sobota, 23 stycznia 2016

Lamento Otto

- Hej, idioto - warknął nagle Rai, wyrywając Konoe z zamyślenia podczas wylizywania się.
- Czego? - odpowiedział brązowowłosy, obdarzając towarzysza niezadowolonym spojrzeniem.
- Twój trening jako Sanga... Myślałeś nad tym, by zmienić medium?
- Co masz na myśli? - ogon Konoe mimowolnie poruszył się.
- Nie musisz śpiewać swoim głosem, co nie? Może gdybyś wziął jakiś instrument, byłoby ci łatwiej - wymamrotał Rai, patrząc wprost na mniejszego kota.
Konoe nigdy nad tym nie myślał. Jest dopiero początkującym Sangą, jednak kilka razy udało mu się wydobyć z siebie pieśń... Poza tym on nie potrafi grać na żadnym instrumencie.
- Nauczyłbyś się - stwierdził białowłosy, jakby czytał mu w myślach.
- N-Nie mam pojęcia... - mruknął Konoe, wracając do lizania ramienia.
Kiedy był z Razelem w bibliotece, udało mu się gwizdnąć książkę, podręcznik dla Sang, w którym pisze że od sposobu utworzenia pieśni zależy jej efekt. Wybierając taki instrument musiałby się kierować wieloma rzeczami, dlatego większość Sang woli śpiewać swoim głosem. Są to ogólne pieśni wzmacniające ciało i umysł, bez żadnych efektów specjalnych. Jakby się zastanowić, są instrumenty które pozwalają Toudze wykorzystać moce żywiołów, oczywiście z odpowiednią pieśnią...
- Masz jakiś pomysł, co by to mógł być za instrument? - usłyszał.
- Hm... Zależy, jaki efekt chciałbyś osiągnąć z moją pieśnią.
- Chcę być silniejszy - odpowiedział bez zawahania Rai.
- Do tego wystarczyłby mój głos - burknął Konoe - Inne medium jest na pieśń leczącą, inne na pieśni żywiołów...
- Czyli potrzebujesz kilku instrumentów.
- Nie... Ehh, posłuchaj mnie. Zgodnie z podręcznikiem nie ma sensu specjalizować się w więcej niż dwóch mediach, bo po prostu żadnego z nich nie opanuję jak należy. Jednym, podstawowym medium jest głos, drugie zaś...
- W skrócie mówiąc muszę wybrać.
Zamyślony Rai znów zwrócił wzrok ku oknu, podczas gdy Konoe kontynuował wylizywanie. Już nawet nie przejmował się tym, że białowłosy mu przerwał, kłótnia nic by mu nie dała. Gdy przesunął język z ramienia na dłoń spojrzał na swoje pazury. Wyglądały dość marnie, średnio zadbane i pół tępe... Ostatnio nie miał głowy do ostrzenia ich. Poczuł gwałtowną chęć wybiegnięcia z pokoju i zaatakowania jakiegoś drzewa.
- Marnie wyglądają. Ostrzysz je w ogóle? - usłyszał głos Raia, który znów patrzył na niego, nie przez okno.
- W-Właśnie nad tym myślałem - burknął zawstydzony brązowowłosy.
- Hm.
W takich momentach z przyjemnością by go udusił.

- Wychodzę - oznajmił Konoe, podnosząc się z łóżka.
Nie otrzymał odpowiedzi, więc po prostu wsunął buty i wyszedł z pokoju. Minął recepcję, gdzie leżała już karteczka o przygotowywanej kolacji i wyszedł z gospody, kierując się na jej tył. Było tam drzewo, które bardzo upodobał sobie Asato i które i tak już wyglądało, jakby je zaatakował rozszalały niedźwiedź, więc nic się nie stanie gdy i on go użyje. Po paru minutach naostrzone pazury prezentowały się o niebo lepiej, więc Konoe z zadowoleniem ruszył z powrotem do pokoju. Przypomniało mu się jednak zagadnienie, o którym dyskutowali - jaki instrument byłby najlepszy dla Raia? Nawet nie zauważył że przystanął, machając ogonem w zamyśleniu. A może by przeszedł się po straganach? Różne rzeczy idzie kupić na targu w Ransen, może któryś instrument przykułby jego uwagę. Czując nagle, że nie ma ochoty wracać do Raia po prostu zastrzygł uszami i ruszył na główny plac.
Miejsce to nawet w porach wieczornych było zaludnione. Koty z całej Sisy ściągają tu w poszukiwaniu towarów i schronienia. Pilnując się, by nikt nie zaszedł go od tyłu Konoe nieśmiało zerkał na asortymenty na ladach, szukając czegokolwiek instrumentopodobnego. Jako pierwsze znalazł proste okariny na osiem i dwanaście palców, zachwalane jako ręczna robota przez podstarzale wyglądającą kocicę. Zaskoczony jej widokiem Konoe odszedł od stoiska zanim w ogóle rozważył gliniane flety. Widział też harfę, ale taką dużych rozmiarów, więc wizja ciągnięcia jej za sobą w czasie walki albo podczas podróży sprawiła, że Konoe już widział jak przeciwnicy padają ze śmiechu. Ktoś sprzedawał stare, zużyte skrzypce, jednak wyglądały one na mocno zniszczone i ich cena była zdecydowanie zawyżona, więc też odpadły. Na jednym stoisku były drewniane flety proste, które z kolei wylądowały na liście "do rozpatrzenia". Ostatnim znaleziskiem był stragan z czterema instrumentami - lutnią, dzwonkami, bębenkiem i dobrze wyglądającymi skrzypcami. To dawało w sumie pięć instrumentów do wyboru. Na wszystkie było go stać, gdyż szybciutko przeliczył kamienie by się upewnić. Ale który instrument byłby najodpowiedniejszy? Kojarzył tylko, że większość instrumentów dętych odpowiada za żywioł wiatru - to by znaczyło, że flet dawałby zieloną energię tego żywiołu. Powinien wybrać flet? Gdy spojrzał na lutnię od razu przed oczami stanął mu Poeta. Gdyby miał strzelać powiedziałby, że lutnia daje uzdrawiającą pieśń, jednak nie miał na to żadnego dowodu.
- Konoe! - usłyszał za plecami znajomy głos.
Gdy się odwrócił, zobaczył jak z dachu macha do niego Asato. Był dość niedaleko, jednak przykuwał sporo uwagi stojąc w takim miejscu, więc Konoe szybko pobiegł w jego stronę. Na szczęście czarnowłosy zszedł stamtąd by spotkać się z nim na ziemi.
- Konoe - uśmiechnął się czarny kot - Co robiłeś przy tamtym straganie? Wyglądałeś na bardzo zamyślonego.
- Nic takiego - odparł brązowowłosy - Zastanawiałem się, jaki instrument powinienem wybrać.
- Instrument? Konoe chce grać na instrumencie? - granatowe oczy Asato zalśniły radością.
- Jako Sanga - odparł kot, nieco zawstydzony reakcją większego towarzysza - Nie umiem się zdecydować.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytał Asato, machając z oczekiwaniem ogonem. Widać było, że chce usłyszeć tak, ale Konoe nie wiedział, czy faktycznie może się okazać użyteczny.
- Nie mam pomysłu na to, jaki instrument pasowałby do Raia - westchnął w końcu, kładąc biało-brązowe uszy po sobie.
- Czemu do Raia? Nie powinien pasować do Konoe?
Konoe na chwilę zamarł w bezruchu. Miał ochotę strzelić sobie w twarz za bezmyślność. Oczywiście nie pomyślał o tym, że to on jest Sangą, a nie Rai. To Touga ma się dostosować do niego. Ahh, ależ z niego debil!
- Dzięki, Asato - rzucił radośnie, całując czarnowłosego w policzek.
- P-Proszę... - odparł zawstydzony Kirańczyk, jednak Konoe tego nie usłyszał, już radośnie biegł z powrotem do stoiska.
Który instrument wybrać? Przystanął przez straganem i spojrzał na wszystkie cztery. Potem na flety na stoisku obok. Znów na chwilę zagubiony myślał nad wyborem, aż w końcu wymyślił. Odetchnął głęboko i dotknął pieśni, która drzemała w jego głębi. Kto będzie wiedział lepiej, jak nie ona? Gdy otworzył oczy nie emanował światłem, jednak świat wyglądał nieco inaczej. Płynęły nim kolorowe prądy energii, które łączyły wszystko co żywe. Konoe miał ochotę ich dotknąć, jednak powstrzymał się i skupił. Gdy znów spojrzał na instrumenty, jeden z nich zaczął lśnić jasnym światłem. Lutnia. Oczywiście. Uciszył pieśń nucącą w jego piersi.
- Przepraszam - zagadał do właściciela straganu - Wezmę tą lutnię...
- Hm? A, pewnie - mruknął sprzedawca, jakby dopiero teraz go zauważył - 10 kamieni.
Już odliczona suma wylądowała w ręku drugiego kota, a Konoe odszedł z lutnią w rękach. Czuł, że dokonał słusznego wyboru.

- Przez tyle czasu ostrzyłeś- Co to jest? - warknął Rai, ledwie Konoe zamknął za sobą drzwi do ich pokoju.
- Lutnia - stwierdził Konoe, podchodząc do swojego łóżka i zdejmując wyposażenie.
- Tyle zauważyłem - sarknął białowłosy - Po co ci ona?
- Sam mówiłeś, żebym spróbował z innym medium...
- A jaki efekt daje?
- Nie mam pojęcia.
- Hm.
Nie doczekawszy się komentarza Konoe usiadł na łóżku ze swoim nowym nabytkiem. Nie miał zielonego pojęcia, jak się na tym gra i nie znał nikogo, kto mógłby go tego nauczyć. Nieśmiało położył sobie instrument na kolanach i zabrzdąkał. Lutnia wydała z siebie bliżej nieokreślone dźwięki po czym znów umilkła. Konoe zerknął na Raia, który obserwował jego poczynania.
- Na mnie nie patrz. Jestem wojownikiem, nie grajkiem - mruknął białowłosy, odwracając wzrok w stronę okna.
Innymi słowy - ucz się sam. Konoe westchnął i odłożył instrument. Nawet krótkie przywołanie pieśni go zmęczyło, w dodatku zżerała go ciekawość co to były za kolory, które widział. Czy te prądy energii zawsze tam były? Już się wcześniej wylizywał, więc tylko zawinął się w koc i ułożył spać. Jutro spróbuje poćwiczyć granie na swoim nowym nabytku.
Gdy rano się obudził, Raia nie było w pokoju. Jak zwykle gdzieś sobie poszedł, nie racząc go łaskawie o tym powiadomić. Uchylone okno wpuszczało do środka światło, więc Konoe ocenił że jest mniej więcej pora śniadania. Po porannej toalecie ubrał się i zszedł na dół. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył Kaltza i Razela, rozmawiających cicho ze sobą we wspólnej sali.
- Co tutaj robicie? - zapytał, gdy podszedł do demonów.
- Ustalaliśmy, kto dzisiaj idzie do biblioteki - odparł spokojnie Kaltz - Ponieważ zamienialiśmy się wcześniej, teraz wypada moja kolej.
Po tych słowach pochłonął go błękitny ogień. Konoe nie przejął się bezceremonialnym wyjściem, tylko zwrócił twarz w stronę Razela.
- A ty, co dzisiaj robisz? - zapytał z czystej ciekawości. Nie liczył na odpowiedź, ale...
- Nie mam na dzisiaj planów, jednak nie chcę odpowiadać na wezwania - mruknął ognistowłosy.
Konoe zastrzygł uszami. Naprawdę nie spodziewał się odpowiedzi. Dostrzegłszy jego reakcję Razel przyglądał mu się.
- Chciałbyś czegoś ode mnie? - zapytał głębokim głosem.
Czy chciałby? Konoe sam musiał się zastanowić. Na myśl przyszły mu dwie rzeczy, które od dnia poprzedniego zaprzątały mu głowę.
- Nie wiesz przypadkiem, jak grać na lutni? - zapytał. Głupio się czuł zadając takie pytanie, jednak Razel nie wyglądał na zdziwionego
- Mam znikome pojęcie, jednak nie wiem, czy byłbym w stanie cię tego nauczyć.
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale w sumie nie oczekiwał też, że demon byłby w stanie mu pomóc.
- Hmm... Wczoraj na rynku przywołałem pieśń i zobaczyłem coś dziwnego, jakby strumienie energii płynące od każdego i do każdego... Wiesz może, co to jest?
Razel nic nie odpowiedział, tylko przyglądał mu się badawczo. Pod spojrzeniem tych błękitnych oczu czuł się przyparty do muru, jednak nie bał się. Z jakiegoś powodu nigdy się nie bał demona gniewu.
- To coś, co my, demony, widzimy na co dzień. Jest to przepływ emocji pomiędzy ludźmi. Różne kolory odpowiadają różnym emocjom, można po nich zlokalizować właściwie każdego. Służą też za kanały do przenoszenia się, a dla nas stanowią także źródło utrzymania i zdobywania pożywienia.
Konoe gapił się przez chwilę na demona, analizując jego słowa. Czyli demony używają tych strumieni emocji przepływających pomiędzy kotami do własnych celów. Czy to znaczy, że ich egzystencja zależna jest od istnienia ribika?
- Czy to znaczy, że bez nas... co by się z wami stało?
- Nie moglibyśmy opuszczać Ciemności i nasza moc by nie rosła. Zawsze jednak ktoś zajmuje naczelne miejsce na Ziemi, więc prędzej czy później przepływ zostałby wznowiony.
A już miał nadzieję, że byłby to argument za pomocą w pokonaniu Leaksa bez części ze zjadaniem go żywcem. Widząc jego oklapnięte uszy Razel delikatnie pogłaskał go po głowie. Ostatnio często zdarzał mu się ten gest, przez który te części, których dotknął płonęły przez resztę dnia. Nie rozumiał, dlaczego demon to robi, jednak nie potrafił tego nienawidzić... Niemal mruknął niezadowolony, gdy ciepło z jego głowy zniknęło.
- ...Dlaczego to robisz? - wymamrotał Konoe, czując jak rumieniec wpływa mu na policzki.
Zapadło milczenie. Ponieważ chłopak patrzył na swoje buty przez chwilę myślał, że Razel po prostu sobie zniknął, żeby uniknąć niewygodnego pytania, jednak gdy podniósł nieco wzrok nadal widział demona. Powinien wiedzieć dlaczego. Żeby go przekonać, by dobrowolnie poddał się mu i pozwolił się pożreć. Z jakiegoś powodu jego serce zapiekło, choć nie potrafił zrozumieć dlaczego.
- Impuls. My, demony, jesteśmy wierni swoim pragnieniom. Gdy zobaczyłem twoje oklapnięte uszy, chciałem je pogłaskać, więc to zrobiłem. To wszystko.
Słowa Razela spowodowały mętlik w głowie Konoe. Gdyby demon powiedział, że zdobywa punkty w ich rankingu "kto zje Konoe" mógłby to zaakceptować. Ale on zabrzmiał, jakby się martwił. Jakby chciał poprawić mu humor. Tego Konoe nie mógł zrozumieć. Zagubiony wpatrywał się w czubki swoich butów, nieświadomie machając ogonem na prawo i lewo.
- Chcesz, żebym spróbował ci pokazać coś z tą lutnią? - dotarło do jego uszu.
Wizja Razela uczącego go chwytów była dziwna, jednak z jakiegoś powodu nie miał nic przeciwko. Sam go o to zapytał, prawda? Po całym zamieszaniu miał wątpliwości, jednak nie potrafił nie wierzyć słowom ognistowłosego, gdy ten pomógł mu już tyle razy. Gdyby tak... Gwałtownie potrząsnął głową. Nie może o tym myśleć. To demon. Może go wykorzystać, ale nie może mu ufać. Mimo to skinął głową Razelowi i ruszył do swojego pokoju po instrument. Przecież to tylko granie. To nic nie znaczy. Jego umysł to powtarzał raz za razem. To wcale nie znaczy, że mu ufa. Bzdura. Kłócąc się z samym sobą wziął do ręki lutnię i poszedł w stronę pokoju demonów. Razel już tam na niego czeka.

- Hej, idi- Co tutaj się dzieje?
Rai wparował do pokoju z takim impetem, że Konoe niemal wyskoczył z własnej skóry. Na przeciwnym łóżku siedział Razel, który od tygodnia uczy go grania na lutni i to właśnie na nim skoncentrował się wzrok jasnobłękitnego oka.
- Czemu ten demon siedzi na moim łóżku?
- Przecież mówiłem ci, że Razel...
- Wiedziałem, że jesteś idiotą, ale nie że aż tak skończonym kretynem - warknął Rai - Gdy ten gość postanowi cię pożreć podczas waszego małego randevu nie licz, że przybędę ci z odsieczą.
- Nawet mi to przez myśl nie przemknęło - odwarknął Konoe, zirytowany podejściem białowłosego - Nie jestem jakimś głupim dzieciakiem, za jakiego najwidoczniej mnie masz.
- Może zamiast się spierać na temat inteligencji Konoe, pokaż mu czego się nauczyłeś - przerwał im spokojnie Razel, patrząc to na jednego, to na drugiego.
Rai nadal wyglądał na gotowego zaatakować w każdej chwili, jednak Konoe go zignorował. Chwycił instrument jak należy i poruszył struny. Wydobył z niego kilka dźwięków, które łagodnie pogłaskały jego słuch. Gdy już wyczuł nuty wczuł się w siebie i zaczął grać wymyśloną na poczekaniu melodię. Z lutni wydobywały się piękne dźwięki, które zdawały się osiadać na wszystkim dookoła i rozsiewać dookoła siebie spokój i harmonię. Konoe był tak skupiony na grze, że zapomniał o cały świecie - po prostu grał, pragnąc dawać ten spokój i odczuwać go samemu. W końcu przerwał grę i otworzył oczy. Rai patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Razel jak zwykle obserwował obojętnie.
- Co o tym sądzisz? - zapytał, naprawdę ciekaw opinii białowłosego.
Skrycie liczył na pochwałę. Chciałby usłyszeć, że naprawdę mu się to podobało. Jednak Rai, jak to ma w zwyczaju, rozbił jego marzenie na kawałeczki.
- Musisz jeszcze poćwiczyć - stwierdził sucho - Zabierz tą gitarkę na następny trening.
Po tych słowach opuścił pokój. Konoe odczuł lekki zawód. Jak na tydzień ćwiczeń poczynił ogromne postępy, dlaczego więc ten głupi kocur nie potrafi tego docenić? Uderzył ze złością ogonem w łóżko. Dopiero wtedy przypomniał sobie o obecności Razela.
- Technicznie nadal masz braki - powiedział demon - Jednak to dopiero tydzień. Niektórzy uczą się tego całe życie.
- Wiem...
- Może powinieneś spróbować wpleść w tę muzykę moc Sangi?
Sam też o tym myślał, jednak bez Raia nie miałby osoby, z którą osiągnąłby kompatybilność. Może gdyby poprosił Asato... Kiedy pomyślał o czarnym kocie, poczuł nagły smutek. Rzadko się widywali, gdyż kot znikał na całe dnie, jeszcze częściej niż Rai. Zupełnie nieświadomie poruszył strunami wygrywając krótką, smutną melodię. Znów spojrzał na Razela.
- Dziękuję ci za pomoc - powiedział cicho - Nie będziesz miał z tego powodu problemów?
- Nie musisz się o mnie martwić, Konoe.
Jego imię w ustach demona brzmiało miękko. Konoe delikatnie zastrzygł uszami, karcąc się za własne myśli. Złość na Rai znów ożyła w jego tętnicach. Miał ochotę zrobić mu na złość i rozbić lutnię na kawałeczki. Szybko jednak przeszedł mu ten pomysł - po tygodniu już przywiązał się do instrumentu i nie chciałby go niszczyć. Znów przysunął palce do strun i zaczał grać melodię płynącą prosto z serca. Zawierała cały jego smutek, żal, gniew, pragnienie, cały ten emocjonalny wir, który obraca nim każdego dnia. Przelał w struny Emaptię, niezrozumiałe uczucia wobec Razela, nienawiść do Leaksa i tęsknotę za Karou. Niespodziewaną miłość do Ransen, przyjaźń z Tokino, z Asato i Bardo. Dziwne stosunki z demonami. Zupełnie się w tym zatracił, pozwolił, by jego emocje przejął instrument.
Nagle poczuł gorący dotyk na głowie. Czy parzące palce delikatnie przesuwały się po jego uszach, aż od nasady po końce miał ochotę zamruczeć z przyjemności. Jego dłonie same przerwały grę, wszystkie zmysły skupił się na ciepłej pieszczocie.
- Masz dar do gry, Konoe - usłyszał tuż przy uchu - Twoja muzyka jest naprawdę piękna.
Zamrugał, zaskoczony słowami wypowiedzianymi przez ten tak dobrze znany, głęboki głos. Razel stał nad nim i patrzył mu w oczy. Ku zdziwieniu Konoe płynęły pomiędzy nimi delikatne nitki światła, jakby jego pieśń dotarła...
- Do serca demona... - wyszeptał zszokowany kot.
Razel uśmiechnął się tylko, po czym złożył na jego ustach palący pocałunek. Trwało tu ułamek sekundy, jednak uczucie pozostało. Już kiedyś czuł te wargi na swoich... Chciał więcej. Ognistowłosy jednak odsunął się od niego.
- Dzisiaj już pójdę - powiedział spokojnym głosem - Chciałbym, żebyś jeszcze kiedyś dla mnie zagrał.
Po tych słowach zniknął w czerwonych płomieniach. Nim do Konoe dotarło, co się stało, pokój był pusty i ciemny, a jego palce delikatnie wprawiały struny w drżenie. Ahh... Ta melodia brzmi jak ogień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz