjawiłeś?
Głos wysoki jak sopran fletu
I niski, niczym warkot
tygrysa
Tańczą, pokryte sadzą
I zbrukanymi snami.
Rzeczywistość przepełniona jest
Okrutnymi emocjami.
W mej duszy płonie
chłód
Tak znajomy
Tak ciepły.
Ogrzewa moje dłonie.
Tragedie, które widzę
Niszczą ludzkie
krzyki.
Czarne słońce
przyświeca legionom
Idących samotnie w
ciemności.
Udaję.
Udaję, że nie widzę.
Zamykam oczy i czuję
tylko ciebie.
Ukrywam ciernie w głębi swych oczu
Byś nie nadział się
na nie
Zaglądając mi w
duszę.
Ramionami obejmuję
zimową lilię
Jej płatki mrożą mi
policzki.
Długie, długie włosy.
Czarne, czarne włosy.
Czerwone, czerwone
oczy.
I biała, tak biała
skóra.
Wybrałem cię
Mimo bólu.
Czy żałuję?
Moje dłonie, choć tak niewielkie
Ochronią cię przed
światłem.
Składasz głowę na
mych kolanach
A ja poszukuję sensu.
Gładzę cię, jak
najdroższego węża
Gdyż w głębi twych
mroźnych oczu
Widzę to.
Pragnę być twoją
osłoną.
Składasz ciche modły
Pozwalasz, by
wzlatywały.
Prosisz o
błogosławieństwo
By w żelazie i lodzie
wykuć nowy los.
Pozwól mi być twym
posłańcem
Heroldem nowiny.
Abym to ja ujrzał
Pierwszy przebłysk
głębi w twym spojrzeniu.
Lecz nadszedł świt
O barwie płatka lodu.
Mówią, że oczy
błękitne jak ocean
Są po to, by w nich
tonąć.
Czemuż więc
odrzuciłeś je?
Sen rozbity w tysiąc kalejdoskopów
Staje się koszmarem
skalanej duszy.
Zabarwiłeś mnie swymi
barwami.
Jestem twój.
Wróć.
Wróć.
Myślisz, że się zgodzę?
Że zaakceptuję?
Mylisz się.
Jam jest ogniem.
Nie słyszę twego
głosu
I jestem sam w
ciemnościach.
Odnajdę cię.
Tej jednej nocy
Wybrałem cię.
Czy żałuję?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz