- Hej, idioto - warknął nagle Rai,
wyrywając Konoe z zamyślenia podczas wylizywania się.
- Czego? - odpowiedział brązowowłosy,
obdarzając towarzysza niezadowolonym spojrzeniem.
- Twój trening jako Sanga... Myślałeś
nad tym, by zmienić medium?
- Co masz na myśli? - ogon Konoe
mimowolnie poruszył się.
- Nie musisz śpiewać swoim głosem,
co nie? Może gdybyś wziął jakiś instrument, byłoby ci łatwiej
- wymamrotał Rai, patrząc wprost na mniejszego kota.
Konoe nigdy nad tym nie myślał. Jest
dopiero początkującym Sangą, jednak kilka razy udało mu się
wydobyć z siebie pieśń... Poza tym on nie potrafi grać na żadnym
instrumencie.
- Nauczyłbyś się - stwierdził
białowłosy, jakby czytał mu w myślach.
- N-Nie mam pojęcia... - mruknął
Konoe, wracając do lizania ramienia.
Kiedy był z Razelem w bibliotece,
udało mu się gwizdnąć książkę, podręcznik dla Sang, w którym
pisze że od sposobu utworzenia pieśni zależy jej efekt. Wybierając
taki instrument musiałby się kierować wieloma rzeczami, dlatego
większość Sang woli śpiewać swoim głosem. Są to ogólne pieśni
wzmacniające ciało i umysł, bez żadnych efektów specjalnych.
Jakby się zastanowić, są instrumenty które pozwalają Toudze
wykorzystać moce żywiołów, oczywiście z odpowiednią pieśnią...
- Masz jakiś pomysł, co by to mógł
być za instrument? - usłyszał.
- Hm... Zależy, jaki efekt chciałbyś
osiągnąć z moją pieśnią.
- Chcę być silniejszy - odpowiedział
bez zawahania Rai.
- Do tego wystarczyłby mój głos -
burknął Konoe - Inne medium jest na pieśń leczącą, inne na
pieśni żywiołów...
- Czyli potrzebujesz kilku
instrumentów.
- Nie... Ehh, posłuchaj mnie. Zgodnie
z podręcznikiem nie ma sensu specjalizować się w więcej niż
dwóch mediach, bo po prostu żadnego z nich nie opanuję jak należy.
Jednym, podstawowym medium jest głos, drugie zaś...
- W skrócie mówiąc muszę wybrać.
Zamyślony Rai znów zwrócił wzrok
ku oknu, podczas gdy Konoe kontynuował wylizywanie. Już nawet nie
przejmował się tym, że białowłosy mu przerwał, kłótnia nic by
mu nie dała. Gdy przesunął język z ramienia na dłoń spojrzał
na swoje pazury. Wyglądały dość marnie, średnio zadbane i pół
tępe... Ostatnio nie miał głowy do ostrzenia ich. Poczuł
gwałtowną chęć wybiegnięcia z pokoju i zaatakowania jakiegoś
drzewa.
- Marnie wyglądają. Ostrzysz je w
ogóle? - usłyszał głos Raia, który znów patrzył na niego, nie
przez okno.
- W-Właśnie nad tym myślałem -
burknął zawstydzony brązowowłosy.
- Hm.
W takich momentach z przyjemnością
by go udusił.
- Wychodzę - oznajmił Konoe,
podnosząc się z łóżka.
Nie otrzymał odpowiedzi, więc po
prostu wsunął buty i wyszedł z pokoju. Minął recepcję, gdzie
leżała już karteczka o przygotowywanej kolacji i wyszedł z
gospody, kierując się na jej tył. Było tam drzewo, które bardzo
upodobał sobie Asato i które i tak już wyglądało, jakby je
zaatakował rozszalały niedźwiedź, więc nic się nie stanie gdy i
on go użyje. Po paru minutach naostrzone pazury prezentowały się o
niebo lepiej, więc Konoe z zadowoleniem ruszył z powrotem do
pokoju. Przypomniało mu się jednak zagadnienie, o którym
dyskutowali - jaki instrument byłby najlepszy dla Raia? Nawet nie
zauważył że przystanął, machając ogonem w zamyśleniu. A może
by przeszedł się po straganach? Różne rzeczy idzie kupić na
targu w Ransen, może któryś instrument przykułby jego uwagę.
Czując nagle, że nie ma ochoty wracać do Raia po prostu zastrzygł
uszami i ruszył na główny plac.
Miejsce to nawet w
porach wieczornych było zaludnione. Koty z całej Sisy ściągają
tu w poszukiwaniu towarów i schronienia. Pilnując się, by nikt nie
zaszedł go od tyłu Konoe nieśmiało zerkał na asortymenty na
ladach, szukając czegokolwiek instrumentopodobnego. Jako pierwsze
znalazł proste okariny na osiem i dwanaście palców, zachwalane
jako ręczna robota przez podstarzale wyglądającą kocicę.
Zaskoczony jej widokiem Konoe odszedł od stoiska zanim w ogóle
rozważył gliniane flety. Widział też harfę, ale taką dużych
rozmiarów, więc wizja ciągnięcia jej za sobą w czasie walki albo
podczas podróży sprawiła, że Konoe już widział jak przeciwnicy
padają ze śmiechu. Ktoś sprzedawał stare, zużyte skrzypce,
jednak wyglądały one na mocno zniszczone i ich cena była
zdecydowanie zawyżona, więc też odpadły. Na jednym stoisku były
drewniane flety proste, które z kolei wylądowały na liście "do
rozpatrzenia". Ostatnim znaleziskiem był stragan z czterema
instrumentami - lutnią, dzwonkami, bębenkiem i dobrze wyglądającymi
skrzypcami. To dawało w sumie pięć instrumentów do wyboru. Na
wszystkie było go stać, gdyż szybciutko przeliczył kamienie by
się upewnić. Ale który instrument byłby najodpowiedniejszy?
Kojarzył tylko, że większość instrumentów dętych odpowiada za
żywioł wiatru - to by znaczyło, że flet dawałby zieloną energię
tego żywiołu. Powinien wybrać flet? Gdy spojrzał na lutnię od
razu przed oczami stanął mu Poeta. Gdyby miał strzelać
powiedziałby, że lutnia daje uzdrawiającą pieśń, jednak nie
miał na to żadnego dowodu.
- Konoe! - usłyszał za plecami
znajomy głos.
Gdy się odwrócił, zobaczył jak z
dachu macha do niego Asato. Był dość niedaleko, jednak przykuwał
sporo uwagi stojąc w takim miejscu, więc Konoe szybko pobiegł w
jego stronę. Na szczęście czarnowłosy zszedł stamtąd by spotkać
się z nim na ziemi.
- Konoe - uśmiechnął się czarny
kot - Co robiłeś przy tamtym straganie? Wyglądałeś na bardzo
zamyślonego.
- Nic takiego - odparł brązowowłosy
- Zastanawiałem się, jaki instrument powinienem wybrać.
- Instrument? Konoe chce grać na
instrumencie? - granatowe oczy Asato zalśniły radością.
- Jako Sanga - odparł kot, nieco
zawstydzony reakcją większego towarzysza - Nie umiem się
zdecydować.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytał
Asato, machając z oczekiwaniem ogonem. Widać było, że chce
usłyszeć tak, ale Konoe nie wiedział, czy faktycznie może się
okazać użyteczny.
- Nie mam pomysłu na to, jaki
instrument pasowałby do Raia - westchnął w końcu, kładąc
biało-brązowe uszy po sobie.
- Czemu do Raia? Nie powinien pasować
do Konoe?
Konoe na chwilę zamarł w bezruchu.
Miał ochotę strzelić sobie w twarz za bezmyślność. Oczywiście
nie pomyślał o tym, że to on jest Sangą, a nie Rai. To Touga ma
się dostosować do niego. Ahh, ależ z niego debil!
- Dzięki, Asato - rzucił radośnie,
całując czarnowłosego w policzek.
- P-Proszę... - odparł zawstydzony
Kirańczyk, jednak Konoe tego nie usłyszał, już radośnie biegł z
powrotem do stoiska.
Który instrument wybrać? Przystanął
przez straganem i spojrzał na wszystkie cztery. Potem na flety na
stoisku obok. Znów na chwilę zagubiony myślał nad wyborem, aż w
końcu wymyślił. Odetchnął głęboko i dotknął pieśni, która
drzemała w jego głębi. Kto będzie wiedział lepiej, jak nie ona?
Gdy otworzył oczy nie emanował światłem, jednak świat wyglądał
nieco inaczej. Płynęły nim kolorowe prądy energii, które łączyły
wszystko co żywe. Konoe miał ochotę ich dotknąć, jednak
powstrzymał się i skupił. Gdy znów spojrzał na instrumenty,
jeden z nich zaczął lśnić jasnym światłem. Lutnia. Oczywiście.
Uciszył pieśń nucącą w jego piersi.
- Przepraszam - zagadał do
właściciela straganu - Wezmę tą lutnię...
- Hm? A, pewnie - mruknął
sprzedawca, jakby dopiero teraz go zauważył - 10 kamieni.
Już odliczona suma wylądowała w
ręku drugiego kota, a Konoe odszedł z lutnią w rękach. Czuł, że
dokonał słusznego wyboru.
- Przez tyle czasu ostrzyłeś- Co to
jest? - warknął Rai, ledwie Konoe zamknął za sobą drzwi do ich
pokoju.
- Lutnia - stwierdził Konoe,
podchodząc do swojego łóżka i zdejmując wyposażenie.
- Tyle zauważyłem - sarknął
białowłosy - Po co ci ona?
- Sam mówiłeś, żebym spróbował z
innym medium...
- A jaki efekt daje?
- Nie mam pojęcia.
- Hm.
Nie doczekawszy się komentarza Konoe
usiadł na łóżku ze swoim nowym nabytkiem. Nie miał zielonego
pojęcia, jak się na tym gra i nie znał nikogo, kto mógłby go
tego nauczyć. Nieśmiało położył sobie instrument na kolanach i
zabrzdąkał. Lutnia wydała z siebie bliżej nieokreślone dźwięki
po czym znów umilkła. Konoe zerknął na Raia, który obserwował
jego poczynania.
- Na mnie nie patrz. Jestem
wojownikiem, nie grajkiem - mruknął białowłosy, odwracając wzrok
w stronę okna.
Innymi słowy - ucz się sam. Konoe
westchnął i odłożył instrument. Nawet krótkie przywołanie
pieśni go zmęczyło, w dodatku zżerała go ciekawość co to były
za kolory, które widział. Czy te prądy energii zawsze tam były?
Już się wcześniej wylizywał, więc tylko zawinął się w koc i
ułożył spać. Jutro spróbuje poćwiczyć granie na swoim nowym
nabytku.
Gdy rano się
obudził, Raia nie było w pokoju. Jak zwykle gdzieś sobie poszedł,
nie racząc go łaskawie o tym powiadomić. Uchylone okno wpuszczało
do środka światło, więc Konoe ocenił że jest mniej więcej pora
śniadania. Po porannej toalecie ubrał się i zszedł na dół. Ku
swojemu zdziwieniu zobaczył Kaltza i Razela, rozmawiających cicho
ze sobą we wspólnej sali.
- Co tutaj robicie? - zapytał, gdy
podszedł do demonów.
- Ustalaliśmy, kto dzisiaj idzie do
biblioteki - odparł spokojnie Kaltz - Ponieważ zamienialiśmy się
wcześniej, teraz wypada moja kolej.
Po tych słowach pochłonął go
błękitny ogień. Konoe nie przejął się bezceremonialnym
wyjściem, tylko zwrócił twarz w stronę Razela.
- A ty, co dzisiaj robisz? - zapytał
z czystej ciekawości. Nie liczył na odpowiedź, ale...
- Nie mam na dzisiaj planów, jednak
nie chcę odpowiadać na wezwania - mruknął ognistowłosy.
Konoe zastrzygł uszami. Naprawdę nie
spodziewał się odpowiedzi. Dostrzegłszy jego reakcję Razel
przyglądał mu się.
- Chciałbyś czegoś ode mnie? -
zapytał głębokim głosem.
Czy chciałby? Konoe sam musiał się
zastanowić. Na myśl przyszły mu dwie rzeczy, które od dnia
poprzedniego zaprzątały mu głowę.
- Nie wiesz
przypadkiem, jak grać na lutni? - zapytał. Głupio się czuł
zadając takie pytanie, jednak Razel nie wyglądał na zdziwionego
- Mam znikome pojęcie, jednak nie
wiem, czy byłbym w stanie cię tego nauczyć.
Nie spodziewał się takiej
odpowiedzi, ale w sumie nie oczekiwał też, że demon byłby w
stanie mu pomóc.
- Hmm... Wczoraj na rynku przywołałem
pieśń i zobaczyłem coś dziwnego, jakby strumienie energii płynące
od każdego i do każdego... Wiesz może, co to jest?
Razel nic nie odpowiedział, tylko
przyglądał mu się badawczo. Pod spojrzeniem tych błękitnych oczu
czuł się przyparty do muru, jednak nie bał się. Z jakiegoś
powodu nigdy się nie bał demona gniewu.
- To coś, co my, demony, widzimy na
co dzień. Jest to przepływ emocji pomiędzy ludźmi. Różne kolory
odpowiadają różnym emocjom, można po nich zlokalizować właściwie
każdego. Służą też za kanały do przenoszenia się, a dla nas
stanowią także źródło utrzymania i zdobywania pożywienia.
Konoe gapił się przez chwilę na
demona, analizując jego słowa. Czyli demony używają tych
strumieni emocji przepływających pomiędzy kotami do własnych
celów. Czy to znaczy, że ich egzystencja zależna jest od istnienia
ribika?
- Czy to znaczy, że bez nas... co by
się z wami stało?
- Nie moglibyśmy
opuszczać Ciemności i nasza moc by nie rosła. Zawsze jednak ktoś
zajmuje naczelne miejsce na Ziemi, więc prędzej czy później
przepływ zostałby wznowiony.
A już miał nadzieję, że byłby to
argument za pomocą w pokonaniu Leaksa bez części ze zjadaniem go
żywcem. Widząc jego oklapnięte uszy Razel delikatnie pogłaskał
go po głowie. Ostatnio często zdarzał mu się ten gest, przez
który te części, których dotknął płonęły przez resztę dnia.
Nie rozumiał, dlaczego demon to robi, jednak nie potrafił tego
nienawidzić... Niemal mruknął niezadowolony, gdy ciepło z jego
głowy zniknęło.
- ...Dlaczego to robisz? - wymamrotał
Konoe, czując jak rumieniec wpływa mu na policzki.
Zapadło milczenie. Ponieważ chłopak
patrzył na swoje buty przez chwilę myślał, że Razel po prostu
sobie zniknął, żeby uniknąć niewygodnego pytania, jednak gdy
podniósł nieco wzrok nadal widział demona. Powinien wiedzieć
dlaczego. Żeby go przekonać, by dobrowolnie poddał się mu i
pozwolił się pożreć. Z jakiegoś powodu jego serce zapiekło,
choć nie potrafił zrozumieć dlaczego.
- Impuls. My, demony, jesteśmy wierni
swoim pragnieniom. Gdy zobaczyłem twoje oklapnięte uszy, chciałem
je pogłaskać, więc to zrobiłem. To wszystko.
Słowa Razela spowodowały mętlik w
głowie Konoe. Gdyby demon powiedział, że zdobywa punkty w ich
rankingu "kto zje Konoe" mógłby to zaakceptować. Ale on
zabrzmiał, jakby się martwił. Jakby chciał poprawić mu humor.
Tego Konoe nie mógł zrozumieć. Zagubiony wpatrywał się w czubki
swoich butów, nieświadomie machając ogonem na prawo i lewo.
- Chcesz, żebym spróbował ci
pokazać coś z tą lutnią? - dotarło do jego uszu.
Wizja Razela
uczącego go chwytów była dziwna, jednak z jakiegoś powodu nie
miał nic przeciwko. Sam go o to zapytał, prawda? Po całym
zamieszaniu miał wątpliwości, jednak nie potrafił nie wierzyć
słowom ognistowłosego, gdy ten pomógł mu już tyle razy. Gdyby
tak... Gwałtownie potrząsnął głową. Nie może o tym myśleć.
To demon. Może go wykorzystać, ale nie może mu ufać. Mimo to
skinął głową Razelowi i ruszył do swojego pokoju po instrument.
Przecież to tylko granie. To nic nie
znaczy. Jego
umysł to powtarzał raz za razem. To wcale nie znaczy, że mu ufa.
Bzdura. Kłócąc
się z samym sobą wziął do ręki lutnię i poszedł w stronę
pokoju demonów. Razel już tam na niego czeka.
- Hej, idi- Co tutaj się dzieje?
Rai wparował do pokoju z takim
impetem, że Konoe niemal wyskoczył z własnej skóry. Na przeciwnym
łóżku siedział Razel, który od tygodnia uczy go grania na lutni
i to właśnie na nim skoncentrował się wzrok jasnobłękitnego
oka.
- Czemu ten demon siedzi na moim
łóżku?
- Przecież mówiłem ci, że Razel...
- Wiedziałem, że jesteś idiotą,
ale nie że aż tak skończonym kretynem - warknął Rai - Gdy ten
gość postanowi cię pożreć podczas waszego małego randevu nie
licz, że przybędę ci z odsieczą.
- Nawet mi to przez myśl nie
przemknęło - odwarknął Konoe, zirytowany podejściem białowłosego
- Nie jestem jakimś głupim dzieciakiem, za jakiego najwidoczniej
mnie masz.
- Może zamiast się spierać na temat
inteligencji Konoe, pokaż mu czego się nauczyłeś - przerwał im
spokojnie Razel, patrząc to na jednego, to na drugiego.
Rai nadal wyglądał na gotowego
zaatakować w każdej chwili, jednak Konoe go zignorował. Chwycił
instrument jak należy i poruszył struny. Wydobył z niego kilka
dźwięków, które łagodnie pogłaskały jego słuch. Gdy już
wyczuł nuty wczuł się w siebie i zaczął grać wymyśloną na
poczekaniu melodię. Z lutni wydobywały się piękne dźwięki,
które zdawały się osiadać na wszystkim dookoła i rozsiewać
dookoła siebie spokój i harmonię. Konoe był tak skupiony na grze,
że zapomniał o cały świecie - po prostu grał, pragnąc dawać
ten spokój i odczuwać go samemu. W końcu przerwał grę i otworzył
oczy. Rai patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Razel
jak zwykle obserwował obojętnie.
- Co o tym sądzisz? - zapytał,
naprawdę ciekaw opinii białowłosego.
Skrycie liczył na pochwałę.
Chciałby usłyszeć, że naprawdę mu się to podobało. Jednak Rai,
jak to ma w zwyczaju, rozbił jego marzenie na kawałeczki.
- Musisz jeszcze poćwiczyć -
stwierdził sucho - Zabierz tą gitarkę na następny trening.
Po tych słowach opuścił pokój.
Konoe odczuł lekki zawód. Jak na tydzień ćwiczeń poczynił
ogromne postępy, dlaczego więc ten głupi kocur nie potrafi tego
docenić? Uderzył ze złością ogonem w łóżko. Dopiero wtedy
przypomniał sobie o obecności Razela.
- Technicznie nadal masz braki -
powiedział demon - Jednak to dopiero tydzień. Niektórzy uczą się
tego całe życie.
- Wiem...
- Może powinieneś spróbować wpleść
w tę muzykę moc Sangi?
Sam też o tym myślał, jednak bez
Raia nie miałby osoby, z którą osiągnąłby kompatybilność.
Może gdyby poprosił Asato... Kiedy pomyślał o czarnym kocie,
poczuł nagły smutek. Rzadko się widywali, gdyż kot znikał na
całe dnie, jeszcze częściej niż Rai. Zupełnie nieświadomie
poruszył strunami wygrywając krótką, smutną melodię. Znów
spojrzał na Razela.
- Dziękuję ci za pomoc - powiedział
cicho - Nie będziesz miał z tego powodu problemów?
- Nie musisz się o mnie martwić,
Konoe.
Jego imię w ustach demona brzmiało
miękko. Konoe delikatnie zastrzygł uszami, karcąc się za własne
myśli. Złość na Rai znów ożyła w jego tętnicach. Miał ochotę
zrobić mu na złość i rozbić lutnię na kawałeczki. Szybko
jednak przeszedł mu ten pomysł - po tygodniu już przywiązał się
do instrumentu i nie chciałby go niszczyć. Znów przysunął palce
do strun i zaczał grać melodię płynącą prosto z serca.
Zawierała cały jego smutek, żal, gniew, pragnienie, cały ten
emocjonalny wir, który obraca nim każdego dnia. Przelał w struny
Emaptię, niezrozumiałe uczucia wobec Razela, nienawiść do Leaksa
i tęsknotę za Karou. Niespodziewaną miłość do Ransen, przyjaźń
z Tokino, z Asato i Bardo. Dziwne stosunki z demonami. Zupełnie się
w tym zatracił, pozwolił, by jego emocje przejął instrument.
Nagle poczuł gorący dotyk na głowie.
Czy parzące palce delikatnie przesuwały się po jego uszach, aż od
nasady po końce miał ochotę zamruczeć z przyjemności. Jego
dłonie same przerwały grę, wszystkie zmysły skupił się na
ciepłej pieszczocie.
- Masz dar do gry, Konoe - usłyszał
tuż przy uchu - Twoja muzyka jest naprawdę piękna.
Zamrugał,
zaskoczony słowami wypowiedzianymi przez ten tak dobrze znany,
głęboki
głos. Razel stał nad nim i patrzył mu w oczy. Ku zdziwieniu Konoe
płynęły pomiędzy nimi delikatne nitki światła, jakby jego pieśń
dotarła...
- Do serca demona... - wyszeptał
zszokowany kot.
Razel uśmiechnął się tylko, po
czym złożył na jego ustach palący pocałunek. Trwało tu ułamek
sekundy, jednak uczucie pozostało. Już kiedyś czuł te wargi na
swoich... Chciał więcej. Ognistowłosy jednak odsunął się od
niego.
- Dzisiaj już pójdę - powiedział
spokojnym głosem - Chciałbym, żebyś jeszcze kiedyś dla mnie
zagrał.
Po
tych słowach zniknął w czerwonych płomieniach. Nim do Konoe
dotarło, co się stało, pokój był pusty i ciemny, a jego palce
delikatnie wprawiały struny w drżenie. Ahh...
Ta melodia brzmi jak ogień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz